Najgłębiej skrywane lęki cz.5

140 10 0
                                    

-Pomóc? Wiewiórką? Czemu? Przed chwilą powiedziałaś, że świata zmienić się nie da. Tak więcej pomaganie nam, buntownikom, którzy zakłamują rzeczywistość jest bezcelowe. Dlaczego jaśnie królowa chciałabym marnować czas na coś takiego? – powiedział elf z przekąsem w głosie.

-Patrzysz na mnie cały czas z góry, mimo że zademonstrowałam ci, że ani nie musisz, ani nie powinieneś. Nie chce być upierdliwa, ale jest tu jakieś miejsce gdzie można usiąść, bo cholernie bolą mnie plecy od kiedy... poturbowano mnie w lesie – złapała się w okolicach odcinka lędźwiowego, Iorweth zmarszczył czoło po czym ruszył przed siebie.

Szli w milczeniu, aż doszli do sporawego zbiornika wodnego. Oprócz rozległych szuwar i zarośli znajdował się tam, tuż przy lewej linii brzegowej mały fragment piaszczystej plaży, a na niej rozcięty na pół pieniek imitujący ławkę. Usiedli na nim i patrzyli w kierunku stojącej wody, po tafli której z liścia na liść skakała mała, ciemnozielona żaba. Śledzili jej poczynania tak długo, aż nie stała się łatwym łupem dla czapli. Wielki ptak zakończył zapewne krótki żywot żaby, Ariadnę przeszedł dreszcz i zdecydowała się rozpocząć na nowo rozmowę.

-Zdaje sobie sprawę, że dla ciebie to pewnie strasznie absurdalne – królowa Temerii, półelfka, czarodziejka i w dodatku oferuje ci pomoc, na twoim miejscu pewnie też nie uwierzyłabym sobie.

-W tym wszystkim nawet nie chodzi o to, że ci nie wierze, Ariadno an Craite, bo wierzyć mogę w różne rzeczy, a to absolutnie nie ma znaczenia. Sytuacja ta jest tak niejednoznacznie absurdalna, że ciężko mi wysunąć jakiekolwiek wnioski na twój temat. To wszystko zdaje się być snem – ton elfa po raz pierwszy był tak spokojny, aczkolwiek pozwalający wyczuć jego wewnętrzne rozterki.

-Co masz na myśli?

-Twoje pojawienie się w moim życiu jest jak sen, który trwa, bo nie potrafię jednoznacznie powiedzieć czy to dobry sen czy koszmar – po tych słowach Ariadna uśmiechnęła się znacząco.

-Nie wiem jakie miewasz sny, ale w moich koszmarach leją się litry krwi, giną moi bliscy, ewentualnie wszystko płonie albo... zamarza, tak koszmar o niekończącej się zimie jest chyba najgorszy. Przepraszam zapędziłam się... ale w moim życiu, od zawsze wszystkie było takie nierealne...

-Co dokładnie?

-Moja osoba jest przepełniona skrajnymi sprzecznościami - urodziłam się w Midinvaerne... -krótki monolog, jaki rozpoczęła dziewczyna nie dotarł w dużej części do elfa po usłyszeniu tego słowa. ,,Midinvaerne" wtedy miała urodzić się dziewczyna z wizji, którą dobrych kilka lat temu miał Cedric, w noc kiedy na całym niebie pojawiały się rozbłyski błękitnego światła. Zastanawiał się czy to przypadek, czy to faktycznie może być TA dziewczyna. -... wtedy do mojego życia wkroczyła Koral, nauczyła mnie jak posługiwać się magią, nauczyła mnie tym samym jak być samowystarczalną, ale dwa lata temu musiałam tu przyjechać, wyjść za Foltesta, bo tak dogadano się z moim krewnym obecnym królem Skellige Eist'em Tuirseachem.

-Przykro mi, pozory bardzo często mylą – zaśmiał się na wspomnienie ich wczorajszej rozmowy, sam nie wiedział czemu nagle w jego pamięci ta część wydarzeń z przeszłości zmieniła swój wydźwięk i elf zwyczajnie cieszył się czasem, który w tym momencie spędzał z nowopoznaną.- Ty w pierwszej chwili przez mój specyficzny charakter, który swoją drogą wydaje się przypominać pod pewnymi względami twój, oraz niezrozumienie pewnej części moich poglądów wzięłaś mnie za aroganckiego bydlaka, który najchętniej zabiłby cię za to, że nie jesteś elfką czystej krwi po czym spalił pół istniejącego świata z uśmiechem na ustach. Nie jestem sadystom, nie czerpie przyjemności z zadawania krzywdy.

-Masz racje, przez moją porywczość dokonałam złej oceny twojej osoby. Jesteś idealistą z krwi i kości – prowadzisz nieustanną walkę o wolność swojej rasy i nie tracisz wiary, zależy ci na dobru ogółu, bardziej niż na szczęściu prywatnym, którego mam wrażenie nigdy nawet nie zaznałeś.

Klątwa Białej Lilii || Iorweth vs. RocheDonde viven las historias. Descúbrelo ahora