Rozdział XVI

1.2K 59 0
                                    

- Wiesz, że cię kocham?,
- Tak Jiminnie, wiem to. I ja ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiechnąłem się szeroko, chwilę później zasypiając utulony zapachem perfum z bluzy w jego ramionach...w ramionach mojego chłopaka.

Obudziłem się stosunkowo wcześnie, a raczej zostałem obudzony przez dziwną rozmowę telefoniczną rapera:
- Zgadza się panie Kang - pokiwał twierdząco głową - tak, oczywiście, że pasuje nam ten termin, nie ma się pan czym przejmować. - stwierdził - Niestety nie mam teraz takiej możliwości - zastanawiało mnie coraz bardziej o czym rozmawiali - Em...dlaczego? Cóż to raczej nie jest dobry argument, ale nie chciałem go budzić - rozmawiał o mnie? - ale nie ma takiej potrzeby, naprawdę gwarantuję panu, że wszystko odbędzie się bez żadnych problemów. - czy ja aby na pewno już wstałem? Bo naprawdę nie potrafiłem wydedukować o co może chodzić - Naturalnie, wszystko przekażę - stwierdził z uśmiechem - ale jak to ocenić? Proszę pana doskonale słyszałem oryginał, a pan mnie zna i chyba wie, że potrafię sam stwierdzić czy...- widocznie jego wypowiedz została przerwana - no dobrze...skoro pan już wysłał, to nie będę robić nadmiernych problemów. - wzruszył ramionami - Słucham?! Jak to z ich agencji? Już? - zdenerwowany przegryzł wargę - Dobrze...niech będzie. Dowidzenia - warknął zdenerwowany chowając komórkę do kieszeni i nie powstrzymałem się przed cichym śmiechem zwracając tym samym na siebie uwagę,
- Coś się stało kochanie? - spytałem od razu siadając po turecku na łóżku,
- Nie, skąd taki pomysł? - uśmiechnął się jakby...sztucznie? - chcesz coś zjeść?,
- Naleśniki? - spytałem z nadzieją w głosie,
- Blisko - zaśmiał się - tosty z czekoladą?,
- Biegnę.

Jeśli ktokolwiek pomyślał, że żartowałem...był w błędzie. Rzuciłem się biegiem w kierunku schodów prowadzony zapachem płynnej czekolady i o wszelkie litości jeszcze pare milimetrów w lewo i zderzyłbym się ze ścianą. Dobiegłem do blatu zasiadając od razu na krześle i czekając grzecznie na śniadanie, które ku mojemu zaskoczeniu było już całkiem przygotowane i zakryte, aby nie wystygło...chyba zamierzał mnie i tak już obudzić.

