Rozdział 64

732 40 1
                                    

- Mój numer telefonu, kochanie. Gdybyś chciała gdzieś wyjść. Na kawę, kolację, albo do klubu to możesz zadzwonić o każdej porze dnia, a nawet nocy. Kiedy masz tylko ochotę, ślicznotko. - wytłumaczył, posyłając przy tym zniewalający i zalotny uśmiech, po czym podparł się lekko o sąsiadującą ścianę. Nawet spod tej grubej, szarej bluzy można było zauważyć, że był bardzo umięśniony. Miał zachwycające niebieskio-szare oczy, które wręcz świeciły, a jego ciemnoblond dość krótkie włosy postawione były na żelu. Jego malinowe usta dalej były uformowane w zadziorny uśmiech. Był na prawdę przystojny, jednak, jakby to powiedzieć... Nie w moim typie, który mam już idealnie sprecyzowany. Ja zdecydowanie wolę czekoladowe tęczówki, które mnie uspokajają i czarne jak heban włosy, które bardzo pasują do niesamowitych oczu. Już chciałam coś powiedzieć, chociaż sama nie wiedziałam co, ponieważ kompletnie mnie zatkało, ale w ciągu ułamku sekundy znalazł się przy nim rozwścieczony mulat. Jego linia szczęki była idealnie zarysowana, przez co mogłam dokładnie zobaczyć rysy jego twarzy. Wyglądał na mega zdenerwowanego, chociaż bardziej pasuje mi określenie wkurwionego. Miałam wrażenie, że zaraz go rozszarpie własnymi rękoma, a to nie wróżyło nic dobrego.
- Po pierwsze nie mój do niej: kochanie ani ślicznotko, zrozumiałeś?! Za kogo ty się w ogóle uważasz?! Przecież ty jej nawet nie znasz! A po drugie nie sądzę, aby była zainteresowana mając chłopaka. - warknął w jego stronę, a jego ręce wylądowały na klatce piersiowej nieznajomego, lekko na nią napierając. Mulat momentalnie zaczął szybciej oddychać, co nawet ja zauważyłam, ponieważ para wydobywająca się z jego ust, spowodowana ujemną temperaturą panującą na dworze, była częściej widoczna. Jego oczy z czekoladowego zmieniły się na czarne jak smoła. Drugi Zayn. Nienawidzę, takiego Zayn'a. Po prostu nienawidzę. I tego jak się wtedy zachowuje. Co on tak na niego naskoczył?! Co się z nim do jasnej cholery dzieje?!
- Dobra, nie unoś się tak, okey? Chillout, stary. Nie wiedziałem, że jest twoja. Skąd miałem to wiedzieć? Wystarczyło powiedzieć, a nie od razu się unosić. - wytłumaczył dość delikatnym głosem, pewnie żeby choć troszeczkę go uspokoić w tej całej sytuacji, po czym lekko odepchnął go od siebie, jednak to czarnowłosego jeszcze bardziej nakręciło, ponieważ ponownie się do niego przybliżył.
- Nie wyrażaj się o niej, jak o rzeczy! Rozumiesz?! Mama cię szacunku nie nauczyła do kobiet? Poza tym nie jest moją dziewczyną, tylko jego. - odparł w tym samym czasie wskazując na nic nieświadomego Harrego. Powiedział to takim tonem, jakby... Jakby mówił o kimś kogo nienawidzi, albo coś zupełnie gorszego. Szczerze? W ogóle go nie poznaje. Na prawdę nie wiem o co mu chodzi...
- A więc, to raczej nie będzie potrzebne. I tak nie byłam zainteresowana, kochanie. - powiedziałam, dobitnie akcentując ostatnie słowo, po czym uformowałam moje usta w najbardziej fałszywym uśmiechu na jaki tylko było mnie stać. Zwróciłam zwinięty w kulkę papierek Ashton'owi, który trafił go w czoło. Ja to mam cela! Pieprzony Ashton. Za kogo on się uważa?! - Choć mój najwspanialszy bohaterze i wybawco. - odparłam, po czym kolejny raz dzisiejszego dnia, wskoczyłam Malik'owi na barana, na co on zachichotał. Jaki on ma niesamowity śmiech. Czemu on się nie śmieje cały czas? - Skopiemy im tyłki. A w szczególności Harremu, za to, że poleciał do Louis'a. Niech zapamięta, że mnie się nie zostawia! Słyszysz?! Mnie się nie zostawia! Jeszcze mnie popamiętasz! A potem będziesz chciał wrócić! Zapamiętam, że mnie zostawiłeś! - krzyknęłam. mając nadzieję, że chociaż w najmniejszym stopniu mnie usłyszy. Niech ma za swoje. - Z chłopaka będzie robił mi geja. Zaraz mnie coś strzeli. - bąknęłam pod nosem, a chłopak zaczął się tak śmiać, że mało co nie spadłam. - Trzymaj mnie, bo spadnę! Uważaj! - upomniałam się.
