Rozdział V: Axis Mundi cz. 4

186 6 4
                                    

Jej myśli skupiały się na bólu. Był on tak silny i tak nieprzyjemny, że nie pozwalał na cokolwiek innego. Spięte nad głowa ręce Ariadny opadały ku dole ze zmęczenia, były jednak hamowane przez żelazne łańcuchy. Kobieta marzyła, aby polać poparzone nogi zimną wodą lub zanurzyć je w białym jak mleko śniegu. Pieczenie nagle zaczęło ustawać, aż skończyło się całkowicie. Czarodziejka zemdlała. Krajobraz snu na szczęście dla niej nie zasugerował się bólem, skupił się za to na wspomnieniu śniegu, zimna i lodu. Dom, zawsze właśnie tak go wspominała. Zielone lasy iglaste i zamki z ciemnej skały, zasypane śniegiem chaty chłopów ze strzechy. Górskie lawiny, zamarznięte rzeczki gęsto przecinające ląd, które to niosły oceaniczną wodę. Skellige to dzikie miejsce i w tym tkwi jego cały urok. Brakowało jej ziemna, tarzania się w śniegu o poranku i polowań na zwierzęta.

-Crach! - zawołała brata idącego z kuszą w ręce. Był okutany w futra zwierzęce od stóp do głów. Włosy na twarzy zamarzły mu pokrywając się szronem. - Znalazłam krew.
Ariadna miała na sobie futro z norek i nutrii sięgające samych kostek. Trzewiki z bydlęcej skóry dawały jej komfort poruszania się nawet po miękkim i lejącym się śniegu. Spięte w gruby warkocz włosy młodszej siostry Cracha ukryte były w całości w czapce z lisów. Ariadna pokazała bratu coraz to gęściej rozsiane krople kurwi doskonale rzucające się w oczy na białym śniegu.
-Ciemno się robi, siostrzyczko - Crach spojrzał na krew. - Musimy się spieszyć. Pewnikiem na ciepła strawę nie zdążymy, byle jednak przed zamroczyskiem wrócić.
Czarnowłosa wyjęła sztylet z cholewy buta, po czym weszła za linie gęsto rosnących modrzewi.
-Zdążymy, dziś zupa z kaszą, moja ulubiona nie zamierzam przepuścić takiej okazji. Konie nie są zmęczone, a zwierzyna no cóż, jeśli się nie mylę to jest jego nerka -wskazała palcem na okrwawiony organ leżący na ściółce. -Jeszcze ciepła - powiedziała po dotknięciu przez skórzana rękawiczkę.
-Jesteśmy około pięciu minut za nim, ale zaraz zacznie zwalniać - stwierdził rudowłosy.
-Mhm, zaciągniemy jelenia do wsi, potem ciepła zupka, ciepły napar z ziół i cieplutkie łóżeczko - rozmarzyła się Ariadna.
-Zmarzluch ze Skellige, oj siostrzyczko... zakład, że jak wrócimy będziesz mieć nowe kołdry z kaczego pierza? - zaśmiał się Crach ostrożnie stawiając stopy.
-A z jakiej to okazji? - zaciekawiła się.
-Midinverne.
-Zapomniałam, że jutro ten wiekopomny moment.
-Nie codziennie kończy się piętnaście lat i staje się pełnoletnim - rudowłosy uśmiechnął się od ucha da ucha.
Ariadna wysunęła się między drzewami, jeleń stał tuż przed nią. Zdjęła z pleców łuk i napięła go, już miała puścić strzałę w tułów zwierzęcia, kiedy odwróciła wzrok ku niebu. Kropla zimnej wody spadła jej na twarz...

Obudziła się w ciemnej, ociekającej mrokiem celi. Krew sączyła się z jej nosa, kropelka po kropelce. Zaklęła cicho i zaczęła się trząść z zimna.

*
Jaskier miał zawsze tendencje do zwracania na siebie uwagi. Miał też ową skłonność do zwracania na siebie uwagi w momentach, kiedy było to całkowicie niewskazane. Tak było również kiedy stał na czatach wspólnie z Talarem przed namiotem.
-Kurwa jebana mać, Jaskier do chuja pana stań w miejscu zamiast chodzić w kółko, bo ktoś się zorientuje, że coś kombinujemy - starałam się panować nad tonem Bernard Dukat, ale nie wychodziło mu to najlepiej. On sam stał w miejscu przed namiotem Sheali de Tancarville, a poeta krążył w kółko z głową spuszczoną ku ziemi.
