• fourteen

1.1K 69 39
                                    

Marzec 2017, farma Bartonów

Dwudziestego ósmego listopada 2016 roku Jeremy Anthony Stark-Rogers, stał się największą miłością Grace.

Po wielogodzinnym porodzie, wyklinaniu wszystkiego, co możliwe i wyzywaniu swojego brata najgorszymi epitetami w końcu mogła przywitać się ze swoim synem. Wziąć go na ręce i przyglądać mu się z największą miłością, tak jakby był największym cudem na świecie. Nie mogła uwierzyć, że po tym wszystkim, co się działo, dała radę i Jeremy był obok niej. Mogła go trzymać, całować i opiekować się nim najlepiej jak potrafiła. Wiedziała, że ten dzień zapamięta jako najszczęśliwszy w swoim życiu i nic innego nie było i nie będzie w stanie go przebić. Jednak, jak bardzo była szczęśliwa, tak równie mocno była przerażona tym, że od tej pory miała być odpowiedzialna za taką maleńką i niewinną istotę. Bała się, że zrobi mu krzywdę, ale później zrozumiała, że nie była pierwszą kobietą, która została samotną matką. Tym bardziej że ona nie była sama. Miała Tony'ego i niezależnie od niczego, tak zawsze mogła na niego liczyć.

Jednak, jak można było się spodziewać, pierwsze tygodnie po porodzie były zdecydowanie koszmarne. Nie przespane noce dawały o sobie znać praktycznie każdego dnia, ale, nawet, jeśli było źle i Grace raz, czy dwa była na skraju załamania, tak wystarczyło jej spojrzeć na niewinną twarz Jeremy'ego i wiedziała, że to wszystko i tak się opłacało. Chłopczyk stał się jej największym skarbem i była w stanie oddać wszystko, co istniało, by tylko zapewnić mu spokój i bezpieczeństwo. Nawet jeśli za każdym razem, gdy na niego spoglądała, to widziała twarz swojego ukochanego. Jeremy z cienkimi blond włosami i przenikliwymi, niebieskimi oczami był tak podobny do Steve'a, że nikt nie był w stanie zaprzeczyć temu, że był jego synem.

Jej szczęście było nieograniczone, a kiedy okazało się, że chłopczykowi nic nie dolega, miała wrażenie, jak serce pęknie jej z radości. Przez całą ciążę obawiała się, że serum, które płynęło w żyłach Rogersa i jej zmienione DNA wpłynie w jakiś sposób na ich dziecko. Nie chciała, by ich syn w jakikolwiek sposób był inny od swoich rówieśników, a już na pewno nie pragnęła, by posiadał żadne, nadzwyczajne umiejętności. Chciała, by był normalnym dzieckiem i miał, jak najbardziej zwyczajne życie. Bez zamartwiania się o samokontrolę lub wyrządzenie komuś krzywdy. I chociaż w ciągu ostatnich miesięcy lekarze zapewniali ją, że jej ciąża rozwija się jak najbardziej prawidłowo, tak dopiero badania po urodzeniu Jeremy'ego, pozwolił jej odetchnąć z ulgą.

Remy był jak najbardziej normalnym dzieckiem, a to było najważniejsze.

W cztery miesiące po porodzie, w końcu zdecydowała się spełnić prośbę Bartona i przyleciała na farmę wraz z Jeremym. Powrót do tego miejsca wywołał wiele wspomnień i Grace po raz kolejny nie mogła znieść myśli, że jej syn wychowywał się bez ojca. Jednak nawet jeśli ta sytuacja zdecydowanie ją przygnębiała, tak ciągle nie miała na tyle odwagi, by wybrać numer telefonu do Steve'a i z nim porozmawiać. Jedyne, na co się odważyła to krótka wiadomość ze zdjęciem Jeremy'ego, a potem kilka kolejnych fotografii, które przedstawiały ich syna. Steve zasługiwał na to, by wiedzieć, co się dzieje, nawet jeśli jego samego nie miało być obok.

Często przeklinała go za to, że nie było go przy niej, wtedy gdy najbardziej go potrzebowała. To nie on był osobą, która trzymała ją za rękę i szeptała słowa pocieszenia w trakcie porodu. To również nie on pomagał jej zajmować się Jeremym i jak bardzo chciała obwiniać jedną, konkretną osobę za tą sytuację, tak wiedziała, że nie mogła. Każde z nich podjęło decyzję i Grace mogła mieć jedynie nadzieję na to, że wszystko się jeszcze ułoży. Obecność Jeremy'ego właśnie ją w tym zapewniała. Chłopiec wprowadził do jej życia jakąś iskierkę wiary w to, że będzie dobrze. Po raz pierwszy od miesięcy wydawało jej się, że faktycznie tak może być. Nawet jeśli ona i Steve nie mieli być już nigdy razem.

GRACE STARK: FIGHTER [3], avengersKde žijí příběhy. Začni objevovat