- O mój Boże z kim ja się zadaje! Zabierzcie ją ode mnie! To jest istny, wcielony szatan! - wykrzyknął, po czym uniósł głowę tak, że widziałam całą jego idealną twarz. I znowu zachowuje się normalnie, tak, jak powinien. Wreszcie...
- Ty lepiej patrz na drogę. - powiedziałam i nakierowałam głowę Zayn'a we właściwym kierunku. - Jeszcze przez ciebie, będę miała kolejną rozmowę z chodnikiem dzisiejszego dnia, a za bardzo mi się to nie marzy. Uwierz mi. I tak jutro będę miała pełno siniaków i tyle w zupełności mi wystarczy. Nie mam ochoty być cała fioletowa. - dodałam.
- Tak jest! - zasalutował, niczym żołnierz. "Za mundurem, panny sznurem." - o mój Boże Victoria ogarnij się! Gdy już się troszeczkę oddaliliśmy od tamtego miejsca, delikatnie przysunęłam się do chłopaka, dalej uważając, aby nie spadnąć.
- Zayn... Ja... Bardzo Ci dziękuję. - wyjąkałam niepewnie wprost do jego ucha. Znajdowałam się tak blisko niego.
- Za co? - zdziwił się, przez co jego brwi znalazły się w jednej linii, co zauważyłam, ponieważ zeskoczyłam na ziemię. Moje nogi wreszcie dotknęły podłoża, więc nie musiałam się bać, że za chwilę spadnę i powybijam sobie wszystkie zęby.
- Za tamto. - wzrokiem pokazałam na miejsce za nami. Wolałabym teraz nikogo nie poznawać, tym bardziej mężczyzn... Chyba wszyscy wiedzą, dlaczego.
- Nie masz za co dziękować. - powiedział lekko rozdrażniony. Ja już go nie rozumiem. O co mu chodzi? Uh... On jest jak baba w ciąży. Chociaż nie wiem, czy nie gorzej. Teraz będzie się śmiać, a za chwile płakać? Chociaż mam nadzieję, że nie będzie mi się tu rozklejał. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby Zayn płakał. Albo... widziałam? Chyba płakał wtedy, gdy byłam w szpitalu, po próbie samobójczej, na początku naszej znajomości... Na samo wspomnienie się wzdrygnęłam. Zapomnijmy o tym. Zapomnijmy o tym raz na zawsze i nigdy już do tego nie wracajmy.
- Według mnie jest i jestem ci za to bardzo wdzięczna. - odpowiedziałam niepewna jego reakcji. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu Liam. Nawet nie zwróciłam uwagi, ze staliśmy tak, gdzie reszta.
- To co? Gotowi? - zapytał, na co odpowiedział mu zbiorowy krzyk. Chyba są nawet zadowoleni... Najważniejsze, aby Malik był z tego zadowolony, no bo w końcu to wszystko było robione tak jakby dla niego... - Wszyscy zasady znacie. Tylko błagam was, nie złamcie ani ręki, nogi, bądź innych kości. Nie powybijajcie sobie zębów. Wróćcie z jedną parą oczu. A co najważniejsze nie pozabijajcie się, bo z wami wszystko jest możliwe. - jęknął, spoglądając na każdego z nas, ale najdłużej przystanął na Harrym i Louis'ie.
- Z nami niemożliwe, staje się możliwe! - zaśmiał się Niall, przybijając w tym czasie piątkę z Styles'em, na co Payne pokręcił głową z politowaniem. Taki Daddy, który martwi się o nas wszystkich...
- Dobra, a więc zaczynamy! - powiedział, a raczej krzyknął i wszyscy zaczęli się rozbiegać. Oczywiście ja razem z Zayn'em, w kierunku, który wcześniej wyznaczył czarnowłosy. Przez pierwsze minuty biegliśmy w zupełnej ciszy.
- To gdzie teraz? - zapytałam, gdy trochę zwolniliśmy.
