Rozdział 87

540 40 3
                                    

Zapraszam na 86, ktorego przez przypadek nie wstawilam, a zamiast niego ten wstawilam jako 86.
Przepraszam i jeszcze raz zapraszam xx

*** Oczami Victorii ***
( Dzień rozprawy )

- Boisz się? - w pewnym momencie usłyszałam niski, męski głos tuż za swoimi plecami, na co momentalnie uniosłam wzrok i niepewnie spojrzałam w lustro. Minimalnie wzdrygnęłam, a wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegła wiązka napięcia elektrycznego, którą poczułam aż w palcach u swoich stóp. W moje niebieskie oczy momentalnie rzuciły mi się intensywne czekoladowe tęczówki, które były naprawdę ogromne i takie piękne, że mogły wydawać się nieprawdziwe. Zayn w czarnej koszulce wyglądał wręcz idealnie, jakby był wyciągnięty z jakiegoś obrazku. Jego mięśnie były idealnie wyeksponowane. Na jego szyi wisiały przeróżne naszyjniki. Przygryzłam dolną wargę, co było chyba moim trikiem nerwowym, po czym minimalnie spuściłam swój wzrok. Chwilę później poczułam jego duże ręce na swojej talii. Miałam wrażenie jakby tam było ich właściwe miejsce, jakby były pasującymi kawałkami puzzli. Ze świstem wciągnęłam powietrze do swoich płuc, przytrzymując się rękami o kant umywalki, aby przypadkowo nie upaść. Nie wiem czy to było spowodowane jego delikatnym i subtelnym dotykiem czy może świadomością, że za kilka godzin stanę przed sądem i ponownie spotkam swojego ojca. Ponownie będę musiała opowiedzieć o tym wszystkim. Ponownie wspomnienia nawiedzą moje myśli. To po prostu wróci, a jego obok mnie nie będzie, czego tak na prawdę pragnę. - Byłabyś szalona, jeślibyś się nie bała, Victorio. - wyszeptał wprost do mojego ucha, łaskocząc mnie przy tym swoim oddechem, po czym pogładził moją skórę przez materiał, a ja nawet wtedy poczułam minimalne iskierki. - Ja też się boję. Boję się, że już nigdy nie usłyszę jak się dźwięcznie śmiejesz ani nie zobaczę twojego pięknego i promiennego uśmiechu. Jestem przerażony, że dzisiaj wszystko może się zmienić, że zniknie szansa na to, że będziesz niezwykle i szalenie szczęśliwa, chociaż sam nie wiem dlaczego. Cholernie się tego boję. Nie chcę byś się smuciła. Nie chcę, aniołku. Tak bardzo zależy mi na... - przerwał, po czym ręką delikatnie przejechał na moje ramię, a następnie na moją dłoń, by bezproblemowo spleść nasze palce. Jego umięśniony tors przylegał do moich pleców. Moje serce biło jak oszalałe. Nie mogłam w ogóle zrozumieć jego zachowania. Wczoraj wychodzi, a dzisiaj sam przychodzi. - Chciałbym ci coś dać. - odparł i odwrócił mnie do siebie przodem, przez co niemal stykaliśmy się całymi klatkami piersiowymi. Jego delikatny oddech, który pachniał nikotyną tańczył na moich ustach. Po sekundzie bardzo delikatnie uniósł mój prawy nadgarstek, chwilę przypatrywał się starym i lekko wyblakłym bliznom, jeżdżąc po nich opuszkiem swojego kciuka, a następnie poczułam na nich jego rozgrzane i miękkie wargi. Przez całe moje ciało przeszedł minimalny dreszcz. W moim ciele zapalił się malutki płomień. To było zaledwie krótki dotyk, ale to starczyło abym dostała ogromnych palpitacji serca. Jego dotyk był jak muśnięcie piórka. Zayn zaczął zawiązywać czarny rzemyk, na którym znajdował się złoty pierścień na moim nadgarstku. W skupieniu obserwowałam każdy jego ruch co było szalenie interesujące. - Ten sygnet należał do mojego dziadka, o którym ci opowiadałem. Dostałem go od niego jakiś czas przed jego śmiercią. Kiedy mam go przy sobie, wiem, że nade mną czuwa. Czuję się wtedy pewniej, jakbym dostał nową energię. Jest dla mnie cholernie ważny i dlatego chcę, żebyś go miała. Żebyś miała przy sobie choć cząstkę mnie. Pragnę, żebyś wiedziała, że gdy będziesz zeznawać, a mnie nie będzie na tej sali, że niedaleko ciebie jest ktoś, kto się o ciebie martwi całym sercem i duszą. Ktoś kto chciałby być cały czas przy tobie. Przez cały czas. - wyszeptał melancholijnym tonem, a ja poczułam jak miękną mi kolana. Dopiero po chwili zrozumiałam znaczenie jego słów.
- Co?! O czym ty mówisz? Ja nie mogę, Zayn. Nie mogę. To jest zbyt wiele. Ja... - zaczęłam się tłumaczyć i strasznie się przy tym jąkałam, kompletnie zdziwiona patrząc się na swój nadgarstek, ale on mi momentalnie przerwał. Nie mogłam wziąć od niego takiej pamiątki. To przypomina mu o zmarłym dziadku. Przypomina mu osobę, która dla niego naprawdę wiele znaczyła i właściwie dalej znaczy. To jest amulet. Poczułabym się jakbym odebrała mu wspomnienia. Bardzo ważne wspomnienia.
- Weź go chociaż na czas rozprawy, Victorio. Proszę cię. Bardzo zależy mi na tym, abyś go miała. Niech ci przypomina, że jeśli nawet nie ma mnie przy tobie ciałem, to jestem przy tobie cały czas duszą, myślami oraz sercem. Pomyśl o sygnecie w trakcie rozprawy, a powinno być ci lepiej. I wiedz, że jestem z ciebie cholernie dumny, że zdecydowałaś się zeznawać, pomimo tego wszystkiego co ci zrobił. Naprawdę cholernie dumny. - powiedział, po czym przejechał dłonią po moim policzku. Jego aksamitny dotyk jak i obecność leczą małe rany, ale także czasami przyczyniają się do ich powstawania. Widziałam jak jego klatka piersiowa unosi się w nieregularnym tempie. Słyszałam jego oddech, rytm jego serca. To była dla mnie perfekcyjna melodia. Był tak blisko mnie co sprawiało, że zaczęłam wariować. Moje ciało delikatnie zadrżało. On własnie tak na mnie działał. Jego idealny zapach, jego kojący dotyk. Jego lekko zarost, który czułam niemalże na moich ustach. Przecież on jest idealny.
- Dziękuję, Zayn. - wyszeptałam, po czym wtuliłam się w jego ciało, a on objął mnie swoimi ramionami, w których czułam się jak w niebie. Jego ręce domknięte wokół mnie to było jedyne bezpieczne miejsce na ziemi. Głowę schowałam w zagłębieniu nad obojczykiem. Jego skóra bardzo intensywnie pachniała niesamowitymi perfumami. Dlaczego nie mogę zostać tak przez całą wieczność? - Za wszystko.
- Dasz sobie radę, Aniołku. Wiem to.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz