Rozdział szesnasty

32 2 1
                                    


Rachel

Musiało minąć kilka minut, zanim dotarło do mojej świadomości, że ktoś dobija się do drzwi. Garfield leżał na mnie, z głową na mojej klatce piersiowej, musiał się tak ułożyć w trakcie snu, bo zasypialiśmy przytuleni na łyżeczkę. Zresztą co tu się dziwić, skoro każdej nocy strasznie się wierci. Szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie, uspokaja mnie, kiedy stale czuję go obok siebie. Uśmiechnęłam się do siebie, przeczesując jego włosy. Zniecierpliwione pukanie do drzwi, a zaraz potem nawołujący mnie głos Robina, zafundowało mi powrót do rzeczywistości.

Wyswobodziłam się spod ciężaru Gar'a i wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. Czułam się jakby ktoś obdarł mnie z całego ciepła. Materiał bluzki miałam przyklejony na żebrach; Garfield musiał mnie obślinić przez sen. Jakiś czas temu przeszyłby mnie dreszcz obrzydzenia na samą myśl o tym, ale teraz jedynie poczułam się dziwnie z myślą, że jest w tym coś uroczego.

Kolejne pukanie, nie miałam czasu na rozczulanie się nad moim śpiącym chłopakiem.

Zamarłam, uświadamiając sobie, co właśnie zrobiłam. Nazwałam Garfielda moim chłopakiem. Kurwa.

– Rachel. – usłyszałam zza drzwi.

Złapałam w popłochu dresy i naciągnęłam je na nogi, nie zważając na to, że nadal miałam na sobie krótkie spodenki od piżamy. Szarpiąc się z bluzą, starałam się obudzić Garfielda. Zdarłam z niego koc, ale w żaden sposób nie zareagował.

– Rachel, zaczynam się niepokoić. – Richard nie odpuszczał – Wchodzę.

– Nie! – szturchnęłam Garfielda – Nie wchodź, ubieram się.

– Jest po dwunastej.

– Miałam małą drzemkę. – rzuciłam przez ramie, klepiąc Garfielda po policzkach.

Czy jest coś w stanie go obudzić? Chwyciłam pluszowego kurczaka i rzuciłam w niego. Wreszcie otworzył oczy, spojrzał na mnie zdezorientowany, jeszcze niedobudzony, ale jak tylko usłyszał głos Robina, oświadczający, że mimo wszystko wchodzi do środka, natychmiast poderwał się na nogi. Wkopał swoje buty pod łóżko, po czym przemienił się w jakiegoś owada i przysiadł gdzieś w rogu. Richard wszedł do pokoju.

– Co się z tobą dzieje? Dzisiaj jeszcze nikt cię nie widział. Cały czas spałaś?

– No, tak jakoś wyszło. – odparłam, główkując jak z tego wybrnąć – Od rana... medytowałam i tak mnie to znużyło, że zasnęłam. – małe kłamstwo, tak naprawdę przenieśliśmy się tu z Garfieldem, kiedy Vic zaczął się do niego dobijać, a potem... cóż, o niektórych rzeczach nikt nie musiał wiedzieć.

– Czekałem na ciebie, mieliśmy razem ćwiczyć.

– Właśnie miałam ci powiedzieć, że po dłuższym zastanowieniu chyba nie chcę już więcej ćwiczyć.

– Nie rozumiem skąd ta nagła zmiana, przecież chciałaś pokonać... – urwał, bo zasłoniłam mu usta dłońmi.

– Nie, nie, nie, nie. – powtarzałam, dopóki Richard się nie uspokoił – Proszę, nic nie mów. – szepnęłam, zbliżając usta do jego policzka, przytuliłam go – Pójdę na ten cholerny trening, tylko bądź cicho. – zazgrzytałam zębami.

Robin zmarszczył brwi i przybrał ten swój wyraz twarzy mówiący, że jako jeden z najlepszych detektywów – za którego się uważał – wyczuwał na odległość, że coś tu nie gra.

– Na pewno wszystko dobrze? – pytał, przykładając dłoń do mojego czoła i omiatając mnie wzrokiem.

– Nic mi nie jest. Nie chcę teraz rozmawiać. – odgarnęłam włosy do tyłu – Mógłbyś zostawić mnie samą?

Teen Titans || Jestem taki sam jak inni, kiedy się skaleczę - krwawięTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon