Rozdział 1

30.5K 1K 66
                                    

Melissa

Gdy się budzę czuję niemiłosierny ból z tyłu głowy. Słyszę cichutki płacz Nicka, co przywraca mnie do żywych. Łapię się za głowę i wstaje powoli. Podchodzę do łóżeczka i biorę synka na ręce. Kołyszę ramionami, co działa natychmiastowo na małego. Nadsłuchuje, czy Martin jest w domu, ale nic nie słyszę. Otwieram delikatnie drzwi bojąc się, że on tam jest. Wychylam głowę zza drzwi i nastaję głuchą ciszę. Wychodzę z pokoju i sprawdzam całe mieszkanie. Nie ma go. Zegar w pokoju wskazuje godzinę 14. Jeśli wrócił do pracy to mam jakieś trzy godziny zanim wróci. Kładę delikatnie mojego małego mężczyznę do łóżeczka włączam mu grającą karuzelę i zabieram się za to, co powinnam zrobić już dawno temu. Wyciągam torbę i nie kłopoczę się z układaniem ubrań. Wrzucam wszystko po kolei do torby, która po pięciu minutach jest wypełniona po brzegi. Dziesięć minut później mam spakowane dwie torby i to wszystko, co jestem w stanie ze sobą zabrać. Ubieram Nickiego i wychodzę z mieszkania. Kurcze dwie torby, wózek i dziecko. Jak ja mam zejść z czwartego piętra? Szlak. Słyszę, jak ktoś idzie. Przestraszona stoję w jednym miejscu modląc się, aby to nie był Martin, bo koniec z nami. Klatka piersiowa unosi się i opada. Prawie, że słyszę bicie swojego serca. Oddycham z ulgą, gdy widzę sąsiadkę z góry.

- Melissa? - patrzy się na mnie i torby stojące obok mnie - Wyprowadzasz się? - nie odzywam się - Dobrze robisz. Uciekaj, jak najdalej od niego. Chodź pomogę Ci zejść z tym na dół - bierze dwie moje torby i schodzi na dół. Gdy nie ruszam się z miejsca odwraca się i patrzy na mnie - No chodź - lekki uśmiech pojawia się na jej twarzy.

Poprawiam synka i biorę wózek pod pachę i schodzę na dół. Na zewnątrz wsadzam Nickiego do wózka i odbieram torby od Clarisy.

- Dziękuje Ci bardzo - odzywam się.

- Poradzisz sobie? - kiwam głową i żegnam się z nią. Ruszam przed siebie, jak najszybciej chcąc opuścić to miejsce. Tylko, gdzie ja mam teraz się podziać z małym dzieckiem? Wyciągam telefon z kieszeni i patrzę na zdjęcie mojej przyjaciółki. Wybieram jej numer mając nadzieję, że ona mi pomoże.

Christopher

Patrzę, jak facet siedzący na przeciwko mnie podpisuje ostatni dokument ciesząc się w środku, jak małe dziecko. Kolejne dobrze wykorzystane pieniądze na budowę nowego domu dziecka z pełnym wyposażeniem.

- Budowa ruszy w następnym miesiącu - patrzę na niego ciesząc się, jak cholera.

- Świetnie. W takim razie jesteśmy w kontakcie - wstaję zapinając marynarkę. Odprowadzam Pana Scotta w świetnym humorze. Otwieram drzwi od swojego gabinetu i żegnam się ze Scottem. Gdy znika z mojego pola widzenia spoglądam na Gwen, która cierpliwie czeka, aż jej powiem.

- Będzie dom dziecko - mówię, a Gwen krzyczy z radości omal nie spadając z krzesła. Śmieję się z niej. Uspokaja się dopiero, gdy dzwoni jej prywatny telefon.

- Hej Lissy co tam? Jestem w pracy jeszcze - patrzy na mnie. Gdy mam już wrócić do swojego gabinetu, aby jej nie przeszkadzać, słyszę jej zdenerwowany głos.

- Cholera. Nic Ci nie jest? Nickiemu nic nie zrobił? - zmarszczyłem brwi - Kurde Daniel wczoraj pojechał w delegacje zabierając samochód. Gdzie jesteś? Poczekaj chwilę. Niech szef poczeka - krzyczy, gdy zamykam drzwi od swojego gabinetu. Marszczę brwi, a ona podchodzi do mnie.

- Coś się stało? - pytam widząc jej zdenerwowanie.

- Mogę wyjść dzisiaj wcześniej, muszę załatwić jakiś samochód...

- Po co? - patrzy na mnie niepewnie - Jeśli musisz gdzieś jechać to pomogę. Wiem, że Daniel zabrał samochód, a macie jeden.

- Ja... no to znaczy.

Weź się ożeń ze mną Tom 1Where stories live. Discover now