Jego ciało drżało. On płakał. Boże. Objęłam jego ciało swoimi dłońmi, a mężczyzna automatycznie przyciągnął mnie, aż za mocno do swojego torsu. Sama zaczęłam płakać, bo wiedziałem co teraz powie.

- Chris – wyszeptałam uspokajając go. Głaskałam jego plecy, ale to nic nie dawało.

- Osłonił się jej ciałem. Trafiłem prosto w serce. Zabiłem ją – wymamrotał. Oboje płakaliśmy stając w swoich objęciach.

- Shh, spokojnie Chris. To nie twoje wina – powiedziałam pewnie.

- Gdybym nie strzelił, ona by żyła...

- Nie możesz się obwiniać za to. Ratowałeś ją, mogłeś poświęcić swoje życie byle by ją uratować, ale to ten gnój jest wszystkiemu winny. To on ją zabił, nie ty Chris – powiedziałam.

- Od tamtego czasu dręczę mnie własne demony. Nie mogę spać w nocy, ponieważ, kiedy zamykam oczy widzę upadające jej ciało. To ja powinienem zginąć. Nie powinienem w ogóle żyć...

- Nie mów tak Chris. Jesteś wspaniałym mężczyzną. To nie była twoja wina, broniłeś ją, chroniłeś, ratowałeś. Zrobiłeś wszystko co mogłeś, aby ją ocalić.

- Boję się, że to znowu się powtórzy, że nie będę w stanie cię ocalić. Boję się cię stracić, bo wiem, że jeśli teraz odejdziesz ja odejdę razem z tobą, ale już na zawsze. Nie zasługuje na ciebie. Jestem mordercą, nie powinnaś w ogóle tu być. – Odsunął się ode mnie. Odsunął mnie na bezpieczną odległość.

- Nie jesteś nim. Jesteś wspaniałym mężczyzną Chris, zasługującym na szczęście i miłość.

- Przestań, jestem mordercą, szefem mafii, gangsterem. Jestem niebezpieczny.

- To nic nie zmienia Chris – wyszeptałam podchodząc do niego. Patrzył na mnie uważnie swoimi pięknymi tęczówkami.

Christopher

Minęło pięć dni od dnia, w którym Melissa dowiedziała się o mnie całej prawdy. Pieprzonej prawdy. Nie uciekła, nie odeszła. Została. Choć było ciężko w to uwierzyć, ona nadal była w moim domu. Była i nic się nie zmieniło. Jakby tamten dzień w ogóle nie istniał.

Siedziałem w swoim biurze na trzydziestym piątym piętrze, patrząc tępo w papiery. Jutro był dzień rozprawy, która miała zadecydować o losie kobiety. Wiedziałem, że takie rozprawy trwają nawet latami, ale w tym przypadku będzie inaczej. Pierwsza i ostatnia rozprawa. Nie pozwolę, aby ten gnój był dalej jej mężem, aby ją niszczył. Przez ostatnie kilka dni Melissa cały dzień chodziła z głową w chmurach. Zarządziłem, aby została w domu, co z kolei sprowadziło do kłótni.

Siedziałem na kanapie patrząc uważnie na wkurzoną dziewczynę, która stała przede mną z założonymi rękoma na piersi. Jej spojrzenie, gdyby potrafiła mogłoby mnie zabić. Uśmiechnąłem się chytrze, na co dziewczyna przewróciła oczami.

- Nie myśl sobie, że tak łatwo się poddam – wysyczała w moją stronę, kierując na moją osobę palcem. Naprawdę powstrzymywałem się od wybuchu śmiechem, ale jednak postanowiłem zatrzymać powagę, która tak bardzo irytowała Melissę.

- Kochanie usiądź, nie stój tak – powiedziałem spokojnie, opierając się nonszalancko o oparcie kanapy.

- Nie nazywaj mnie tak dupku. – O tak, była wściekła, a mnie to cholernie podniecało. Kurwa co się ze mną dzieje?

- Będę cię nazywał, jak zechce – odparłem.

- Nie będę siedzieć cały dzień w domu, bo ty tak chcesz. Niania dla Nicka jest, więc nie widzę żadnego sprzeciwu, abym mogła pracować. W dodatku pracuję z tobą, więc nic mi się nie stanie.

Weź się ożeń ze mną Tom 1Where stories live. Discover now