-Nie mogę zapomnieć tego co się stało z elfami... -zasępił się bard. - Nigdy nie widziałem takiego chłodu i braku emocji, a znam wielu ludzi, oj wielu.
-Ja tam uważam za cud, że się nie zabili nawzajem. Skoro żyją to też jej szukają, to większa szansa, że się odnajdzie, więc nie dramatyzuj.
-Wiesz jak załatwili Foltesta, my możemy ją sobie szukać, a ona może gdzieś leżeć w rynsztoku z mieczem wbitym między żebra albo z odciętą głową!
-Do chuja pana, opanuj fantazje poeto. Znam się na tym lepiej niż ty, gdyby chcieli ją tylko zabić zrobili by to na miejscu, jest zbyt cenna, szczególnie teraz, ostatni monarcha czterech królestw, z którym Nilfgaard się liczy - Talar odpalił fajkę i spojrzał w uliczkę czy nikt się nie zbliża. Wtedy właśnie Vernon Roche wyszedł z namiotu, bez wiedźmina.
-Gdzie Geralt? - zapytał Jaskier.
-Słucha kazania Keiry Metz na temat używania megaskopu należące do innej czarodziejki - odpowiedział kapitan beznamiętnie.
-Czyli nam nie pomoże? - dopytał szpieg.
-Pomoże, zbyt wiele zawdzięcza Ariadnie - skomentował Roche również odpalając fajkę.
-A więc w czym problem? - kontynuował serie pytań poeta.
-W tym, że Keira nie ruszy się na terytorium wojny, wyślę nam jakąś podopieczną do zbadania śladów teleportu - wyjaśnił.
-Geralt w końcu! - uradował się bard na widok kompana.
-Nie ciesz się tak Jaskier, mam dla ciebie zadanie specjalne od Keiry - wszyscy spojrzeli podejrzliwie na wiedźmina, Talar zaśmiał się dodatkowo pod nosem.
-Jakie? - zaciekawił się poeta.
-Później ci powiem, a teraz zabierajmy się stąd.
*
-To co to za zadanie? - ponowił pytanie Jaskier gdy Talar i Vernon udali się na rozmowę z oddziałem kapitana.
-Zabierzesz konia i popędzisz do Iorwetha powiedzieć mu, żeby skierował się do granicy na spotkanie z Keira, tam dowie się gdzie zacząć poszukiwania.
-Chwileczkę, Geralt, bo czegoś nie rozumiem... po czyjej ty jesteś stronie?
-Po żadnej Jaskier, tu nie ma stron, ratujemy naszą przyjaciółkę. A Iorwethowi jestem to zwyczajnie winny - wyjaśnił wiedźmin, ale poeta zdawał się dalej nie rozumieć.
-Zaprowadził mnie do Letho, a ja go nie zabiłem. Za to on zabił Cedrica, który bronił Triss.
-Faktycznie - zreflektował się bard, poprawiając fikuśna czapkę.
***
Jaskier całą drogę oglądał się za siebie, rozglądał dookoła w panice sprawdzając czy ktoś go przypadkiem nie śledzi. Nie dopędził elfów przed bramą miasta, więc zmuszony był wjechać do środka.
-Ho ho ho, kogo moje oczy widzą! - powiedział donośnie Jarpen Zigrin.
-Witaj przyjaciela - bard zsiadł z konia tak nerwowo, że nieomal zamiast ponad rękę krasnoludowi przewróciłby się na niego.
-Co taki niespokojny jesteś? - dopytał śmiejąc się po czym podrapał się po brodzie.
-Szukam Iorwetha i jego towarzyszy. To pilne - wyjaśnił pośpiesznie.
-Hm... elfy weszły tą samą drogą co ty, jakąś godzinę temu i poszły do domu Filippy Eilhart - oznajmił spokojnie krasnolud. Jaskier przeklinał w głowie dzień urodzenia wspomnianej czarodziejki.
-A gdzie on się znajduje?
-Tu w lewo, później w prawo, przejdziesz górkę i pierwszy od lewej strony. Czerwony dom trudno go przeoczyć - krasnolud żwawo wymachiwał rękoma.