   Otrzymałem swój talerz szybko zabierając się za opróżnianie go. Na przeciwko mnie usiadł mężczyzna przyglądając się mojej osobie w pełnym skupieniu i dosłownie czułem jak jego wzrok wywierca dziurę w mojej twarzy:
- Jeśli się ubrudziłem to przepraszam, za chwilę się wytrę, nie musisz się tak we mnie wpatrywać - zaśmiałem się cicho,
- Jesteś czyściutki - wzruszył ramionami,
- To na co się tak patrzysz, Hm? - dopytałem czując nagłą ciekawość,
- Na ciebie - stwierdził - tak po prostu, bo jesteś piękny,
- Yoongi...prosiłem, żebyś tak nie mówił - jęknąłem starając się zakryć rumieńce, które mimowolnie wkroczyły na moją twarz,
- Ale ja i tak będę tak mówić - zaśmiał się widząc moją reakcję - bo jesteś śliczny, piękny, uroczy, kochany, wspaniały i mógłbym tak wymieniać dalej, ale już jesteś czerwony jak pomidor,
- To twoja wina - mruknąłem wydymając dolną wargę,
- Hej, hej - wyprostował się nagle - nie rób tak,
- Dlaczego - dopytałem z cwanym uśmiechem ponawiając czynność,
- Jimin - kontynuował - zajmij się jedzeniem,
- Nie - odłożyłem widelec spoglądając prosto w jego oczy nie zmieniając układu ust,
- Wiesz co? Średnio mnie to obchodzi, że wystygnie - mówiąc to wstał z krzesła obchodząc blat dookoła i łapiąc pewnie za mój podbródek ciągnąc go ku gorze przez co musiałem wstać i nie zdążyłem nawet wrócić wzrokiem do jego osoby, kiedy moje usta zostały zaatakowane tymi jego. Pocałunek był...leniwy. Dość długi, ale mimo wszystko leniwy i nad wyraz czuły. Trwaliśmy tak parę minut delektując się tym cholernie przyjemnym uczuciem. Poczułem jak moja dolna warga zostaje delikatnie chwycona przez jego zęby i pociągnięta do przodu przez co cicho westchnąłem, a chwilę później oderwaliśmy się od siebie z szerokimi usmiechami - kocham cię - uwielbiałem słyszeć te dwa słowa z jego ust...szczególnie, że biła od nich szczerość,
- Ja ciebie też. - odparłem wyszczerzając żeby w uśmiechu - Yoongi? Powiesz mi o czym rozmawialiście?,
- Jimin...nie mogę ci powiedzieć - stwierdził, ale widząc mój wzrok zaczął jeszcze raz zastanawiać się nad odpowiedzią - no dobra, bo tak się złożyło, że Hoseok...- nie dane mu było dokończyć,
- Ktoś mnie wzywał? - momentalnie zwróciliśmy się ku drzwiom widząc jak wyżej wymieniony wchodzi do środka niemal jak do siebie z szerokim uśmiechem, jednak kiedy zobaczył naszą dwójkę radość zamieniła się w niedowierzanie - No nareszcie się zeszli! - pisnął rozradowany,
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - raper wzruszył ramionami i naprawdę musiałem się powstrzymywać od śmiechu - Jimin przyjechał tylko po resztę rzeczy,
- Mhm oczywiście - wywrócił oczyma podchodząc do nas - przecież widzę, że ma twoją bluzę,
- Za ciepło nie jest, to czemu miałbym nie pożyczyć? - wzruszył ramionami,
- Tak, a spodniami za nią zapłacił, tak? - roześmiał się i...cóż chyba trafił na mocny argument,
- A nie mógł na przykład ich ubrudzić? - brnął w zaparte,
- Oczywiście - zaśmiał się - spodnie leżą brudne, a w szyję szerszeń go użądlił. Czy ja wam wyglądam na debila?,
- Ta...- uderzyłem go lekko z łokcia w brzuch przez co ugryzł się w język -...k się zastanawiam, co tu robisz?,
- Jak to co? Zabieram was ze sobą do Francji,
- Gdzie?! - pisnąłem,
- Miałem ci właśnie mówić - podrapał się zestresowany po karku - Hoseok powiedział swojemu szefowi z francuskiej agencji o tobie i jakby chcieli nas zobaczyć w duecie, ale mój szef się uparł, że nie puści mnie dopóki nie zostaniesz sprawdzony...i mieli wysłać kogoś od Hobiego,
- I jesteś w błędzie - stwierdził nowoprzybyły - przysłano mnie, bo ci kretyni tego nie sprawdzili,
- Cieszysz się? - spytał w końcu raper obejmując mnie od tylu ramionami,
- Bardzo, ale...- zacząłem niepewnie -...co jeśli się nie uda? A po za tym Yoongi ja mam pracę, nie mogę od tak wyjechać - spuściłem głowę w dół bojąc się jego reakcji,
- Panie Park uroczyście oświadczam, że macie najlepszego przyszłego drużbę na świecie - mówiąc to stanął na baczność salutując - już wszystko załatwiłem, a limuzyna podjedzie za pół godziny. Dodatkowo z twoim bagażem w środku,
- W takim razie idę się spakować - stwierdził Yoongi odchodząc w kierunku schodów,
- Kochanie? - zacząłem niepewnie,
- Tak, wezmę ci kilka bluz. Tylko najpierw wyleję na nie całe perfumy - zaśmiał się, chociaż nie byłem pewien czy żartował.

