Rozkminy o The Umbrella Academy

Największe debilizmy sezonu 2

Tu już nie ma małych absurdów i wpadek, tu są już same ogromnego kalibru. Po seansie jestem na maksa wkurzona. Jak po tak świetnym 1 sezonie można zrobić takie gówno? Ja rozumiem seriale, gdzie kolejne sezony były tworzone na siłę, ale to dopiero 2 sezon. Tak więc pora się wyżyć na największych problemach sezonu 2. Od razu ostrzegam osoby, którym się podobało, bo nie chce psuć wam radości. Koniec tego gadania, zaczynam rzeź.

#1 Małe absurdy na rozgrzewkę

*Skoro podczas teleportacji Ben trzymał Klausa za ramię i się nie rozdzielili to dlaczego Luther, który trzymał Vanyę na rękach już tak? Serio słabe pchnięcie fabuły.

*Jaki rodzic zostawia chore dziecko (które nie potrafi zakomunikować, że dzieje mu się krzywda) z dosłownie znalezioną na ulicy kobietą?

*Allison żyła normalnie, więc powinna znaleźć informację o Vanyi i Diego w gazecie. Zresztą serio tylko Pięć podjął próbę zebrania rodziny?

*Dlaczego Reginald wysyła zaproszenia do Allison, Klausa i Vanyi skoro oni go na oczy nie widzieli?

*Dlaczego Vanya za każdym razem gdy używa mocy ma białe tęczówki skoro wcześniej tak nie było?

*Dlaczego Vanya ratując dzieciaka przekazuje mu moc? Jak ratowała Allison nic takiego nie miało miejsca.

*Dlaczego Pięć nie zapamiętał nazwisk ofiar z tej jednej wyjątkowej misji w której toważyszyła mu kierowniczka? To sprzeczne z jego charakterem. Poza tym po co kierowniczka go do tego mieszała? Mógł się domyślić.

*Skoro w nowej lini czasu z Benem jest wszystko w porządku co jego wizerunek robi nad kominkiem?

#2 Fabuła

Sam pomysł dało się wybronić. Ok, nasza rodzinka trafia do lat 60-tych, ale to co robią jest bez sensu. Już pomijam to słabe wybrnięcie z przemiany w dzieci (to zakończenie dawało nadzieję na porządną oryginalność) to ich celem powinno być: NIE ZMIENIAĆ HISTORII. Przecież domyślenie się, że apokalipsy nie będzie jeśli zamach odbędzie się tak samo jak ,,poprzednio" było banalne. Pomijam ten magiczny zbieg okoliczności z Hazelem. Dobra, rodzeństwo orientuje się, że znaleźli się niemal 30 lat przed swoimi i co robią? Pakują się w sam środek wydarzeń. Jeszcze ogarniam Klausa, on taki po prostu jest (choć jest Ben), ale serio? Nikt nie wpadł choćby na efekt motyla? Mogli bardzo łatwo namieszać coś w życiu swoich dziadków i udaremnić swoje narodziny. Mieszają się w sprawy mafii, bawią się w ogromną sektę, gadają o przyszłości i mieszają się w politykę. WTF?! Szczególnie Diego i Allison. Zrobili z Diega totalnego debila. Ja rozumiem jego szlachetność i dobre zamiary, ale on nie był głupi. Przecież nie dopuszczenie do śmierci Knnedy'ego w oczywisty sposób mogło wpłynąć na ich narodziny. W 1 sezonie Diego był w stanie poświęcić życie Leonarda, a nawet Vanyi, aby ratować świat. Dlaczego tym razem nie jest w stanie poświęcić Kennedy'ego? No i Allison. Może nie znać dokładnie historii (w co wątpię, bo nie jest ofiarą państwowej edukacji), ale doskonale wie, że ona urodzi się w świecie jakiego jej mąż pragnie. Wie, że czarni będą mogli tak jak ona być dziećmi, rodzeństwem, czy małżonkiem dla białych. Mieszanie się w bieg historii może tu tylko zaszkodzić. Jeszcze gdyby ktoś chciał zmienić np. Powstanie Warszawskie, które skończyło się klęską (choć po nim nastąpiło zwycięstwo, więc takie postrzeganie historii jest dość powierzchowne), ale ruch wyzwolenia czarnoskórych odniósł sukces. To przecież oczywiste, że musiały być ofiary. Ci ludzie sami zdecydowali, że chcą oddać życie za sprawę, a Allison mieszając się może udaremnić ich plan. Zabawa w ganianego za ojcem jest jeszcze głupsza. Dlaczego Pięć to zrobił?Przecież wiedział jak działa czas. Nie mógł po prostu zebrać rodzeństwo, zamknąć się gdzieś z nimi i poczekać aż jego starszo-młodsza wersja zostawi teczkę? Jak chciał powstrzymać apokalipsę wystarczyło wysłać któreś z rodzeństwa żeby powiedziało jego drugiej wersji, że mają nie drażnić Vanyi, a Klaus musi pogadać z tatą i załatwione. Prawie cała fabuła to takie bezcelowe błądzenie we mgle.