Rozdział VI: Jestem tym kim być muszę cz.2

48 2 0
                                    

Ariadna ocknęła będąc ciągniętą na dziedziniec, gdzie nie było już na końcu murów, a jedynie spadek w przepaść. Zaczęła się wyszarpywać Nilfgaardczykom na kilka metrów przed owym spadkiem. Poczuła, że jedna z kajdanek zaczyna mieć luźny mechanizm, nie dawało to zbyt wiele pocieszenia, bo nadal nie chciały puścić. Była zbyt osłabiona, aby używać magii, jednakże wiedziała, że nie walczy jedynie o swoje życie i była gotowa na wszystko, widząc jak blisko śmierci właśnie się znajduje. Przed nią ambasador Shilard polerował białą chusteczką pięknie zdobiony sztylet. Ariadna wiedziała, że jeśli coś zaraz się nie stanie to właśnie ten sztylet przebije jej serce. Królowała wyczuła palcami, że łańcuch kajdan może zostać przerwany, jeśli jedno luźne oczko wypnie się z drugiego. Ariadna z całej sił wbiła w szparkę w oczku łańcucha paznokieć i próbowała dziurkę rozszerzyć bezskutecznie. Wtedy nagle straciła równowagę, bo ciągnący ją rycerz padł ze strzałą w głowie martwy na ziemie obok niej. Życie uchodziło z niego razem z krwią. Ariadna nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że to strzała Iorwetha, nadzieja znowu zapłonęła w niej mocniej. Drugi z ciągnących ją rycerzy rzucił się do walki, razem z dwoma, którzy szli na przedzie. Wtedy ich zobaczyła, walczyli ramię w ramie – Iorweth i Vernon Roche. Dla niej. Wiedziała to. Pobudzona adrenaliną podjęła się najbardziej ryzykownej rzeczy w swoim życiu. Nie wiedziała jak to robić, nie pamiętała nawet nazwy dla tej czynności, ale zdecydowała się zaczerpnąć mocy chaosu z serca rycerza, które przestawało bić. Miała świadomość tego, że będzie to miało swoje konsekwencje, ale udało jej się, miała w sobie moc. Nie mogła jej jednak użyć przez dwimerytowe kajdany.

Shilard widząc jak jego plan się sypie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Podszedł do królowej i próbował szarpnąć nią, aby powstała, Ariadna jednak bardzo sprawnie podłożyła mu nogę, tak, że padł jak długi. Wtedy chwyciła klucze do kajdan, które upadły mu po drugiej stronie i podniosła się na klęczki, wtedy Nilfgaardczyk szarpnął jej ciałem i pchnął w kierunku przepaści.

*

Po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów przez ruiny Iorweth zauważył ich. Shilard stał z przodu, za nim szło dwóch rycerzy, a dwóch kolejnych ciągnęło nieprzytomną Ariadnę.

-Nie zdążę zdjąć dwóch zanim się zorientują – powiedział elf z goryczą.

-Zdejmuj tego po prawej, wyswobodzi się wtedy i może zdąży uciec kiedy rzucą się na nas.

-A jak nie?

-Nie ma czasu na gdybanie, będziemy się zastanawiać w trakcie.

Iorweth wycelował więc bardzo sprawnie łuk i w ciągu kilku sekund strzała świsnęła i ofiara padła martwa.

Cholernie celny jak na faceta z jednym okiem pomyślał Roche. Zamieszanie jednak nie trwało długo, ,,Czarni" szybko się zreflektowali i pobiegli w ich stronę zapominając o Ariadnie. Niestety nie Shilard...

Trzech ciężkozbrojnych na dwóch najbardziej zajadłych mężczyzn na świecie, ale bez zbroi. Ta walka nie mogła szybko się skończyć. Wiedzieli, że nie mogą popełnić błędów śpiesząc się, tylko współpracować. Kiedy Iorweth ledwo dawał radę parować ciosy Nilfgaardczyka, dwóch zaszło Vernona i przyłożyli nawet miecz do jego szyi, kiedy jeden z nich padł przebity mieczem przez Białego Wilka. Role się odwróciły, Wiedźmin i Roche szybko uporali się tamtym, a Iorweth już dobijał swojego przeciwnika. Praktycznie w tej samej chwili zwrócili wzrok w kierunku Ariadny i Shilarda.

*

Ariadna nerwowo próbowała rozpiąć kajdany zapięte z tyłu pleców, kiedy Shilard z wyciągniętym sztyletem na poziomie jej brzucha zbliżał się do niej, zapędzając do skraju podłoża.

Klątwa Białej Lilii || Iorweth vs. RocheWhere stories live. Discover now