-Dziękuję ci Jarpen, ratujesz mi skórę - Jaskier już miał ruszać pędem w wyznaczone miejsce, ale Zigrin zatrzymał go.
-Aż mnie kusi, żeby zapytać, co się szykuje, że wszyscy się tak uganiacie nawzajem, ale chyba nie masz czasu na tą opowieść Jaskier, bo gdybys miał już byś wszystko wypaplał.
-Masz racje, przyjacielu, jak zwykle masz racje, jak to szaleństwo się skończy. Wszystko ci opowiem przy buteleczce krasnoludzkiego - uśmiechnął się soczyście poeta.
-Ahaha bywaj Jaskier i powodzenia!
*
-Włamanie się do domu tak niebezpiecznej i wrogiej nam osoby jak ona i to jeszcze od frontu uważam za cholernie zły pomysł - skomentował plan Iorwetha Chireadan.
-Jak rozumiem masz lepszy plan? - zakpił Iorweth. - Tak myślałem. Słuchaj, nie ma tu nikogo innego, a my musimy pomóc Ariadnie.
-Chyba nie chcesz poprosić o pomoc Franceskę... - rzucił Ciaran.
-Jej? W życiu, nie proszę o pomoc osób bez honoru. Najchętniej zwróciłbym się do Idy Emaen, ale nie wiem jak to zrobić, cholera. Ariadna nie tłumaczyła mi obsługi megaskopu. Nigdy, bloede. Jesteśmy jak zagubione dzieci, ale nie możemy się poddać. Ja nie mogę! Nie kiedy ona mnie potrzebuje, nie mogę jej więcej zawieźć, przecież to wszystko moja wina.
Ciaran i Chireadan pierwszy raz od ponad stu lat widzieli Iorwetha, Lisa Puszczy w stanie tak skrajnego załamania. Nie wiedział co robić, był bezradny, a dodatkowo nie chodziło o niego samego. Na szali leżało życie kogoś kogo kochał ponad wszystko. Przywódca nie miał planu i nie mógł sobie z tym poradzić, tym bardziej, że obwiniał się o taki stan rzeczy. Obaj wiedzieli, że jego poczucie winy jest znacząco uzasadnione, ale nigdy by go nie zostawili, nawet jeśli poszedłby na pewną śmierć.
-Wymyślimy coś, megaskop nie może być tak skomplikowany - Ciaran spróbował pocieszyć przyjaciela, nieskutecznie.
-Może stanie się cud - Iorweth zwrócił twarz ku niebu przepraszając w głowie za swoje wszystkie złe uczynki.
Cud stał się zanim podeszli do frontowych drzwi czerwonego domu Filippy Eilhart. Wtedy rozległ się donośny krzyk znanego im głosu.
-Iorweth zaczekaj! - wrzeszczał bard.
-Ciszej Jaskier, słychać cię w całym mieście - utemperował go Iorweth podchodząc do przybyłego.
-Nie idźcie tam - wysapał zmęczony poeta.
-Dlaczego? - wypalił Ciaran.
-Skontaktowaliśmy się z Keirą Metz, Geralt wysłał mnie do was, żebym wam przekazał, że ona czeka na was na granicy po Temerskiej stronie.
-Słucham? - zdziwił się Iorweth.
-Wyślę do obozu adeptkę, która zbada ślady, sama nie może pakować się w wojnę, tak powiedziała. Keira przekaże wam wszystko czego dowie się adeptka. - wyjaśnił bard.
-Skąd taka nagła życzliwość z waszej strony? - zapytał nieufnie Chireadan.
-Mamy wspólny interes, odnaleźć Ariadne. Ja i Geralt to rozumiemy, Rochem targają emocje...
-Jak zawsze - wtrącił Iorweth. -Rozumiem i doceniam waszą postawę, dobrze, że pan kapitan ma przy sobie Gwynbleidda inaczej marnie widziałbym los tych poszukiwań. Dziękujemy wam zatem i doceniamy, ale... jeśli się okaże, że to zasadzka, znajdę was i poderżnę gardła - zadeklarował groźnie Lis Puszczy.
-To nie zasadzka, jakbyśmy chcieli waszej krzywdy wystarczyłoby was wpuścić do domy Filippy.
-Ma racje - skomentował Ciaran.
-Przekonamy się, Va faill, Jaskier - pożegnał barda przywódca, odchodząc.
-Va faill - odpowiedział po chwili szoku poeta.
***
Geralt zgodnie z poleceniem Keiry czekał na adeptkę przed wejściem do obozu, w tym czasie Vernon Roche i Talar ustalali teren konieczny do przeszukania w razie niepowodzenia magicznej interwencji.
-Ty pewnie jesteś Geralt z Rivii, wiedźmin? - zza skał wyłoniła się niska szatynka o miodowych oczach i smukłej figurze. Ubrana była skromnie co nieomylnie wskazywało, że nie jest jeszcze prawdziwą czarodziejką. Dodatkowo miała włosy spięte w gruby warkocz przeciągnięty pod kapturem, który zrzuciła zauważając Białego Wilka. On usłyszał ją dużo wcześniej, za pomocą wiedźmińskich zmysłów, ale nie widział celowości we wcześniejszym wstawaniu z zajmowanego miejsca.
-Owszem, a ty...?
-Jane Abelaqua - przedstawiła się chyląc czoła przed wiedźminem.
-Miło mi, ty od Keiry tak?
Dziewczyna potaknęła i na krótkich nogach szybkim tempem ruszyła w stronę obozu, gdy dotarli tam w szybkim tempie narzuconym przez dziewczynę, Geralt był bliski konieczności normowania oddechu.
-Pokaż mi miejsce, gdzie zniknęła ta dziewczyna.
Geralt posłusznie zaprowadził ją w tamto miejsce. Adeptka dokładnie obejrzała każdy zakamarek, od czasu do czasu rzucając zaklęcie i nachylając się nader często, tak, że było jej widać nagi kręgosłup, a leginsy, które miała na sobie zapewne celowo prześwitywały przy odpowiednim naciągnięciu materiału na tyle, że było widać bardzo skąpą bieliznę. Wiedźmin zauważył, że Jane Abelaqua nachylała się tyłem do niego częściej niż było to konieczne, ale nie przeszkadzało mu to. Zwyczajnie ignorował to, chodź jednocześnie czerpał pewną dozę satysfakcji, gdyż dziewczyna była naprawdę atrakcyjna.
-Mam już wszystko - oznajmiła zanim zdążyła upłynąć godzina.
-Mów zatem co znalazłaś, gdzie prowadzi ślad teleportu? - dopytał Geralt spokojnie, Roche w tamtej chwili wyszedł z namiotu i zmierzył adeptkę wzrokiem.
-Tak, otworzono tutaj teleport, zgodnie z waszym domysłem. Jego ślad prowadzi na wasze szczęście do Temerii. Ale nie umiem przybliżyć gdzie dokładnie, w pobliże rzeki na pewno, padam koordynaty pani Metz, ona powinna dowiedzieć się więcej.
-Zaraz, chwila, tylko tyle udało ci się zrobić? - wtrącił się bezpardonowo Vernon Roche.
-Aż tyle, biorąc pod uwagę jak zdolny czarodziej to wszystko zamaskował. Powinniście się modlić, aby pani Metz była w stanie przybliżyć to co zebrałam. Powiem wam jednak, że jeśli to tak potężny czarodziej to wasza przyjaciółka jak w wielkim niebezpieczeństwie - powiedziała nieświadomie Jane. Roche poczuł nagły ścisk w żołądku, a Geralt prewencyjnie zrobił krok do przodu.
-Zatem idź już do pani Metz, liczy się każda sekunda - wtrącił szybko wiedźmin widząc, że Roche już zaciska pięści.
-Wrócę was poinformować, ale może to zająć trochę czasu. Możecie kierować się już w stronę granicy - powiedziała i otworzyła sobie portal, po czym przeszła przez niego.
-Co za niewychowana gówniara - powiedział zirytowany Vernon.
*
Elfy wędrowały pieszo ponad trzy dni, aż w końcu przekroczyły granice i udało im się dotrzeć do miejsca pobytu owej czarodziejki - Keiry Metz. Jej posiadłość w przygranicznym miasteczku prezentowała się dość imponująco, mimo iż prawdopobnie nie było to jej stałe miejsce pobytu to status społeczny kobiety zauważalny był na pierwszy rzut oka. Elfy ruszyły w drogę, nie przez zaufanie do Białego Wilka, ale z braku wyboru. Spotkanie z czarodziejką, było jedynym perspektywicznym wyjściem. Jak stwierdził Iorweth pójście do przodu da lepszy rezultat, niż stanie w miejscu, a już na pewno lepszy niż cofanie się. Przyjaciele nie dziwili się jego nieuzasadnionemu zaufaniu w stosunku do poety i wiedźmina, był to promyczek nadziei, którego elf bardzo mocno potrzebował. Nadzieja ta przyznała go przy życiu i nie pozwalała się załamać. Mężczyźni nie musieli pukać, choć chcieli, Ciaran miał już rękę podniesiona i zaciśnięta w pięść, ale drzwi same się przed nim i resztą otworzyły.
