Rozdział 62

810 39 5
                                    

*** Około 9 dni później ***

*** Urodziny Zayn'a ***

 

Te dni były dla mnie, jak i dla reszty bardzo ciężkie. Amy w trakcie mojego przesłuchania powiedziała o wszystkim Susan i James'owi, którzy momentalnie pojawili się w szpitalu. Byli tym wszystkim wręcz przerażeni, więc kazali mi zachowywać wszelkie środki bezpieczeństwa, jakie tylko istniały. Podobno Ci dwoje policjantów, którzy mnie pilnują dalej to robią. Jeszcze ich do tej pory nie wiedziałam, więc nie wiem, jak to jest możliwe. Chłopcy dalej odwożą mnie i Amy do szkoły i z powrotem, a jak idę do pracy to jeden z nich siedzi w kawiarni i czeka, aż skończę zmianę. Dla mnie to jest chore. Kilka... kilkanaście... co ja gadam?! Kilkaset razy im mówiłam, że to nie ma najmniejszego sensu, ale oni nawet nie chcieli mnie słuchać i za wszelką cenę nie poruszali tego tematu. Właściwie to "dyżur" nade mną sprawują tylko Niall i Zayn, którzy się zmieniają. No właśnie... Zayn. Nasze stosunki, można powiedzieć, że się polepszyły. Coraz więcej rozmawiamy, a ja staram się nie odwracać wzroku, jak się na mnie patrzy, co jest na prawdę ogromnym sukcesem. Perrie do tej pory się nie pojawiła, przynajmniej ja jej nie widziałam. Nie wiem, czy utrzymuje z nim jakikolwiek kontakt i tego akurat nie chcę wiedzieć. To jest jego życie, jego cholerna dziewczyna i mnie powinno to nic interesować. Jeszcze na dodatek, od tamtego wypadku zaczęły mnie męczyć straszne koszmary, nad którymi nie umiałam zapanować. Do czasu.

### Retrospekcja ###

 

- Uciekaj, puki masz czas. Biegnij. Błagam Cię. Zrób to, o co Cię proszę. Nie mogę Cię stracić. Rozumiesz? Uciekaj. - słyszę szept Zayn'a tuż nad moim uchem.

- Nie zostawię Cię tutaj samego. Albo razem, albo nigdzie nie idę. - odpowiadam, czując, że na moich policzkach spływające strużki łez. Czarnowłosy mocniej ściska moją rękę. Jego zimna dłoń ląduje na moim gorącym policzku, lekko go gładząc, wywołując przyjemne ukojenie, jak na ten czas. Jego ogromne, miodowe tęczówki, otoczone wachlarzem gęstych i czarnych rzęs, bardzo dokładnie skanują moją twarz.
- Victoria...
- Nawet o tym nie myśl, nie zostawię Cię tutaj samego, rozumiesz?! Albo razem, albo nawet się stąd nie ruszam! Rozumiesz?! - mówię, a on palcami ociera moje łzy.

- Proszę Cię zrób to dla mn... - nie dokończa, ponieważ padła szczał, który był celowany wprost na chłopaka. Po sekundzie jego ciało swobodnie opadła na zieloną trawę.
- Zayn! - krzyczę. Pod jego plecami tworzy się kałuża ciemnobordowej i gęstej cieczy. Robi mi się słabo, a moje kolana uginają się, przez co ląduję przed ciałem Mulata. Ręce zaczynają mi się strasznie trząść. Nie mogę złapać tchu, a moje płuca domagają się nowej dawki tlenu. On nie żyje! Po chwili nad zwłokami pojawia się postać ubrana w czarny płaszcz.

- Teraz ty będziesz następna... - mówi, po czym celuje pistoletem w moją stronę...


- Nie! Błagam nie! - zaczęłam krzyczeć, dalej mając przed oczami tą tajemniczą postać. Ktoś chwycił mnie za rękę. - Zostaw mnie! - rzuciłam się. 
- Victoria. Obudź się. Victoria. - usłyszałam cichy szept. Gwałtownie otworzyłam oczy i ujrzałam czekoladowe tęczówki. Zayn. - Spokojnie to tylko sen. - powiedział gładząc mnie po policzku. Momentalnie wtuliłam się w jego ciało i zaczęłam płakać. Łzy powoli zaczynały spływać po moich policzkach, tworząc mokre ścieżki. Coraz trudniej było mi złapać dech, a moje płuca domagały się kolejnej dawki tlenu. Chłopak momentalnie się ode mnie oderwał i spojrzał zmartwionym oraz przerażonym spojrzeniem.
- Victoria, spokojnie. - mówił, ale słyszałam to jak przez mgłę. Robiło mi się coraz słabiej. Świat jakby zaczął wirować. - Oddychaj. Wszystko już jest dobrze. Wdech i wydech. Oddychaj. - cały czas powtarzał. - Uspokój się i oddychaj. Wyobraź sobie, że jesteśmy na plaży w Hiszpanii. Przed nami rozprzestrzenia się cudowny zachód słońca, który wygląda bardzo zjawiskowo. Wiatr owiewa twoją twarz, powodując, że włosy niespodziewanie lądują na twojej buzi, przez co zaczynasz się śmiać. - wraz z jego opowieścią stawałam się bardziej spokojniejsza, a mój oddech w miarę możliwości się unormował. 
- Dziękuję. - wyszeptałam, po czym wszystkim, po czym ponownie wtuliłam się w jego tors. Było mi tam bardzo dobrze. W ramionach Zayn'a.
- Dobrze wiesz, że nie ma za co. - odpowiada wprost do mojego ucha, tworząc przyjemne dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. 
- Jak to się stało, że tutaj jesteś? - te słowa niekontrolowanie odpuściły moje słowa, gdy się od siebie oderwaliśmy.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz