• six

1.3K 65 6
                                    

Nad samym ranem, Grace pożegnała się ze Steve'em, a potem już z nieco mniejszą przyjemnością, wróciła do łóżka i poszła spać dalej. Wiedziała, że już tak mocno się nie wyśpi, ale przynajmniej postanowiła spróbować. Starała się nie stresować i chyba jej to wychodziło, bo wtulona w poduszkę, która była przesiąknięta zapachem Rogersa, zasnęła w kilka sekund. Obudziła się, dopiero wtedy, kiedy FRIDAY uaktywniła poranny budzik.

Grace przejechała ręką po twarzy i z ulgą stwierdziła, że jej poranne mdłości minęły. Pod tym względem, ostatnie tygodnie były dla niej naprawdę okropne. Steve był bardzo pomocny, ale to nie zmieniało tego, że potem czuła się naprawdę paskudnie przez cały dzień. Tym razem wstała z jakąś dziwną energią do działania i pierwsze, co postanowiła to wycieczka do kliniki. Dawno do niej nie zaglądała i całą robotę załatwiała zdalnie w siedzibie, ale teraz mogła poświęcić się temu trochę bardziej. Wzięła szybki prysznic i zmieniała swoją pidżamę na codzienne ubrania. Jednak wtedy też z przykrością stwierdziła, że wszystkie jej ulubione cichy stawały się na nią za ciasne. Na korkowej tablicy, która wisiała nad biurkiem, przyczepiła kolorową karteczkę z napisem ZAKUPY. Odrzuciła swoje włosy do tyłu i opuściła pokój z nastawieniem, że jutro czekał ją całkiem przyjemny dzień. Przynajmniej zawsze uważała, że czas poświęcony na zakupy był w porządku. Liczyła nawet na to, że może Pepper oderwie się od swoich codziennych zajęć i jej potowarzyszy.

Weszła do pustej kuchni i westchnęła bezgłośnie. Już dawno w siedzibie nie było tak pusto i cicho. Minęło zaledwie kilka godzin od wylotu prawie całej drużyny, zapewne nawet nie byli jeszcze na miejscu, a ona już odczuwała brak ich obecności. Zwłaszcza Steve'a, który każdego ranka witał ją delikatnym pocałunkiem i pytaniem, jaki miała sen. Niby nic szczególnego, ale o wiele bardziej doceniała takie gesty, niż ktoś mógłby przypuszczać.

— Proszę pani, dzwoni pani brat — odezwała się FRIDAY, kiedy Grace przygotowywała dla siebie śniadanie. Jak podpowiadał jej dzisiejszy kaprys, idealną opcją mogłyby okazać się naleśniki, dlatego wolała z tym nie dyskutować. Oderwała się na krótką chwilę od swojej pracy, wyciągnęła telefon z kieszeni spodni i położyła go na blacie obok siebie. Przejechała palcem po ekranie komórki, a po chwili ukazał się przed nią hologram transmisji video rozmowy z Tonym.

— Dzień dobry — przywitała się, posyłając swojemu bratu szeroki uśmiech. — Co cię skłoniło do tego, by dzwonić do mnie tak wcześnie?

Tony wzruszył ramionami.

— Nic. Chciałem się tylko zapytać, co u ciebie słychać? Wszystko w porządku?

— Tak — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Wylała gotowe ciasto na patelnię i musiała przyznać – wybór naleśników na dzisiejsze śniadanie to był naprawdę genialny pomysł. — Czemu miałoby być inaczej?

— Może, dlatego, że zostałaś w siedzibie sama z Visionem i Rhodey'em?

— Steve do ciebie dzwonił? Czego w zdaniu „jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać" obydwoje nie rozumiecie?

— Hormony, sis? — Zironizował krótko, ale zamilkł na krótką chwilę, kiedy Grace posłała mu zabójcze spojrzenie. — Czaje, jesteś zirytowana, ale mam usprawiedliwienie na swoje zachowanie. Po pierwsze: fakt, rozmawiałem z Rogersem, ale nie możesz mieć za złe mi ani jemu tego, że jesteś najważniejszą osobą w naszym życiu i po prostu się o ciebie martwimy. A po drugie: zapewniam ci rozrywkę. Chyba nie wytrzymasz długo w towarzystwie Visiona i Rhodey'a, prawda?

— To na czym ma polegać ta twoja rozrywka?

— Co powiesz na małą wycieczkę do Massachusetts?

GRACE STARK: FIGHTER [3], avengersWhere stories live. Discover now