Rozdział II: Cena honoru cz.3

134 10 0
                                    

-Co takiego ma się wydarzyć, kochana? – zapytał spokojnym głosem, nadal trzymając jej dłonie.

-To przeczucie... nigdy nie czułam czegoś takiego, a miewam przeczucia często – odpowiedziała ożywiając się trochę i podnosząc wzrok, a następnie zagłębiając się w jego ciemne oczy.

-To pewnie jakieś ciążowe ,,schorzenie", już wygraliśmy, miasto zdobyte idziemy tylko po moje dzieci i wracamy do Wyzimy, gdzie będziesz bezpieczna do samego końca ciąży – wstał i wyciągnął do niej rękę, aby pomóc jej wstać.

-Mam nadzieje, że wątek baronowej również jest skończony, wyprzedzając pytanie, nie przeszkadza mi to, że jest matką twoich – zaakcentowała – dzieci, przeszkadza mi jedynie fakt ilu niewinnych ludzi poniosło śmierć przez jej bezmyślność, głupotę, skłonności autodestrukcyjne i chorobliwą potrzebę przejęcia władzy.

Król uśmiechnął się znacząco.

-Muszę z nią wyjaśnić te kwestie, jestem gotów jej – zrobił pauzę, przypomniał sobie konwersację z wiedźminem. Zmarszczył czoło i przeanalizował w głowie wszystkie czynniki. –wybaczyć, sama rozumiesz dzieci muszą mieć matkę.

-Rozumiem doskonale – ucięła, nie chciała wysłuchiwać dalszych tłumaczeń króla, dla niego byłyby kłopotliwe, a dla niej bezużyteczne i przykre.

Wyszli na balkon, od którego schody prowadziły na główny dziedziniec. Budowla ta z zewnątrz była niewyobrażalnie strzelista, sprawiała, że człowiek, który znajdował się wewnątrz niej czuł się mały niczym mrówka. Różnorodne pnącza i krzaki oplatały mury owego budynku, ich zapach w dużym natężeniu miał obrzydliwą wręcz mdłą woń i gdyby nie unoszące się wszędzie kadzidło, królowa zwymiotowałaby po raz kolejny. Ariadna idąc z królem pod rękę starała się utrzymywać na twarzy sztuczny uśmiech, ale na niewiele się to zdawało do momentu aż ujrzała Rocha. Kapitan Niebieskich Pasów wspólnie z Geraltem stali nad kapłanem w habicie, a obok niego stał...

-Artur Tailles, były hrabia Nessvelt. Podpisywałem twój wyrok  - powiedział spokojnie Foltest.

-Tak, tymczasem baronowa okazała mi łaskę. Cóż za niezręczna sytuacja – Artur Tailles był szczupłym i łysym mężczyzną z ogromną blizną idącą od czubka głowy aż do twarzy. Królowa pamiętała dzień, w którym podpisywali wyrok, było to jeszcze na długo przed wybuchem wojny domowej. Tailles był oskarżony o korupcję w czasie epidemii Catriony, w wyniku jego działań śmierć poniosło kilkuset Temerczyków. Król nie patyczkował się. Takie nieludzkie zachowanie potraktował bezwzględnie, aby pokazać, że władza w królestwie jest silna, ale przede wszystkim, aby nikt nie myślał, że w Temerii jest przyzwolenie na takie zwyrodniałe zachowanie.

-Gdzie Anais i Bussy? – zapytał zirytowany Foltest. Gdyby nie fakt, że byli w świątyni, zarówno on jak i Vernon Roche zachowywaliby się inaczej, królowa wiedziała o tym.

-Pytasz o królewskie dzieci? – zaakcentował bezczelnie hrabia.

-Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Tailles, a obiecuje ci szybką śmierć.

-Przyznaj Foltest! W obecności bogów i ludzi! Bussy i Anais to owoc twoich lędźwi! Są twoim potomstwem! Ukorz się przed obliczem bogów i powiedź prawdę! – odezwał się nagle kapłan w kapturze, który zasłaniał mu pół twarzy. Podpierał się na lasce, która przewyższała go o kilkanaście centymetrów. Cierpliwość króla właśnie się skończyła, jak oceniła Ariadna, a jej samej znów zebrało się na wymioty po usłyszeniu sentencji duchownego. Odsunęła się od Taillesa, aby zrobić miejsce dla wiedźmina. Stanęła przy Rochu tak blisko, że ich ramiona stykały się. Mężczyzna spojrzał na nią sugestywnie, a ona przejechała małym i serdecznym palcem po zewnętrznej stronie jego dłoni. Mimo iż był to drobny gest, Kapitan ożywił się, poczuł przyjemny dreszcz, po kilku sekundach kiedy wszystkie impulsy nerwowe dotarły do jego mózgu, ponownie starał się skupić na obecnej sytuacji.

Klątwa Białej Lilii || Iorweth vs. RocheWhere stories live. Discover now