- Widziałem, że w tamtą stronę pobiegł Lou z Harrym, a tam chyba Liam z Danielle, jeśli się nie mylę. To co wybieramy?  - zapytał pokazując rząd białych i prostych zębów, i przy okazji jakieś kierunki swoimi rękoma.
- No to chyba jasne, że wybieramy tą parę pieprzonych gejów. Trzeba im skopać tyłki, za to co lokowaty mi zrobił. Jeszcze oboje będą błagać o przebaczenie. - powiedziałam dziarsko i ruszyłam w kierunku jaki pokazał wcześniej mulat, tym samym wywołując u niego napad śmiechu. Po chwili na swoich ramionach poczułam ciepłe dłonie, które obróciły mnie o dziewięćdziesiąt stopni. Co do jasnej...?
- W tą stronę idziemy. - usłyszałam jego rozbawiony głos, na co spuściłam głowę, ponieważ czułam, że zaczynam się rumienić. Moje policzki wręcz paliły czystym ogniem. Po dosłownie sekundzie poczułam, jak dwa palce Malik'a unoszą mój podbródek. Moje wargi zaczęły niekontrolowanie drżeć. Kurwa, co się ze mną dzieje?! Wpatrywałam się w jego idealne czekoladowe tęczówki. Gdybym tylko mogła wiedzieć o czym on teraz myśli... Pewnie jaka to jestem śmieszna i debilna, albo... albo o Perrie, że za nią tęskni. No tak, bo w końcu o czym?
- To idziemy, ksi... Vicky? - zaciął się w połowie, po czym pociągnął swoje włosy przez całą ich długość. Odpowiedziałam mu delikatnym skinieniem głowy, po czym zaczęłam iść we wskazanym kierunku. Doskonale czułam jego bliskość, jego oddech na moim karku. Szedł może dwadzieścia centymetrów za mną. Po piętnastu minutach naszej wędrówki nie znaleźliśmy żadnej żywej duszy, a otaczające nas drzewa zaczęły się zmieniać. To zaczynało być trochę podejrzane.
- Zayn... Jesteś pewien, że idziemy we właściwym kierunku? - zapytałam, po czym się odwróciłam o sto osiemdziesiąt stopni, aby być z chłopakiem twarzą w twarz. - Idziemy już tak długo i jeszcze nikogo nie znaleźliśmy... No dosłownie nikogo. Nawet nie słyszę, żeby ktoś krzyczał, albo coś w tym stylu. To jest trochę dziwne. - podsumowałam.
- To chyba dobry kierunek.  - odpowiedział, próbując, aby jego głos brzmiał poważnie i przekonująco, co zauważyłam.
- Chyba? Zayn, chyba?! My się zgubiliśmy... My się zgubiliśmy! Zayn, jeśli my się zgubiliśmy, to cię chyba zabije! Rozumiesz?! Zabije Cię! - wydarłam się na cały głos. Nawet nie wiem, czemu tak się wkurzyłam. A już wiem. Bo się zgubiliśmy!
- Mam się na serio bać? - zapytał niepewnie, a piękny lekki uśmiech zawitał na jego twarzy. No i z czego on się śmieje?! Z czego on się śmieje?! Jego ta sytuacja na prawdę cieszy? Bo mnie nie za bardzo...
 - Uwierz mi. Powinieneś. - odpowiedziałam, a on zaczął się cicho śmiać. - No i z czego tak się cieszysz? - uniosłam się, ale on sobie nic z tego nie zrobił... Nagle przez moje ciało przeszło miliony dreszczy spowodowane nagłym powiewem bardzo zimnego wiatru. Mogłam ubrać cieplejszą kurtkę...  - Teraz ja wybieram kierunek. - zaczęłam rozmyślać gdzie teraz i przy okazji kręcić się w kółko, jakby to miało mi w czymś pomóc. - Dobra spróbujmy tam. - wskazałam palcem swoją prawą stronę.
- Dobrze, przewodniku. - zaśmiał się mulat, a ja nie wiedziałam czy mam się uśmiechnąć, czy walnąć go w głowę. I znowu zaczęliśmy wędrować. Ale było jeszcze chyba gorzej niż wcześniej. Po kolejnych kilkunastu minutach zaczęłam się denerwować. Co ja mówię. Zaczęłam się na maksa wkurwiać! Sytuacja, w której się znaleźliśmy była chyba jeszcze gorsza, niż dosłownie przed chwilą. Było na serio gorzej!
