Rozdział 56

714 46 1
                                    

- Victoria... - Amanda próbowała zacząć, ale przerwały jej dźwięk drewna, od którego odbijały się buty osób. Po chwili do salonu, z widokiem na kuchnię wszedł Zayn i Perrie. Razem. Twarz Malik'a nie wyrażała zupełnie nic. Tylko pustkę. Kompletnie bez emocji. Natomiast buzia blondynki wręcz przeciwnie. Przewaga, szczęście, wyższość. Nie mogłam się w ogóle ruszyć. Jakby moje stopy wrosły w podłogę. Moje serce zaczęło bić szybciej, a łzy ponownie dzisiejszego poranka, zaczęły cisnąć się do oczu. Nie wiem co było gorsze. Zobaczyć ich wtedy całujących się ze sobą, wtedy kiedy zostałam u nich na noc, na początku naszej znajomości. Czy teraz, najpierw w łóżku, a potem koło siebie, razem schodzących na dół, kiedy dzień wcześniej dwa razy się z nim całowałam, a on dał mi taki prezent i list, w którym napisał, że "Przeprasza". Widocznie nie zna znaczenia tego słowa. "Zależy mi na Tobie" Oczywiście... A ja jestem królową Elżbietą I. Są to bardzo mocne słowa i trzeba się do nich stosować, a nie rzucać je tak o na wiatr. I ja mam mu teraz uwierzyć, że on zerwał z tą blondynką? Tak po prostu? Równie dobrze mógł sobie to wszystko wymyślić, żeby mnie potem pocałować. Aby mnie wykorzystać... Ja po prostu nie mogę tego zmieścić w mojej głowie. Przymknęłam powieki, zza których spłynęła łza. Jedna, samotna łza, pełna smutku i zawiedzenia. Od razu poczułam rękę, która ją szybko otarła. Otworzyłam oczy i zobaczyłam zielone tęczówki. Harry.

Tylko On i Niall mogą mnie w tej chwil w pełni zrozumieć. Oni znają całą prawdę o zaistniałej sytuacji. Tylko Oni wiedzą co dokładnie wydarzyło się pomiędzy mną, a Mulatem, właściwie to jeszcze Amy, ale to tak po części. Tylko Horan wie, że razem z Harrym udajemy parę, a to wszystko dla ich dobra, aby wszystko było dobrze. Oni wiedzą o mnie wszystko. Chociaż, właściwie, to nie. Nie wiedzą, że Paul mnie szantażował do tego wszystkiego, ale to jest bardzo niewielki szczegół. Najchętniej teraz bym się wtuliła jednego z nich, ale nie mogę. To by było dziwne, nawet bardzo... Każdy znajdujący się w kuchni, z wielką dokładnością obserwował każdy ruchy "pary". 
- Do zobaczenia. - powiedziała Edwards i złożyła pocałunek na policzku Zayn'a, po czym szybko opuściła mieszkanie. Malik szybko uniósł rękę i rękawem swetra, który miał na sobie, bardzo dokładnie otarł skórę. Stał dalej w tym samym miejscu. Nie poruszył się nawet o milimetr. Wszystkie paru oczu, zwróciły się w jego stronę, oczekując, jak się nie mylę, wyjaśnień. Szybko odwróciłam wzrok, nie miałam siły na niego patrzeć.
- Czy... to... ona... jak? - próbował się wysłowić Lou, ale za bardzo mu to nie wychodziło. Jego głos, co chwilę się zacinał. Miałam dokładnie taką samą reakcję. - Przecież... wy... Wy już nie jesteście ze sobą, prawda? - chciał się upewnić. Też bym to chciała wiedzieć, więc z ogromną przyjemnością wysłucham odpowiedzi. W tej samej chwili poczułam, jak ktoś bardzo delikatnie chwyta mnie za rękę. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Hazzę, który na ustach miał pocieszający uśmiech, aby dodać mi otuchy. Jeszcze mocniej ją ścisnęłam i go do siebie bliżej przysunęłam. Od razu poczułam bijące od niego ciepło, które zadziałało na mnie bardzo kojąco, czego bardzo potrzebowałam w tej chwili. Cały czas czekałam na odpowiedź, ale jedyne co usłyszałam, to zamykający się barek w salonie. Od razu poderwałam się na równe nogi i poszłam do wyżej wymienionego pomieszczenia. Stanęłam jakieś dwa metry przed mulatem i bardzo powoli wyciągnęłam rękę.
- Oddaj to. - szepnęłam, bo tylko na tyle było mnie stać, w tamtym momencie. Jakaś kula, uwiązła mi w gardle, uniemożliwiając normalną rozmowę.
- Bo?! - wykrzyknął, na co wzdrygnęłam, ale się nie odsunęłam. Nienawidzę tego "drugiego Zayn'a". Tego pełnego złości i czarnymi oczami. To przypomina te okropne chwile, które przeżyłam... Te wszystkie noce...
- Wczoraj wyczerpałeś limit. - starałam się mówić spokojnie, ale mój głos drżał, zapowiadając napływającą falę płaczu.
- Nie będziesz mi rozkazywać. - prychnął i już chciał odkręcać wieczko butelki, ale przerwał, gdy usłyszał moje słowa.
- Zayn, proszę... - powiedziałam zaciskając powieki. - Tak się zaczyna... - pozwoliłam łzom swobodnie spłynąć. Zauważyłam, że w jego towarzystwie płaczę częściej, niż bez niego. Staliśmy chwile w ciszy, po czym w mojej ręce niespodziewanie spoczęła zimna butelka wódki. Momentalnie uniosłam powieki. Zaniosłam ją na swoje miejsce i zamknęłam "drzwiczki" na klucz, który znajdował się w małym zameczku. Wycierając łzy wróciłam do kuchni. Podeszłam do Hazzy i zapytałam, czy możemy się przejść. Odpowiedział mi lekkim skinieniem głowy. Opatuliliśmy się ciepło i wyszliśmy trzymając się za ręce. No, w końcu jesteśmy parą. Jedyna zaleta. Możemy wyjść w niespodziewanym momencie, gdzie chcemy i rozmawiać o czym chcemy.
- O czym chciałaś pogadać?

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz