Rozdział V: Axis Mundi cz. 5

827 7 3
                                    

-Co on tutaj robi do kurwy nędzy? - krzyknął najgłośniej jak się dało Vernon Roche. Zmarszczka przebiegła po jego czole, a usta wykrzywiły się nieprzyjemnie.
-To samo co ty, zrozumiesz to kiedyś, czy trzeba ci wytłumaczyć ręcznie? - zareagował zbyt nerwowo Ciaran ruszając w jego kierunku, Iorweth wstrzymał go jednak ruchem ręki.
-Spokój, ale już! - podniósł głos wiedźmin. 

-Opanuj się, Vernon, na czas kiedy szukamy Andomiel, niczego więcej nikt od ciebie nie wymaga - Iorweth odezwał się bardzo spokojnym tonem, podchodząc do Temerczyka.

-Ona ma na imię Ariadna - warknął Roche i ruszył w kierunku zamku, od którego dzieliło ich dość strome podejście pod górę.
Iorweth w odpowiedzi uśmiechnął się jednoznacznie pod nosem i również zaczął kroczyć w kierunku twierdzy, a zaraz za nim ruszyli kolejni.
Jednooki otworzył bezpardonowo ciężkie metalowe wrota twierdzy. W środku było zdecydowanie jaśniej niż się spodziewał. Nagle koło niego pojawił się Geralt.
-Dziękuje ci - przerwał milczenie elf. - Nigdy ci nie zapomnę, tego co dla mnie zrobiłeś.
-Powiedźmy, że wiem jak to jest błądzić po omacku w poszukiwaniu kogoś kogo kocha się ponad wszystko - odpowiedział mu wiedźmin beznamiętnym tonem.
-Wiem o Ciri, Ariadna wiele razy o niej opowiadała - odrzekł Iorweth.
-Lepiej, żebyśmy jednak Ariadny nie stracili od razu po jej odnalezieniu.
Mężczyźni grupowo przeszukali zamek w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów Ariadna i jej porywaczy. Elfowie i Jaskier znajdowali się w najbardziej wystawnej sali obiadowej, która poprzedzona była sienią, wielką jak klasztorna sala. Ściany sieni przyozdobione były trofeami myśliwskimi - porożami imponującej wielkości wraz z czaszkami. Trofea powieszone były tak gęsto, że każdy kto wchodził do pomieszczenia miał poczucie, że któreś rogi zaraz spadną mu na głowę. Ciarana bardzo interesował kominek, nad którym zawieszona była głowa dzika.
-Ciaran to nie czas na zabawę - skarcił go Chireadan, przeszukujący szuflady komody.
Ciaran przewrócił oczami, po czym zahaczył podeszwa buta o kant kamiennej podłogi. Niechybnie przewrócił by się na plecy i uderzył w głowę, gdyby nie kieł dzika, który odruchowo chwycił upadający Aen Seidhe. W powiedzeniu rozległ się dziwny dźwięk. Nagle jedna ze ścian rozsunęła się ukazując schody w dół.
-Ciaran jesteś genialny - stwierdził Iorweth, po czym rzucił wszystko co miał w rękach i ruszył w stronę przejścia.
-No i co? - aep Esnillien spojrzał dumny na Chireadana.
-Masz więcej szczęścia niż rozumu - przyjaciele ruszyli za jednooki wspólnie z bardem.
Iorweth z pochodnią w ręce trafił do wąskiego korytarza, gdzie znajdowały się drewniane przejścia do innych pomieszczeń. Za pierwszymi drzwiami znajdowała się sala tortur... łóżko z przymocowanymi pasami, metalowe narzędzia na ścianach. Iorweth zaklął pod nosem, zagryzł zęby i podszedł do łóżka. Przejechał palcem po skórzanych pasach.
-Krew już zdążyła zastygnąć i zakrzepnąć - powiedział chłodno po czym przepchnął stojących w drzwiach przyjaciół i poszedł dalej. Jedne drzwi były zaryglowane. A za kolejnymi znajdowało się puste pomieszanie z kajdanami na łańcuchu przyczepionymi do ściany. Iorweth oświetlił całe pomieszczenie pochodnią po czym usiadł na ziemi i wyszeptał do siebie.
-Gdzie ty jesteś Andomiel?