- Kurwa! - krzyknęłam i oparłam się plecami o najbliższe drzewo. - Chyba tylko my jesteśmy tak genialni, żeby się tu zgubić. Przecież to jest tylko, cholerny, paintball! To jest tylko mały lasek, a my się w nim zgubiliśmy! - uniosłam się. Ja chyba dostanę załamania nerwowego.
- Zgaduję, że Louis'owi stało się coś gorszego. Albo nie ma już jednego zęba, albo wpadł w jakieś chwasty, bądź pokrzywy i nie może z nich wyjść. - zaśmiał się z naszego przyjaciela. Tak. To jest prawdziwa przyjaźń.
- Ale to jest Louis Tomlinson, jego nie ogarniesz. Jego chyba nikt w tym wszechświecie nie ogarnie. On ma swój wyimaginowany świat, w którym sobie samotnie żyje. I na prawdę jest niewiele osób, które to zrozumieją. Czemu wymyśliłam taką głupią zabawę... Po co w ogóle się odzywałam... - bąknęłam pod nosem.
- Zaraz... Serio ty to wymyśliłaś?! Bardziej obstawiał bym Tomlinson'a, albo Niall'a. - powiedział zdziwiony tą wiadomością, którą usłyszał sekundę temu.
- Coś ci się nie podoba? Następnym razem nic nie wymyśle i będziemy siedzieć pod sklepem czekając na grom z jasnego nieba, albo w domu oglądając powtórki nudnych seriali. A już na pewno nie wymyślę paintball'a w lesie i w dodatku w zimie! - wykrzyczałam wściekła nie na niego, ale na siebie za taki popierdolony pomysł. Co ja sobie myślałam, w momencie gdy zaproponowałam to reszcie?! Spuściłam głowę i wpatrywałam się w czubki swoich butów, które stały się bardzo interesujące, jak na tę chwilę. Nagle na polu widzenia pojawiły się jeszcze męskie buty. Lekko uniosłam głowę, bojąc się spotkania z jego hipnotyzującymi tęczówkami.
- Mnie się bardzo podoba. Naprawdę. - szepnął, po czym chwycił mój podbródek zmuszając mnie tym samym, żebym spojrzała w jego oczy. - Victoria, bo ja chciałem... to znaczy muszę ci coś powiedzieć... A właściwie zapytać... To jest bardzo ważne... Bo chodzi o to, że...
- Że? - próbowałam go jakoś zachęcić. Mulat tylko ciężko odetchnął. Widać było, że strasznie się denerwował, jakby bał się mojej reakcji, na to co zaraz powie, jakby to miało mnie w pewien sposób zaboleć, albo... sama nie wiem. Jakbym miała się wkurzyć? Nie. To się nie trzyma w ogóle kupy.
- Wtedy gdy... gdy pojawił się twój... twój ojciec... - zaczął, a moje serce zaczęło szybciej bić. Grę czas zacząć. W gardle powstała ogromna gula. - Victoria... ja... - jego ręka wylądowała na moim policzku, tworząc malutki przepływ prądy, a drugą oparł po prawej stronie mojej głowy.
- Co się stało? - szepnęłam, bojąc się najgorszego. Jeśli zapyta o to, o czym myślę, to się chyba zabije. On nie może się dowiedzieć prawdy... Po prostu nie może.
- Powiedział on o... Sam nie wiem. O jakiś długach. O co chodziło? Jakie długi? Przecież... Jakim cudem, ty... możesz mieć długi... - nie mógł się wysłowić. Był kompletnie zagubiony, nawet nie wiedział, jak dokładnie o to zapytać.
- Ja nie narobiłam mu żadnych długów... Jeśli ktoś mu narobił długów to jest nim tylko on sam. Zawsze miał jakieś problemy, Bóg tylko wie jakie. Wciągnął się w złe towarzystwo. To nie moja sprawa. - powiedziałam unikając jego wzroku. Czy mi uwierzy? Oczywiście, że nie. Błagam nie ciągnij tego tematu...Po prostu nie ciągnij tego tematu i porozmawiajmy o tym, jak... no porozmawiajmy o czymś innym.
- Ty wiesz. Ty wiesz o co mu chodziło. Proszę Cię, nie kłam. Powiedz mi to. - powiedział błagalnym tonem głosu. Dlaczego mu tak zależy, aby się dowiedzieć prawdy? Dlaczego dopiero teraz? Jego hipnotyzujące oczy intensywnie wypalały we mnie ogromną dziurę. Przeklinam go za te tęczówki! Przeklinam go za tę perfekcyjność! Przeklinam go za to, że żyje! Przeklinam go za to, że ja... Kurwa, przeklinam go za wszystko! Niech się smaży za to w piekle!
