Rozdział VI

1.3K 69 1
                                    

- Chyba zwariowałeś - stwierdziłem marszcząc brwi,
- To się okaże.

Nie miałem szans na zwycięstwo i już po chwili odebrano mi wzrok...chociaż z drugiej strony miałem okazję się przespać chwilę. Tak też zrobiłem mimo iż starałem się nie zasypiać...dla bezpieczeństwa. Obudził mnie dopiero mężczyzna, który kazał mi ustawić się tak, żeby można było spłukać farbę, więc nie miałem innego wyjścia jak rzeczywiście to zrobić i na moje szczęście woda miała odpowiednią temperaturę. Następnym co czułem był podmuch suszarki łączony z jakąś dziwną okrągłą szczotką...oby wyszło chociaż trochę ładnie, bo inaczej nie wyjdę do ludzi przez najbliższe pare miesięcy:
- Stań przed lustrem, ale zamknij oczy - poprosił, a ja właśnie to zrobiłem,
- Proszę powiedz, że coś wchodzącego w brąz lub rudy - skomentowałem,
- Em...- zaśmiał się - w ten rudy to może trochę - w tym momencie zdjął opaskę z moich oczu, a ja poczułem napływ stresu, bo co miało znaczyć to ,,trochę"? - otwórz oczy - tak też zrobiłem, a moim oczom ukazała się moja osoba z włosami w kolorze...intensywnego, jednak nie bardzo ciemnego różu, przez który otworzyłem szerzej oczy,
- Jednak zwariował - szepnąłem cicho z nadzieją, że mężczyzna tego nie usłyszy,
- Może trochę, ale ten kolor ci pasuje - wzruszył ramionami po czym opuścił pomieszczenie - została ci godzina.

Przeniosłem się do mojego pokoju i byłem zmuszony, aby na nowo wymyślać jakiś strój. W końcu postawiłem na obcisłe czarne spodnie z naszytymi przeze mnie srebrnymi zamkami na nogawkach oraz błękitną, błyszczącą koszulę z białymi rękawami. Wyjąłem wszystkie kosmetyki i korzystając z tego, że łazienka była wolna przeniosłem się do niej i zacząłem nakładać makijaż wyjątkowo skupiając się na oczach wyglądających chwilowo dokładnie jak u zombie.

Efekt końcowy podkreśliła intensywnie różowa, wodoodporna pomadka, która wedle obietnic miała się nie rozmazywać. Opuściłem pomieszczenie i zszedłem na dół, gdzie przy drzwiach stał już mężczyzna ubrany w spodnie z mojego projektu i białą, połyskującą koszulę:
- Spoźniłem się? - spytałem lekko zaniepokojony,
- Nie, mamy kilka minut nadwyżki, ale lepiej już chodź.

Opuściliśmy budynek kierując się do samochodu mężczyzny. Tym razem już nie czułem takiego dyskomfortu zajmując w nim miejsce. Droga miała trwać jakieś 20 minut, więc postanowiłem wykorzystać ten czas na drzemkę...dziś już odeśpię w nocy i będę żyć. Obudziło mnie szturchniecie w ramię, po którym wywnioskowałem, że zapewne jesteśmy na miejscu. Opuściłem pojazd, oszukałem wzrokiem Yoongiego i razem ruszyliśmy w kierunku drewnianych drzwi.

Ogród nie wyróżniał się jakoś specjalnie od innych...był duży, kolorowy z odizolowaną sporą, drewnianą huśtawką...jednak sam budynek już tak. Był naprawdę wielki, szary i śliczny, więc nic dziwnego, że to właśnie tutaj miała się odbyć impreza. Przed domem znajdował się również pokaźnych rozmiarów basen, który zapewne będzie oblegany za kilka godzin znając życie. Przed drzwiami stało dwóch ochroniarzy z listami w rękach, jednak jestem prawie pewien, że bez nich też wiedzą kto jest zaproszony...to są wrodzone skanery w oczach.

Zostaliśmy przepuszczeni po znajomosci i chwilę później wbiliśmy w sam środek wiru imprezy. Od razu do mojego nosa dotarł charakterystyczny odór łączący jednocześnie smród alkoholu, tytoniu, potu i jedzenia. Jako druga dotarła do mnie fala hałasu będącego pomieszaniem rozmów, krzyków i zdecydowanie zbyt głośnej muzyki. Gdyby nie fakt, że przyszedłem tu z samym Min Yoongim w życiu nie uwierzyłbym, że miały w takim miejscu być jakieś sławy. Nawet za czasów moich studiów mimo niskich budżetów i dominującej chęci wspólnej alkoholizacji imprezy były mniej...typowe?

Zacząłem rozglądać się dookoła i przyglądać twarzom znajdujących się tutaj osób krzywiąc się kilkukrotnie na widok parek dosłownie wysysających sobie wzajemnie dusze pewnie nawet niezbyt się znając. W tym całym wirze zgubiłem mężczyznę, co mimo wszystko zmartwiło mnie trochę. Nie znałem tu nikogo i nie czułem się zbytnio bezpiecznie widząc tych wszystkich pijanych ludzi. Postanowiłem, że chyba jednak pozwolę sobie na jednego shoota...raz się żyje, a stojąc po środku budynku w samotności musiałem wyglądać conajmniej dziwnie. Odszukałem wzrokiem bar, do którego chwilę później się udałem odbierając wybrany trunek.

Be my...soulmate | YoonMin | m.yg x p.jm |Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt