8 | Spotkanie

149 12 34
                                    

Pogorzelisko, dawne tereny Meksyku
noc między drugim a trzecim dniem Fazy Drugiej

Thomas wiercił się niespokojnie. Próbował znaleźć w ten sposób na tyle wygodną pozycję do snu, żeby rano nie obudzić się z siniakami i zdrętwiałym ramieniem, lecz nie było to łatwe zadanie. Kiedy po raz trzeci wykonał pełen obrót wokół własnej osi, w oddali dostrzegł jakiś ruch. Zaintrygowany, usiadł i przyjrzał się uważniej.

Niespełna sto metrów od prowizorycznego obozowiska, które rozbili, znajdował się stary budynek, niewielkich rozmiarów, przywodzący Thomasowi na myśl Pokój Map w Strefie. Szopa sprawiała wrażenie, jakby stała tam od stu lat, a chłopak nie wiedział, czy to stwierdzenie nie było bliskie prawdy. Z racji ograniczonej widoczności i sporego dystansu, który dzielił go od budowli, nie widział zbyt dokładnie tego, jak wyglądała.

Jednak zdecydowanie ktoś tam był. I machał do niego.

Zanim zdążył zastanowić się, co robi, Thomas zerwał się na równe nogi i zaczął biec w stronę szopy. Pech chciał, że potknął się o coś i zaklął głośno, kiedy omal się nie wywrócił. Niestety, jego przekleństwo zbudziło Minho.

— Thomas? Co ty, purwa, robisz?

„Niech to szlag", zaklął ponownie, tym razem w myślach. Zapomniał, że były Opiekun Zwiadowców miał sen jak królik – wystarczył byle szmer, by się ocknął, gotów walczyć z zagrożeniem.

— Thomas?

Chłopak nie czekał, aż Azjata odnajdzie go wśród nocnych ciemności i znów zerwał się do biegu. Przyspieszył, słysząc powtarzające się nawoływania. Noc była chłodna, wiatr na chwilę ucichł. Zesztywniałe od zimna i bezruchu mięśnie Thomasa protestowały bólem, gdy tylko stawiał stopę na ziemi. W miarę, jak zostawiał Streferów za sobą, okrzyki słabły, aż w końcu ucichły zupełnie.

Nim się obejrzał, był już przy szopie.

Tymczasem wołania Minho zdążyły obudzić połowę obozu. Nettie, przecierając oczy, dźwignęła się na nogi. Starannie ominęła na wpół przytomnych Streferów i podeszła do Minho. Stanęła przed nim, unosząc w górę palec wskazujący, po czym ziewnęła.

— Jest jakiś powód, dla którego budzisz nas wszystkich w taki sposób po zaledwie dwudziestu minutach snu? — spytała rzeczowym tonem.

Minho odwrócił się w jej stronę tak szybko, że odruchowo cofnęła się o krok.

— A jak myślisz? Ten idiota najwyraźniej stracił resztki rozumu, jakie posiadał i poleciał cholera wie gdzie! — wykrzyknął zdenerwowany.

— Kto poleciał cholera wie gdzie?

— Thomas, a kto inny! — burknął Minho. Przeczesał włosy palcami, a następnie założył ręce na piersi. Nettie westchnęła.

— Uspokój wszystkich i każ im pójść z powrotem spać, jeśli możesz to zrobić — poprosiła go dziewczyna. — Przyprowadzę go. W którą stronę pobiegł?

Minho ledwie zauważalnie skinął głową. Nettie zapięła zamek błyskawiczny kurtki aż pod samą szyję i truchtem ruszyła we wskazanym przez Strefera kierunku.

Ciemny kształt, który widziała wcześniej, okazał się być rozpadającą się ruderą. Drewniane deski, z których była zbudowana szopa, spróchniały albo były przeżarte przez korniki, szyby w oknach były wybite, a ostre fragmenty, które zostały we framugach, były pokryte jakąś zaschniętą mazią. Nettie wolała nie wiedzieć, co to dokładnie było.

Obeszła budynek z trzech stron, zanim odnalazła drzwi. Wprawdzie mogłaby w razie czego wejść oknem, jednak wolała zostawić to jako rozwiązanie ostateczne. Drzwi prezentowały się niewiele lepiej od całej reszty. Brakowało w nich klamki, ale na szczęście były uchylone.

𝐓𝐇𝐄 𝐃𝐄𝐒𝐄𝐑𝐓 𝐁𝐀𝐒𝐄 ━ 𝑡𝘩𝑒 𝑐𝘩𝑟𝑜𝑛𝑖𝑐𝑙𝑒𝑠 𝑜𝑓 𝑡𝘩𝑒 𝑚𝑎𝑧𝑒¹Where stories live. Discover now