- Powiedzmy, że się domyślam o co może mu chodzić... Ale to są tylko moje domysły. Więc.... - odpowiedziałam wymijająco. Przecież, jeśli mu o tym powiem to nie będzie chciał mnie znać. Co ja mówię? Będzie jeszcze gorzej. Pomyśli, że jestem... Ugh... Sama nie wiem kim. To jest na prawdę okropna sprawa, której się wstydzę z całego swojego serca. Najchętniej chciałabym o tym zapomnieć, ale jest bardzo ciężko. Na prawdę bardzo ciężko. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo.
- Dlaczego mi nie powiesz? Victoria, nie ufasz mi? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a z tego co wiem to przyjaciele mówią sobie wszystko, aby sobie pomagać, a ja chce ci bardzo pomóc. Więc zapytam jeszcze raz, ale tym razem odpowiedz dokładnie i szczerze. O co chodzi z tymi pieprzonymi długami? Po prostu to powiedz. - odparł, dalej jeżdżąc dłonią, a dokładniej palcami po mojej twarzy. Dosłownie wszędzie. Policzki, żuchwa, ale gdy zbliżał się do dolnej wargi to moje serce, chyba się w tamtym momencie zatrzymywało i potrzebowało natychmiastowej reanimacji. Dlaczego on tak czynił?! Robił to tak delikatnie, jakby bał się, że zaraz zniknę, jak bańka mydlana, albo rozpadnę się na miliony kawałeczków. Jakbym była jakąś przepiękną księżniczką, którą trzeba traktować z szacunkiem i ogromną łagodnością. Jakbym była jakimś pieprzonym skarbem, wartym miliony, albo miliardy funtów. Jakbym była "Sercem Oceanu".
- Nie chcesz wiedzieć... Uwierz mi nie chcesz tego wiedzieć... - szepnęłam, będąc dalej odurzona jego dotykiem. Miał taką delikatną i miękką skórę, która jest, kurwa, przeznaczona tylko dla, pieprzonej i idealnej Perrie Edwards! Czemu ja o niej myślę?!
- Co? Ale...
- Uwierz. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. - od razu mu przerwałam. Sama nie wiem czemu, ale bardzo lubię to powiedzenie. Bardzo dobrze odnosi się do mojej popieprzonej sytuacji. Do mojego życia. "Po prostu skończmy już ten temat i wszystko będzie okey." Jego obie dłonie momentalnie umieściły się po obu stronach mojej głowy, tworząc tak jakby moje, małe więzienie. Nie miałam jak uciec. Byłam w pułapce. Jego twarz zbliżyła się na bardzo niebezpieczną odległość. Dosłownie centymetr, a nasze nosy zaczęłyby się stykać. Czułam jego oddech na mojej twarzy. Mogłabym przy nim zasypiać co noc do końca swojego życia. Moje serce było chyba w innej pułapce. W pułapce, w której nie chciałam, aby się znalazło, ale chyba się znalazło. Niestety.
- Victoria... Po prostu to powiedz. Czy to jest na serio tak wiele? Proszę Cię. Nie. Ja cię nie proszę, ja cię już w tym momencie błagam. Obiecałem w pewien sposób, że będę Cię przed nim chronił. I właściwe chcę to zrobić. Rozumiesz? Muszę to zrobić! Zrozum, że się o ciebie boję! - uderzył pięściami o konar potężnego drzewa, na co lekko wzdrygnęłam. Mulat mocno zacisnął powieki, po czym odwrócił głowę lekko w bok. Jego oddech był nierównomierny. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to jest możliwe. Dlaczego on nie może po prostu o tym zapomnieć? Zapomnieć o tamtym wydarzeniu i wszystko będzie okey, tak jak ma być. - Strasznie się o ciebie boję. On jest nieobliczalny i nie mam pojęcia do czego jest zdolny. Sama widziałaś co chciał zrobić... A jeśli nie będę wiedział o co mu chodzi, dlaczego on cię szuka, dlaczego nagle przypomniał sobie o swojej córce, po takim czasie jej nieobecności i co było takiego ważnego, że pofatygował się nawet przyjechać do Anglii i ciebie szukać, to nie będę mógł Ciebie chronić. Rozumiesz? Nie będę mógł... Jesteś dla mnie bardzo ważna... Dla nas wszystkich. Nawet nie zdajesz sobie chyba sprawy jak bardzo. Jesteś naszą najlepszą przyjaciółką. I dziewczyną... dziewczyną Harrego. Chcesz, aby cierpiał, jeśli coś ci się stanie? Jeśli go zostawisz? Sprawiłaś, że nasze życie jest lepsze i bardziej kolorowe. Coś się w nim dzieje, a nie tylko koncerty, nagrania, próby i ta codzienna rutyna... Nie możemy ciebie stracić. Musisz to w końcu zrozumieć! Bo na prawdę boję się tego dnia... tego dnia, jak może być już za późno... Za późno, żebym mógł cię przed nim ochronić... - szepnął, po czym uniósł powieki, a po jego policzku spłynęła jedna kropelka słonej cieczy. Jego oczy były przepełnione zmartwieniem, a na ich powierzchni pomału tworzyła się warstwa łez, przez co jego tęczówki wyglądały na jeszcze bardziej smutniejsze niż były.
- Proszę Cię, skończ. Po prostu, skończ. To jest na prawdę nic ważnego. - szepnęłam, odwracając swój wzrok. To jest cięższe niż myślałam. Wiedziałam. Oczywiście wiedziałam, że kiedyś dojdzie do tej rozmowy. Jeśli nie domyśliłby się Zayn to zrobiłby to Niall, albo Amy, ale nie zdawałam sobie sprawy, że będzie tak strasznie trudno. Nie mogłam na to patrzeć. Nie mogłam patrzeć na to, jak on zaczyna płakać.
- Nie, Victoria. Jak to może być nic ważnego?! Nie rozumiesz, że my po prostu strasznie boimy się o ciebie? Chcemy cię chronić, a ty nam to uniemożliwiasz. Tak, kurewsko, nam to uniemożliwiasz. Dlaczego to robisz?! Nie zależy ci na nas?! Nie zależy ci na naszym szczęściu?! - prawie krzyknął. - Chcę wie... - zaczął, ale mu przerwałam. Już nie miałam na to wszystko siły. Wszystkie emocje, które miałam gdzieś bardzo głęboko w sobie, wyszły na zewnątrz, czego na prawdę nie chciałam.
- Co chcesz wiedzieć?! Co?! Chcesz wiedzieć, że on robił ze mnie pieprzoną dziwkę?! Że zmuszał mnie wraz z innymi oblechami do tych wszystkich rzeczy?! Brawo! To teraz już wiesz! - lekko go od siebie odepchnęłam i ruszyłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Poczułam, jak po moich policzkach płyną strużki słonej cieczy. Nie chciałam mu tego mówić. Nie chciałam tego, aby dowiedział się w taki sposób. Ja w ogóle nie chciałam, aby się o tym dowiedział, żeby ktokolwiek wiedział. Nagle na swoich ramionach poczułam czyjeś dłonie. Momentalnie poskoczyłam w miejscu.
- Victoria... - usłyszałam jego głos, tuż nad swoim prawym uchem, ale znowu nie dałam mu dojść do słowa.
- Przepraszam. Nie powinnam była krzyczeć. Po prostu... Zawsze byłam zdana na tylko na siebie. Nikt mi nigdy nie chciał pomóc. Nie umiem rozmawiać o swoich problemach, których jest wbrew pozorom bardzo dużo. Może dlatego, że gdy o tym mówię to przeżywam wszystko na nowo. To wraca do mnie ze zdwojoną siłą. - szybkim ruchem wytarłam łzy i odwróciłam się przodem do chłopaka. Też płakał. Też łzy leciały po jego zaróżowionych policzkach, a następnie kapały na górną część kurtki. - Zgaduję, że z tymi długami to chodzi o to, że wziął zaliczkę od swoich klientów, żeby mieć na chlanie, a ja uciekłam. Uciekłam od tego wszystkiego... - bądź twarda, bądź twarda... Kurwa, ja nie jestem twarda i nigdy nie będę! Szybko wtuliłam się w Zayn'a i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Chłopak był na początku zdziwiony i nie odwzajemnił gestu, ale po sekundzie poczułam jego dłonie umiejscawiające się na mojej talii. Byłam bezpieczna. Bezpieczna w jego ramionach. - To było takie straszne... Pamiętam, jak pierwszy razy przyprowadził jakiegoś mężczyznę... Byłam po prostu przerażona, ale nie mogłam nic zrobić. Kompletnie nic.

Little Things || Z.M.Where stories live. Discover now