Rozdział IV

1.4K 81 5
                                    


- Bierz bagaże i idziemy, będę czekał na zewnątrz - po tych słowach wyszedł, a zaraz za nim mój szef. Byłem w kropce i musiałem naprawdę pozwolić się wywieźć niewiadomo gdzie.

Wziąłem swoje bagaże i opuściłem budynek ze spuszczoną głową. Żyłem nadal nadzieją, że wcale to wszystko nie ma miejsca w rzeczywistości, jednak na moje nieszczęście...miało. Przed budynkiem stał duży, czarny, nowoczesny samochód, który najwidoczniej należał do mężczyzny, gdyż ten stał oparty o niego z założonymi rękoma.

Wywróciłem oczyma i podszedłem do niego zachowując jednak sensowną odległość:
- Dłużej już się nie dało? - spytał na starcie, co jedynie spotęgowało moje negatywne nastawienie do tego wszystkiego - Schowaj do bagażnika swoje rzeczy i wsiadaj, nie mam ochoty spędzić tutaj całego dnia.

Po tych słowach poszedł na miejsce kierowcy, a ja posłusznie wykonałem polecenie...bo co innego mi zostało? Wsiadłem do samochodu, zapiąłem pas i starałem się usadowić jak najbardziej w stronę okna w tę samą stronę również odwracając głowę i wzrok. Jeszcze niezbyt docierało do mnie to, że mój własny szef tak po prostu sprzedał mnie temu raperowi i tym samym pozwolił to tak sobie wywieźć. A co jeśli zaprowadzi mnie do lasu i tam zabije? Albo będzie głodził? Znęcał się? Przeprowadzał jakieś eksperymenty chemiczne? Sprzeda moje części ciała i organy?Coraz bardziej zaczynałem panikować, jednak starałem się tego nie okazywać. Praktycznie leżałem głową na oknie, a ciałem do drzwiach pojazdu do tego stopnia, że obok mnie zmieściłaby się spokojnie jeszcze jedna osoba:
- Wyobraź sobie taką sytuację - zaczął drugi mężczyzna, przez co zmarszczyłem brwi, jednak nie odwróciłem się nawet minimalnie - najeżdżam przypadkiem na jakąś dziurę lub kamień, a drzwi po twojej stronie się otwierają, ty wypadasz i giniesz na miejscu. - mam wrażenie, że osiągnąłem conajmniej prędkość światła odskakując od okna i siadając na samym środku fotela, co wywołało śmiech u mojego towarzysza, który z kolei spowodował gwałtowne rozwarcie moich oczu i ust w zdziwieniu - No co?,
- Nigdy nie widziałem by pan się śmiał, panie Min - stwierdziłem czując się odrobinę pewniej niż na początku przez zerwanie panującej dookoła ciszy,
- Sugerujesz, że mam przestać? - spytał poważnym tonem, przez który aż poczułem się głupio...i nastrój padł,
- Nie, skąd - było jedynym co wydusiłem na swoją obronę - przepraszam,
- Widzę po tobie, że słabo rozumiesz co tu robisz, prawda? - zmienił nagle temat, jednak nie raczył mnie spojrzeniem,
- Zgadza się - stwierdziłem - szczególnie, że panu nie podobała się moja praca,
- Cóż...najwidoczniej się pomyliłem w ocenie i potrzebowałem chwili by to zrozumieć - wzruszył ramionami - fani byli zachwyceni i z czasem ja też, więc...chcę, żebyś przygotował mi wszystkie stroje na tygodniową sesję, a żeby inni klienci nie zawracali ci głowy zabieram cię do siebie,
- Ten pomysł jest posrany - skomentowałem, czego po chwili pożałowałem widząc zabójczy wzrok mężczyzny, który aktualnie miał nade mną pełną władzę - przepraszam,
- Załatwiłem ci wielką salę ze wszystkim czego możesz potrzebować do pracy - ponownie zmienił temat, a ja stwierdziłem, że już nie będę się odzywał.

Na moje szczęście chwilę później dotarliśmy na miejsce. Budynek był naprawdę sporych rozmiarów, a prowadzono go w kolorze białym. Każda z jego ścian posiadała bardzo duże, zapewne kuloodporne okna, jednak o dziwo z zewnątrz słabo było widać wnętrze. Ogród z przodu stanowiły głównie różne drzewka w wyrazistych kolorach oraz niewysokie krzaki. Tył domu jednak nie został przeze mnie obejrzany, gdyż nie miałem zbyt wiele czasu na przyglądanie się zewnętrznej części domu, bo zostałem tradycyjnie pospieszony.

Wziąłem swoje bagaże i z delikatnym uśmiechem na ustach ruszyłem za mężczyzną. Do domu prowadził idealnie równy chodnik, który przypadł do gustu zarówno mnie jak i mojej walizce. Chwilę później znaleźliśmy się w budynku. Wnętrze tonęło głównie w trzech kolorach: bieli, szarości i jasnym drewnie. Spodziewałem się kompletnie innego stylu po mężczyźnie. Sądziłem, że to będzie bardziej czarny dom z ogromną piwnicą, w której skryta będzie mroczna tajemnica o tym jak zabił i pozbawił wnętrzności kota sąsiadki, jednak najwidoczniej się myliłem:
- Jak już skończysz się podniecać to podejdź do kuchni - mruknął w moja stronę, a ja posłusznie ruszyłem w tamtym kierunku zostawiajac przy drzwiach bagaże. Stanąłem na tyle blisko by słyszeć to, co zapewne chce powiedzieć i na tyle daleko by nie zostać osądzonym o naruszanie przestrzeni osobistej,
- Dobra - westchnął - na dole jak widzisz jest kuchnia i salon oraz zamknięty pokój - rozejrzałem się po budynku i faktycznie napotkałem zamknięte, drewniane drzwi - tam masz jak sądzę wszystko co może ci być potrzebne do przygotowania projektów, na które masz dwa tygodnie...no góra miesiąc, który powinien ci wystarczyć. Słuchasz?,
- Tak, słucham - odparłem pewnie,
- Na górnym pietrze całkiem po lewej stronie jest twój pokój, a po prawej jest mój, więc drogą dedukcji powinieneś znaleźć łazienkę. Do salki w piwnicy możesz wejść, ale tak, żebym wiedział, natomiast do pokoju znajdującego się najbliżej moich drzwi nie wchodzisz, ja tam pracuję. Jasne?,
- Jasne - pokiwałem głową,
- Czuj się w miarę swobodnie i nie zgub się,
- Dobrze panie Min - przytaknąłem, a mężczyzna westchnął,
- Czy ja jestem aż tak stary? - spytał odwracając się w moją stronę, co lekko mnie zdziwiło,
- Nie rozumiem,
- Po prostu Yoongi, okej? - spojrzałem na niego zszokowany, jednak dość szybko się opanowałem,
- Dobrze - odparłem - przepraszam,
- Nie musisz za wszystko przepraszać - wywrócił oczyma - mam się zwracać ,,Panie Park"? - spytał z lekkim uśmiechem, który był trudny do wychwycenia, jednak naprawdę się pojawił,
- Skąd, po prostu Jimin - stwierdziłem,
- W takim razie...Jimin mam nadzieję, że jakoś tu sobie poradzisz - po tych słowach odszedł zostawiajac mnie samego w wielkim domu.

Be my...soulmate | YoonMin | m.yg x p.jm |Where stories live. Discover now