Iorweth nie doczekał się odpowiedzi od nikogo. W międzyczasie do pomieszczenia zdążyli zejść Venon i Geralt. Lis Puszczy siedział w bezruchu. Vernon nerwowo chodził po pomieszaniu, a pozostali patrzyli na przestrzał.
-Możesz na chwile stanąć w jednym miejscu? - zapytał zirytowany Aen Seidhe.
-Nie, ale ty możesz stąd wyjść - kapitan groźnie spojrzał na elfa, którego zupełnie nie przejęła zdenerwowana twarz żołnierza.
Wtedy Iorweth dostrzegł to co miał dostrzec, po czym podskoczył na równe nogi zawieszając wzrok na suficie.
-Wiedziałem.
Ariadna była wyczerpana, jej ciało pokryte było różnorodnymi ranami - ukłuciami, nacięciami i oparzeniami. Usta miała spierzchnięte od braku wody, a głowa bolała ją niemiłosiernie od dwimerytowych kajdan blokujących magię. Trudno jej było skupiać się na czymś innym niż zachowanie przytomności i myślenie o bólu. Zastanawiała się czy ktokolwiek jej szuka, czy mężczyźni, którzy byli tak dla niej ważni, szukają jej. Wszakże przed jej zniknięciem zawiedli ją. Kogo miała na świecie oprócz nich? Mąż król zamordowany, najlepszy przyjaciel zmarł jej na rękach, najlepsza przyjaciółka porwana, Geralt szuka Triss. A pozostali, ci najważniejsi? Iorweth, gdy widziała go po raz ostatni całował się z Saskią, z kolei Vernon po szczerym wyznaniu Ariadny zapił się w trupa. Był jeszcze jej ukochany brat Crach an Craite daleko na wyspach, zanim on zorientuje się do się stało, Ariadna wiedziała, że do tego czasu będzie martwa. Oczywiście Crach postawiłby momentalnie całą flotę na nogi, ale to będzie już o wiele za późno. Być może już jest za późno, myślała, zdając sobie sprawę, że może zginąć w każdej chwili, w miejscu gdzie nawet pies nie zaszczeka po jej wyzionięciu ducha. Ariadna spoglądała na sufit jak przez mgłę, zastanawiając się co będzie jeśli ktoś jednak zacznie jej szukać. Wtedy wpadła na pomysł. Stanęła na wystającej od ściany  skale, ale nie udało jej się wyciągnąć rąk ku sufitowi. Zeszła ja ziemię i zdecydowała się na niepoprawnie optymizm przy próbie, która nie miała prawa się udać. Ariadna wysmarowała czubek stopy krwią, po czym siłami, których nie powinna w sobie mieć zaparła się o początek łańcucha i na suficie powstał obraz strzałki wymierzonej w kajdany. Wtedy plan przeszedł do kolejnej fazy, jednak zanim udało jej się wcielić go w życie, zemdlała. Przebudziła się po kilku godzinach z niewyobrażalnym bólem nadgarstków.  Chwile zajęło jej zorientowanie się co się dzieje, wtedy wyjęła wsuwkę z włosów, złamała ją, aby powstała ostra krawędź i zaczęła tworzyć na metalowej kajdance od prawej ręki. Ostatecznie powstał na niej prowizoryczny rysunek czapli, która jest raniona przez wielkie słońce. Z kolei na lewej kajdance litery LM skrót od Loc Muinne, nazwy miasta, którą udało jej się podsłuchać.
*
-Co wiedziałeś? - zapytał zirytowany Roche.
Iorweth pokręcił głową z niedowierzaniem i podszedł do kajdan, aby dokładnie im się przyjrzeć.
-Czapla, którą rani wielkie słońce - powiedział na głos elf.
-Wielkie słońce to Nilfgaard - skomentował Geralt.
-A czapla to Andomiel - dokończył Iorweth.
-Spójrzcie tutaj - Chireadan chwycił drugi kajdan. - LM.
-To jakie skrót - domyślił się Ciaran.
-Jesteś genialny - zakpił z niego przyjaciel, trzymający w dłoni owy napis. - Nie wpadłabym na to w życiu.
-Loc Muinne - powiedział spokojnie Iorweth. - Tam musieli ją zabrać.
