Rozdział V: Axis Mundi cz.2

120 6 0
                                    


Po drugiej stronie mgły znajdującej się przy krasnoludzkim mieście Vergen znajdował się obóz kaedweńskiego wojska, gdzie aktualnie stacjonował oddział niebieskich pasów i białowłosy wiedźmin. Hadrian, zaciągnął się do wojska bez konkretnego powodu, jak większość młodych ludzi, przeżył zawód miłosny, a sytuacja finansowa jego rodziców nie była zbyt kolorowa. Dlatego też wojaczka wydała się dziewiętnastolatkowi o sporych gabarytach idealnym rozwiązaniem. Mężczyzna nie liczył się z wyjazdem na granicę, na front, spodziewał się wcielenia do straży lub ekspedycji karnych przeciwko Wiewiórkom. Jednak życie brutalnie zweryfikowało jego plany i znalazł się w ,,Dolnej Marchii", najgorsza nie była jednak dla niego perspektywa nieuniknionej potyczki militarnej na dużą skalę, tylko mgła wypełniona upiorami, która nagle pojawiła się między obozem a Vergen tamtego dnia. Gwoździem do trumny Hadriana była warta, którą dostał jako pierwszy tuż przy mgle. Młody chłopak trzymał oburącz miecz przez pierwszą godzinę spoglądając panicznie w stronę mgły, jednakże ta czynność zmęczyła jego mięśnie i musiał zrezygnować z tej czynności. Żołnierz trzymał jednak rękę na rękojeści i reagował na każdy dźwięk. Gdy kryzys senny Hadriana dosięgał zenitu usłyszał on huk dochodzący z ciemności i dostrzegł zielonkawe światło rozjaśniające mrok. Nagle czarnowłosa kobieta o smukłej sylwetce pojawiła się w miejscu, z którego dochodził blask. Z jej palców wystrzeliły iskry, które oświetlały kamienną ścieżkę.

-Cholera jasny, pieprzona mgła spaczyła mój teleport – Hadrian usłyszał nosowy damski głos, z ust kobiety, która dopiero co pojawiła się i aktualnie pozbywała się kurzu z ubrań, kiedy on sam chował się za skałą. Kobieta po chwili zaczęła kroczyć w stronę obozu. Hadrian nigdy nie był obeznany z wielkim światem, nie znał się na magii, więc strach przed podejrzanym zjawiskiem sparaliżował go, szczególnie w połączeniu z bliską obecnością ,,nawiedzonej mgły". Młody mężczyzna uznał, że straż obozowa zatrzyma samotnie idącą kobietę bezproblemowo. Jak tylko zniknęła z miejsca jego wachty odetchnął z ulgą, nieświadomy jak wielki ciąg przyczynowo skutkowy wywołał.

Vernon Roche był po prostu wkurwiony. Na wszystko: od śmierci króla, braku perspektyw w ściganiu królobójcy przez konieczność przebywania wśród kaedweńskiego wojska, aż do kłótni z ukochaną Ariadną an Craite. Nigdy nie lubił nadużywania alkoholu, głównie przez osobiste przeżycia z przeszłości, jednakże tamtego dnia poczuł ogromną potrzebę napicia się wódki. Pił samotnie, wiedźmin gdzieś znikł, a Ves przebywała w namiocie wraz z resztą kompanii. Został sam z flaszką pełnej temerskiej żytniej. Trunku stopniowo ubywało tak długo, aż zostało samo szkło. Kapitan w pewnym momencie poczuł ogromną potrzebę pójścia na stronę, opuścił więc namiot, i gdy miał już rozpinać rozporek spostrzegł chwiejący się obraz kobiety przypominającej Ariadnę. Vernon nie kontrolował już całkowicie swojego ciała i chwiejnym krokiem poszedł w stronę damy. Nogi nie współpracowały z nim już kompletnie i sztucznie wydłużały prostą trasę skręcaniem. Czarnowłosa odwróciła głowę prawdopodobnie słysząc odgłos chodu, wtedy Roche stanął jak wyryty. To naprawdę była Ariadna an Craite, we własnej osobie. Alkohol, który kapitan spożył bardzo szybko, na pusty żołądek wpłynął na jego postrzeganie rzeczywistości do tego stopnia, że żywa, stojąca przed nim czarodziejka wydała mu się być zwidem. Wytworem jego stęsknionego za bliskością umysłu, ponieważ nie rozważał nawet prawdopodobieństwa, że Ariadna może się pojawić tam, przecież nie wiedziała, gdzie aktualnie przebywają. Wszakże rozstali się w dość chłodnych okolicznościach we Flotsam.

-Po co to robisz? – zapytał, a kobieta momentalnie zmieszała się, zdawało mu się nawet, że powiedziała coś pod nosem, lecz tego nie usłyszał.

-Po jaką cholerę nachodzisz mnie nawet teraz? Miałaś zniknąć, dlatego piłem, nie chce o tobie myśleć – krzyknął zbliżając się na kilka centymetrów do twarzy królowej. Ariadna, której oczy cały czas były przekrwione od łez zamarła. Wtedy Roche poczuł, że trzyma w kieszeni pustą butelkę

Klątwa Białej Lilii || Iorweth vs. RocheWo Geschichten leben. Entdecke jetzt