***

Pukając w drzwi czułem narastający stres, bo w końcu...skąd mogłem widzieć co się za nimi wydarzy? Mógł to bezwzględnie być mój koniec nawet jeśli początek wcale nie nastał...nigdy nie sądziłem, że mógłbym śpiewać zawodowo, jednak skłamałbym mówiąc, że nie marzyłem o tym od lat. Cała rozmowa mimo, że brałem w niej dość czynny udział minęła gdzieś poza moim poczuciem istnienia, a jakikolwiek kontakt z rzeczywistością powrócił dopiero kiedy staliśmy w o dziwo niewielkim studiu z ogromnymi słuchawkami na uszach, a melodia znanej nam piosenki wydostawała się z głośników. Niepewnie złapałem mężczyznę za dłoń zaciskając ją dość mocno co wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy. Szef biura...jeśli dobrze wyciągnąłem z pustego potoku słów nazywał się Lee...był o dziwo dość młody z przyjazną twarzą, a widok stojącego obok niego Hoseoka jeszcze bardziej utwierdzał mnie w tym, że będzie dobrze. Bo w końcu musiało.

  Na szczęście początek nie należał do mnie i jako pierwszy wydobył się mocny, profesjonalny rap Yoongiego, który tak szczerze po raz pierwszy w życiu dane mi było usłyszeć na żywo i nie powstrzymałem się od wstrzymania oddechu. Dość długi refren należał do mnie i starałem się, aby dać z siebie wszystko podczas niego i miałem szczerą nadzieję, że się udało, bo nigdy wcześniej nie byłem na przesłuchaniach przez co pulsujący we mnie stres mógł zepsuć barwę głosu. Ale dalej poszło już spokojniej i nim zdążyłem się dobrze rozśpiewać melodia ustała, a my zostaliśmy poproszeni z powrotem do biura.

   Zastanawiałem się czy specjalnie zaczęli rozmawiać po angielsku...a może wcześniej też tak było, tylko nawet nie zauważyłem?...W każdym razie nadmiar wrażeń zwyczajnie przeszkadzał mi w rozumieniu tego o czym rozmawiali, więc zwyczajnie siedziałem cicho na krześle oczekując jakiejś reakcji w moją stronę...bezskutecznie. Nawet wychodząc z pomieszczenia nie zostałem uraczony choćby jednym słowem, zamiast tego szliśmy w pełnej ciszy do jakiegoś dziwnego pomieszczenia, gdzie znajdowała się drabina...prowadząca na dach.

   Powoli wyszliśmy tam zastając jeden z najpiękniejszych widoków, jakie można było dostrzec...cala Francja w wieczornej aurze wyglądała niczym spełnienie najskrytszych dziecięcych marzeń. Usiedliśmy na brzegu zupełnie jakby wcale nie groził nam upadek z jakiegoś trzydziestego piętra. Yoongi patrzył się pustym wzrokiem przed siebie, a ja w odróżnieniu swoim wzrokiem lustrowałem jego twarz w poszukiwaniu odpowiedzi na wszystkie moje pytania:
- Wyglądasz jakbyś chciał o coś spytać, ewentualnie zabić mnie wzrokiem - zaśmiał się cicho - i nie marszcz tak tego czółka skarbie, bo ci żyłka pęknie,
- Kiedy się dowiem o czym mówiliście? - oburzyłem się,
- Nie słuchałeś? - zaśmiał się...doskonale wiedział, że nie rozumiałem - Ale dokument podpisałeś - cóż miał rację, bo w pewnym momencie podsunięto mi jakieś papiery, a ja je tak zwyczajnie podpisałem,
- Niespecjalnie - wzruszyłem ramionami,
- Cóż...chyba czeka nas sporo pracy, bo musimy się przygotować do wydania płyty - zaśmiał się,
- Żartujesz?! - pisnąłem rozradowany rzucając się na niego przez co wylądował na plecach, a ja na nim okrakiem. Wtuliłem się mocno w jego klatkę piersiową czując jak pojedyncza łza szczęścia opuszcza moje oko,
- Udusisz mnie zaraz - stwierdził odwzajemniając uścisk...to niewątpliwie był nowy początek. Nowe życie i nowe powołanie z miłością życia u swojego boku.

————————————————————————
Hejka!
Liczba słów: 1462
Tak w skrócie to został nam jeszcze epilog za tydzień ;)
Do następnego :*

Be my...soulmate | YoonMin | m.yg x p.jm |Where stories live. Discover now