1.1: Wilczy księżyc

1.3K 42 20
                                    




09. stycznia 2011 - niedziela

Każdego dnia, od kiedy przyjechała do miasta, chodziła na spacery z Isle do starego spalonego domu Hale'ów, by spotkać Laurę, ale nigdy jej tam nie zastała. Dziewczyna nie zostawiła żadnej wiadomości, ani nie dzwoniła. To bardzo Charlotte niepokoiło. Dla zabicia czasu próbowała także znaleźć tutejsze drzewo druidów, które przy tak silnych prądach tellurycznych powinno być w tym miejscu ogromne i trudne do przeoczenia, ale niestety nie natrafiła na nie.

W niedzielę, tuż przed rozpoczęciem semestru snuła się niespokojnie po domu przez pół dnia. W końcu nie wytrzymała i wybrała się razem z Isle do lasu, by pobiegać. Po drodze zaczepił ją inny biegacz, który postanowił się do niej przyłączyć. W czasie rozmowy okazało się, że to nauczyciel chemii z jej szkoły, Adrian Harris. Gdy dowiedział się, że jest jego nową koleżanką, zaczął jej opowiadać o tutejszych dzieciakach, z wielką goryczą zaznaczając, że wszyscy są tragicznymi leniami i nieukami, z pominięciem kilku chlubnych wyjątków.

W pewnym momencie nawet pies nie mógł go już słuchać, a przynajmniej tak wydawało się czarownicy, bo wyrwał do przodu, ujadając, jakby goniąc zwierzynę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Isle była całkowicie pozbawiona instynktu łowieckiego, na rzecz pasterskiego, raczej zaganiała stado, żeby zawsze było razem. Charlie nie zastanawiała się długo i zaraz zboczyła ze ścieżki i pognała za swoją czworonożną przyjaciółką, za nią zaś podążył Harris. Znalazła psa, stojącego nad jednym z leśnych wykrotów, ujadającego zajadle, ale nie ruszającego się z miejsca. Podeszła bliżej, a jej oczom ukazał się przerażający widok. Zwłoki, a właściwie to ich dolna połowa, odziana w dopasowane do smukłych, kobiecych nóg, dżinsowe spodnie. Opadła na kolana, przerażona. Nie musiała mieć magicznych mocy, żeby wiedzieć, że się spóźniła, przybyła zbyt późno, żeby pomóc Laurze z jej problemem. Nie musiała nigdy widzieć dziewczyny, żeby wiedzieć, że to ona, zresztą, znajomość twarzy zupełnie na nic by się nie przydała, przy zastanych okolicznościach.

Harris zachował zadziwiającą dozę zimnej krwi i zadzwonił na telefon alarmowy. Gdy czekali na policję, mężczyzna próbował ją uspokoić, niestety, jego starania nie przynosiły skutku. Zapach śmierci i krwi, unoszące się w powietrzu, które teraz rozpoznawała bez wysiłku, za bardzo wyprowadzały ją z równowagi i burzyły krew.

***

W niedalekiej odległości od lasu stał dwupiętrowy dom należący do rodziny McCall. Z pokoju na piętrze dolatywała dosyć głośna młodzieżowa muzyka, a jego mieszkaniec metodycznie zaplatał siatkę na kiju do gry w lacrosse. Co jakiś czas zerkał do instrukcji, by upewnić się, że nie popełnił żadnego błędu, a kiedy uznał, że zadanie wykonał, sprawdził wytrzymałość splotu pięścią. Wstał z krzesła i przeciągnął się przed lustrem, obserwując swoją sylwetkę. W czasie przerwy semestralnej dużo nad sobą pracował i choć dodatkowe ćwiczenia nie zaszkodziłyby na pewno, wyglądał już całkiem satysfakcjonująco, i był z siebie zadowolony. Jego naturalnie opalona skóra, którą zawdzięczał latynoskim korzeniom matki opinała delikatnie rysujące się pod skórą mięśnie. Sięgnął po kij i zamachnął się, przez przypadek trafiając w nocną lampkę, która spadła ze stolika i rozbiła się na podłodze.

- Klej jest w szafce w korytarzu! - dobiegł go z parteru głos jego mamy, by po chwili mógł zobaczyć w drzwiach jej sylwetkę. Była drobnej budowy, miała na głowie burzę czarnych loków, teraz upiętych w schludnego warkocza, patrzyła na niego z troską w ciemnobrązowych oczach, takich samych jak jego. - Myślałam, że zrezygnowałeś z lacrosse'a.

- Nie zrezygnowałem, po prostu nigdy nie zagrałem... - westchnął ciężko, w poprzednim semestrze nie udało mu się dostać do pierwszego składu i nigdy nie wystąpił w żadnym meczu, teraz miało być jednak inaczej.

Wilkołaki - cykl CZAROWNICA: TOM1 -TeenWolf fanfic - Derek Hale x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz