Rozdział siódmy

129 13 0
                                    


Victor

Z samego rana wsiadłem do T-car'a i opuściłem wyspę. Napomknąłem coś Dickowi o tym, że mam kilka spraw do załatwienia i raczej nie będzie mnie cały dzień. Chciałem w ten sposób oszczędzić mu czasu na namierzanie mnie w razie nagłej akcji i uniknąć zamartwiania się Star. Garfield wie tyle, ile moim zdaniem powinien wiedzieć żeby nie wszczynać awantury o ten cały wyjazd. Powoli przemierzałem ulice Jump City, aż wyjechałem z miasta.

Specjalnie wybrałem dłuższą drogę żeby mieć czas na poukładanie sobie niektórych spraw w głowie. Zerknąłem na jezdnię, świat wokół wydawał się stać w miejscu. Byłem jednym z nielicznych samochodów poruszających się po drodze. Zacząłem przeskakiwać po radiostacjach aż trafiłem na satysfakcjonującą muzykę. Taką, przy której można wsłuchać się we własne myśli.

Rozsiadłem się wygodniej w fotelu. Przede mną była długa droga, a tej nocy nie spałem najlepiej. Wspomnienia sprzed kilku lat nie pozwalały mi zmrużyć oka, a jednak właśnie zmierzałem na spotkanie z dręczącymi mnie koszmarami. I prawdopodobnie, gdyby nie beznadziejne położenie Garfielda, nigdy bym się na to nie zdobył. Nawet nie przeszłoby mi to przez myśl.

A jednak, jechałem prosto do Nowego Jorku.

~~~

W końcu dotarłem do celu. Przede mną rozpościerała się sieć połączonych ze sobą placówek. Wyglądało to trochę jak kosmiczne spodki z filmów sci-fi. Cały teren ogradzał płot z drutu kolczastego, na którym przymocowano miliardy czerwonych tabliczek z ostrzeżeniami.

WSTĘP WZBRONIONY.

TEREN MONITOROWANY.

OGRODZENIE POD NAPIĘCIEM.

Zatrzymałem się metr od bramy wjazdowej, z trudem nabierając powietrza. Moje zdenerwowanie właśnie dawało o sobie znać, a fakt, że zamierzałem się włamać do bazy naukowej tylko to potęgował. Spojrzałem na panel na mojej ręce i zacząłem zabawę. W krótkim czasie obszedłem ich zabezpieczenia łamiąc wszystkie szyfry. W Detroit sprawy wyglądały zupełnie inaczej, mogłem wchodzić na teren ośrodka kiedy tylko chciałem, z uwagi na moich rodziców. Tutaj nikt nie miał zamiaru przymykać oka na moje niezapowiedziane wtargnięcie. Zapaliło się czerwone światło i brama rozsunęła się przede mną przy zgrzytach i piskach. Czujne kamery obserwowały każdy mój ruch, ale nie przejmowałem się tym. Jeśli są spostrzegawczy, a powinni być skoro dostali tu posadę, dowiedzą się o mojej obecności i bez nagrań z monitoringu. Zaparkowałem na uboczu żeby w razie niepowodzenia w miarę sprawnie się stąd zmyć. Nie oszukujmy się, już w tej chwili byłem skłonny zawrócić.

Wysiadłem z samochodu, przede mną stał ogromny, główny budynek S.T.A.R. Labs. Przez chwilę przerzucałem kluczyki w dłoniach, zagryzając dolną wargę. Wahałem się zrobić kolejny krok. Bałem się swojej reakcji, kiedy uderzy we mnie ból z przeszłości. Powtarzałem sobie, że robię to dla Garfielda. Ten jeden raz powinienem się przełamać.

Wziąłem kilka głębokich wdechów i wytarłem drżące dłonie o uda, co musiało wyglądać komicznie, skoro ich nie miałem. Nadal łapałem się na tak zwyczajnych odruchach jak wycieranie dłoni. Ludzkie gesty były tak silnie zakodowane w mojej podświadomości, że w ogóle nie byłem w stanie kontrolować niektórych zachowań.

Powłócząc nogami, upominałem się, że to nie ten sam budynek. Tamto laboratorium nadawało się do rozbiórki po tym, jak odebrało mi matkę, zniszczyło moje piękne, wysportowane ciało i sprawiło, że straciłem chęci do życia, które wtenczas wydawało się być pozbawione sensu i racji bytu.

Teen Titans || Jestem taki sam jak inni, kiedy się skaleczę - krwawięHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin