17 | Zasadzka DRESZCZu

80 5 0
                                    

góry Sierra Madre, Pogorzelisko, dawne tereny Meksyku
siódmy dzień Fazy Drugiej

Znajdujący się najbliżej Thomasa chłopcy otoczyli go ciasną grupką. Minho pokręcił głową.

— Mowy nie ma — warknął rozzłoszczony. Co oni sobie myśleli? Pojawiają się nie wiadomo skąd, mierzą do nich z włóczni i łuków, a na czele tej bandy stoi nie kto inny, tylko Teresa, zdrajczyni i pupilek DRESZCZu.

„Jeśli to nie śmierdzi podstępem na kilometr, to nie wiem, co śmierdzi", pomyślał Azjata zirytowany całą sytuacją. Upał się nasilał, a oni stali tu jak idioci, bo przejście blokowała grupka dziewczyn z patykami. Śmiechu warte.

— Chyba mnie nie zrozumiałeś. — Uśmiech Teresy był przesycony kłamstwem. — Nie macie wyboru. Albo oddacie nam Thomasa po dobroci, a my pozwolimy wam odejść w spokoju, albo was wszystkich zabijemy, a potem i tak go zabierzemy — chociaż powiedziała to spokojnie, to jej chłodny i ostry jak brzytwa ton głosu nie pozostawiał wątpliwości, że była to starannie zawoalowana groźba.

Jakby na potwierdzenie jej słów jedna ze stojących w pierwszym szeregu dziewcząt uniosła łuk, naciągnęła strzałę na cięciwę i wycelowała dokładnie w oko Minho. Była niska i drobna, ale łuk trzymała pewnie, a ręce ani odrobinę jej nie drżały. Widać było, że wie, co robi i jest pewna swych umiejętności.

— Zacznę liczyć. Za każdym razem, kiedy wypowiem wielokrotność liczby pięć, Sonya zastrzeli jednego z was - odezwał się Cole, a jego niski głos odbił się echem od skał. — I tak do skutku, aż zostanie tylko Thomas. Jeden...

Wśród Streferów nastąpiło poruszenie. Ktoś przepychał się przez tłum w kierunku Teresy i Grupy B. Chłopcy krzyczeli, próbowali złapać Thomasa za ręce i koszulkę, ale ten uparcie parł do przodu. Wreszcie stanął przed Cole'em i Teresą i oparł ręce na biodrach.

Cole zmarszczył brwi.

— Policzyłem dopiero do jednego.

— Wiem. To chyba oznacza, że całkiem odważny ze mnie sztamak, nie? — odparł chłopak sarkastycznie. Spojrzał na Teresę, jednak ta udawała, że go nie widzi. Cole odchrząknął, zwracając na siebie uwagę Thomasa, po czym położył mu dłoń na ramieniu i niespodziewanie uderzył go pięścią w brzuch. Thomas zgiął się w pół, obejmując rękami obolałe miejsce i osunął się na kolana. Starał się zwalczyć odruch wymiotny wywołany przez cios w żołądek.

Cole odsunął się od Thomasa, jakby ten był zarażony Pożogą i kiwnął głową na dwie dość potężnie zbudowane dziewczyny.

— Związać go — rozkazał, a adresatki wypowiedzi wykonały gest przypominający salutowanie i podeszły do zwijającego się z bólu Strefera. Najpierw związały mu stopy i nadgarstki grubym sznurem. Dla pewności, że się nie uwolni, zrobiły na każdym po dwa supły, po czym z małą pomocą Cole'a wrzuciły Thomasa do ogromnego, płóciennego worka.

W worku było ciemno i duszno. Thomas zakaszlał, a wtedy w powietrze wzniosła się chmura pyłu i piasku. Skrzywił się. Oby nie nieśli go bardzo daleko, bo się udusi, zanim Teresa zdąży go zabić, pomyślał. O ile właśnie to planowała zrobić.

Usłyszał czyjeś głosy i skupił się. Materiał worka tłumił dźwięki z zewnątrz, Thomas był jednak w stanie rozróżnić słowa.

— Nie próbujcie za nami iść — ostrzegł Cole Grupę A. — Jeśli ktokolwiek postanowi nas śledzić, poślemy za nim strzały. Celne — dodał. Gwizdnął przeciągle i Grupa B zaczęła się zbierać. Ktoś podniósł worek z Thomasem. Szarpnęło nim, lecz worek był ciasny, więc nie przesunął się zbytnio. Poczuł, że zaczynają mu drętwieć stopy.

𝐓𝐇𝐄 𝐃𝐄𝐒𝐄𝐑𝐓 𝐁𝐀𝐒𝐄 ━ 𝑡𝘩𝑒 𝑐𝘩𝑟𝑜𝑛𝑖𝑐𝑙𝑒𝑠 𝑜𝑓 𝑡𝘩𝑒 𝑚𝑎𝑧𝑒¹Where stories live. Discover now