-Zaczekaj - przerwał Vernon Roche, gdy elf zaczął podnosić się na równe nogi. - A co jeśli ktoś chciał żebyśmy tak pomyśleli i specjalnie podłożył nam fałszywy trop. Pracuje w służbach specjalnych, znam się na tym, takie przypadki trafiają się bardzo często.
-Taaak? - spojrzał na niego jednooki. - Mimo wszystko ja wiem, że to Andomiel.
-Skąd?
W odpowiedzi Iorweth pokazał mu złamana wsuwkę należąca do Ariadny an Craite. Bardzo charakterystyczna, ponieważ na jej końcu znajdowała się maleńka perła ze Skellige.  Vernon zamilkł.
W tym samym czasie... Dolina Pontaru. W pomieszczeniu siedzą dwie czarodziejki, Filippa Eilhart z dwoma zaplecionymi warkoczami oraz Sheala de Tancarville w turbanie przypominającym czarcie rogi.
-To co spotka naszą Arusię to... mniejsze zło - zaczęła Filippa pociągając łyk czerwonego wina z kieliszka.
-Wielka i potężna królowa Temerii upadnie... to przykre z jednej strony, ale z drugiej... nigdy jej nie lubiłam. Mogła być królową reprezentującą interesy czarodziejów, panią całej Północy, a ona wybrała zdradę magii i jej interesów, teraz poniesie tego konsekwencje. 
-Ariadna an Craite była i jest niedojrzałą dzikuską ze Skellige, która woli uganiać się za elfem bandytą. Teraz miłość do niego ją zniszczy, właśnie to stało się tak dawno temu, my tylko przyspieszyłyśmy proces ostatecznej eksterminacji.
-Mhm - Sheala również uraczyła się winem zostawiając na kieliszku ślad pomadki. - A właściwie to gdzie ona teraz jest?
-Zapewne wypłakuje żale po elfie w swojej sypialni, ale już niedługo... oj Ariadna zapłaci za swoje wybory, mam nadzieje, że wiedźmin zabójca tym razem nie da się zaskoczyć.
-Nie pokona go, jest na to za słaba, za mało wykształcona - wyrzekła drwiąca Sheala.
-To akurat nie jest prawda. Ariadna jest bardzo groźna. Czujna i niebezpieczna, tego ją akurat Lytta nauczyła... nie wolno ci bagatelizować jej mocy, tak samo jak wiedźminowi - skomentowała poważnie, unosząc się delikatnie Filippa.
-O wilki mowa - powiedział Sheala, gdy do ich uszu doszło pukanie do drzwi.
Filippa ruchem palców otworzyła drzwi, cały czas siedząc na fotelu. Barczysty wiedźmin o łysej głowie wszedł do pomieszczenia.
-Jak postępy? - zapytała de Tancarville.
-Źle, ścigają mnie zarówno Scoia'tael jak i oddziały temerskie. Poza tym, chyba wiecie, że królowa an Craite zaginęła?
Obie czarodziejki spojrzały najpierw na wiedźmina, później na siebie.
-Wiesz co się z nią dzieje?
-Nie - skłamał.
-To co tu jeszcze robisz? Weź się za robotę! Wynocha! - krzyknęła Filippa. Gdy wiedźmin wyszedł trzasnęła drzwiami i zaklęła kilka razy.
-Gdzie ta dziewczyna jest do cholery jasnej!? Zaraz zjazd w Loc Muinne...
-Filippo, a co jeśli wiedźmin bawi się podwójną grę? - Eilhart podniosła wzrok na Sheala, wiedziała, że dokładnie tak jest. Nie wpadła na to wcześniej, popełniając błąd, który krzyżował każdy jej następny krok. Czarodziejka z Tretogoru zerwała się z fotela i ruszyła ku drzwiom otwierając je na oścież.
-Wiedźminie! Ty zdrajco!
Wtedy nigdy jeszcze nie wiedział jak bardzo tkwił w błędzie i jakie niespodzianki miał przynieść dzień zjazdu z Loc Muinne. Środek świata znalazł się właśnie w tym elfickim mieście i tam też wszystko miało się skończyć.
***
Witam wszystkich,
rozdział V skończony, niedługo wracam z VI.
Trzymajcie się kwiatuszki.

Klątwa Białej Lilii || Iorweth vs. RocheWhere stories live. Discover now