-No wreszcie, cholera ile można na was czekać! - usłyszeli krzyk znajdując się w przedsionku, który dochodził z głębi domu. Po chwili ich oczom ukazała się długowłosa blondynka. Była ładna i miała na sobie bardzo wydekoltowaną bluzkę. - Żaden z was nie jest Geraltem, ani Vernonem Rochem. Ah, dobrze już wiem, Geralt mówił mi o tobie - wskazała palcem na Lisa Puszczy. - Pamiętam cię, ale kiedy ostatnio cię widziałam, miałeś oboje oczu.
-Teraz mam jedno, ale nie przyszliśmy tu, aby podziwiać się nawzajem - skomentował Iorweth sarkastycznie.
-No tak, od trzech dni ustalam dokładne położenie twojej ukochanej, a ty od razu wyjeżdzasz z ironią, nie uważasz, że to bezczelne? - zniesmaczyła się czarodziejka, stając przed elfami tak, że widać było doskonale zarówno biust jak i tył czarodziejki.
-Jak wiesz albo się domyślasz Ariadna jest w dużym niebezpieczeństwie, byłaś doradczynią Foltesta, jeśli mnie pamięć nie myli, więc znasz się na polityce i rozumiesz powagę sytuacji.
-Oczywiście ze rozumiem, mi tez zależy na tym, aby Ariadna wróciła cała i zdrowa. Ktoś musi ugasić ten burdel, słyszałam, że szlachta w Wyzimie już węszy. Velerad nie daje rady ukrywać jej zaginięcia. Mamy mało czasu, ten raz powstrzymam się od złośliwości. Dla Ariadny - wyjaśniła Keira. - Teleport prowadzi w okolice Zamku Guen a'Damen tuż przy Jarudze po stronie Kaedweńskiej. Teleportuje was w jego okolice, ale uważajcie, jeśli jest tam czarodziej, nie dacie mu rady, nawet całą armią. Ja nie powiadomię Loży, bo ta sprawa mocno śmierdzi... na miejscu spotkacie Geralta i Rocha. Nie pozabijajcie się tylko, proszę i... przeprowadźcie Ariadnę całą.
-Zrobię to, Keira, możesz być pewna. Odnajdę ją nawet na końcu świata - zadeklarował dumnie Iorweth.
Keira zamachała dłońmi i przed elfami otworzył się portal.
-No już, idźcie! - rozlazła czarodziejka. Przyjaciele przeszli przez portal, jeden po drugim. Dokładnie w takiej samej kolejności uderzyli twarzą o ziemie pi drugiej stronie teleportu.
-Mój żołądek, zaraz zwymiotuje - zajęczej Ciaran.
-Nie zwymiotujesz - oznajmił Iorweth, który błyskawicznie wstał na nogi i rozejrzał się wokół. Uśmiechnął się szyderczo o pomógł wstać kolegom.
-Patrzcie tam - szepnął Lis Puszczy i ruszył we wskazanym przez siebie kierunku.
-To Vernon Roche, znów się spotykamy.
***
Witam wszystkich, tradycyjnie mam nadzieje, że podobało się wam i zostawicie po sobie ślad - motywuje mnie to ogromnie i sprawia, że staje się lepsza.
Młodszym życzę powodzenia w nowym roku szkolnym, a starszym spokojnego oczekiwania na rok akademicki, czy po prostu bezstresowej codzienności.
Pragnę również zaprosić fanów i fanki wiedźmina do miejsca, gdzie odnajdziecie ludzi z takimi samymi zainteresowaniami. Otwarci ludzie i rozbudowane RP, gdzie możecie odgrywać swoje ulubione postaci i wiele więcej to na Serwerze Wiedźmiński Bastion - link w komentarzu.
Pozdrawiam cieplutko

Klątwa Białej Lilii || Iorweth vs. RocheWhere stories live. Discover now