Rozdział piąty

190 20 8
                                    

Richard

Wyjaśniłem funkcjonariuszom jak dokładnie wyglądało nasze spotkanie z Jinx. Oczywiście pojawili się dawno po fakcie. Dlatego ucieszyłem się, kiedy wysłuchali mojej relacji i zaczęli oglądać straty. Spojrzałem z kwaśną miną na niebo, a szczęka sama mi się zacisnęła. Już dawno wzeszło słońce. To był pierwszy raz od niepamiętnych czasów, kiedy o świcie nie stałem na dachu razem z Rae. Starałem się nie brać pod uwagę czarnych scenariuszy, chociaż w mojej głowie aż się od nich roiło. Miałem rażące przeświadczenie, że akurat dzisiaj, podczas mojej nieobecności Rachel poczuła się gorzej. Byłem przez to zły nie tylko na siebie, ale również na wszystko wokół. Najchętniej dałbym upust emocjom uderzając w pierwszą lepszą rzecz, która mi się nawinie. Zacisnąłem oczy, starając się uspokoić. Prostowałem ściśnięte w pięści dłonie, rozluźniając napięcie, które przejęło nade mną kontrolę. Po chwili nieznaczna część agresji opuściła moje ciało, dając mi swobodę myślenia. Teraz jedyne czego chciałem, to znaleźć się obok Rachel i upewnić się, że wszystko jest w porządku.

– Robinie... – usłyszałem za swoimi plecami, a zaraz potem poczułem na ramieniu jej gorącą dłoń.

– Nie teraz, Star. – bąknąłem, bezskutecznie starając się skontaktować przez komunikator z Rach. Już miałem wejść do systemu Wieży i skontrolować obraz z kamer, kiedy Kori znowu próbowała mi coś przekazać. – Starfire, proszę. – powiedziałem, rozkładając ręce. – Możemy porozmawiać później? Chciałbym już się znaleźć w domu.

Spojrzała na mnie niezadowolona. Wiedziała, co się kryje za moją chęcią szybkiego powrotu do Wieży. Skrzyżowała ręce na piersi i zrezygnowana pokręciła głową. Wiem, że według niej moje zachowanie zakrawa o obsesję. Ja tak tego nie postrzegam i jestem pewien, że Rae podziela moje zdanie.

– Świat się nie zawalił, kiedy przez jedną noc nie ślęczałeś nad papierami i nie doglądałeś Raven. – wygarnęła mi. Spojrzała na mnie, westchnęła zrezygnowana i opuściła ręce wzdłuż ciała. – Weź chociaż dzisiejszą gazetę, żebyś nie musiał się za chwilę cofać. – dodała udając zobojętnienie.

Korciło mnie, żeby pobiec prosto do domu, ale nie chciałem bardziej narażać się Starfire. Poza tym, mimo moich wcześniejszych obaw, miałem cichą nadzieję, że skoro słońce już wzeszło, Rachel pozbyła się mar nocnych.

Skinąłem energicznie głową i ruszyłem do najbliższego punktu z prasą. Miałem szczęście, bo jeden z pracowników akurat wykładał na regały świeżutkie czasopisma. Zastukałem w szybę i wszedłem do środka. Bycie superbohaterem miało swoje przyziemne zalety. Chłopak wydawał się być wniebowzięty widząc Robina. Natomiast ja byłem nieco zniecierpliwiony, miałem nadzieję, że nie wpadnie na pomysł wspólnych zdjęć. Poprosiłem o dzisiejsze wydanie lokalnych wiadomości, a kiedy chciałem zapłacić, rzucił podekscytowany, że to na koszt firmy. Podziękowałem i wybiegłem ze sklepu. Kori krążyła kilka metrów nade mną. Natychmiast mnie dostrzegła. Zleciała, chwyciła mnie w locie i wzbiła się w górę. Chwilę później byliśmy już poza miastem.

– Mocno oberwałeś? – zapytała, ale ja, ku jej niezadowoleniu, jedynie pokręciłem głową. Nie miałem ochoty na rozmowy. W tej chwili wszystkie moje myśli krążyły tylko wokół Rae. – Widzisz? – machnęła głową w stronę Titans Tower.

Byliśmy praktycznie na wysokości wyspy, więc bez problemu dostrzegłem trzepoczącą na wietrze granatową pelerynę. Rachel siedziała po turecku na skraju dachu. Wyglądało na to, że starała się medytować. I chyba jej to wychodziło.

Teen Titans || Jestem taki sam jak inni, kiedy się skaleczę - krwawięWhere stories live. Discover now