Rozdział Siódmy

327 22 1
                                    

Gilbert przyglądał się, jak szybko mijają kolejne wzgórza w odbiciu oczu Ani. Zazwyczaj lubił podziwiać widok za oknem podczas jazdy pociągiem, ale teraz wolał obserwować jego odbicie w twarzy dziewczyny, niż zwyczajnie wyglądać przez okno. Rozpoznał moment, w którym dostrzegła to ogromne martwe drzewo, stojące samotnie na polu. Zauważył, jak jej usta lekko się unoszą, gdy podziwiała jego sękate kształty, sprawiające, że zdawało się być idealnym miejscem na horror. Wiedział też, że gdy zaczęła kreślić swoim wdzięcznym pacem literę „S" na szybie to mijali rzekę, która naturalnie przyjęła właśnie taki kształt.

- Znowu się gapisz. – Ania wpatrywała się w okno pociągu, siedząc na przeciwko Gilberta. Teraz odwróciła oczy, by spojrzeć na niego z małym uśmiechem, wypływającym na twarz.

- Przez te wszystkie lata nigdy nie widziałem, żebyś siedziała nieruchomo wystarczająco długo bym mógł cię naprawdę dostrzec. – Gilbert westchnął delikatnie i wyjrzał przez okno. – Po prostu podziwiam widoki.

Z niezrozumiałego powodu jego słowa przywołały ten cichy głosik w umyśle Ani. Chłopak wiele razy pisał do niej o swoich uczuciach i wielokrotnie udowadniał jej, że są prawdziwe. Jednakże z powodu swojej przeszłości Ania nie potrafiła pozbyć się z głowy tego cichego głosu, który zdecydowanie nie był jej przyjazny. Zawsze czaił się gdzieś z tyłu jej myśli i po cichu powtarzał pogardliwe zwroty, które wykrzykiwały w jej stronę dziewczęta z sierocińca. Okładały ją poduszkami, a ona chowała się pod kołdrą. Albo podszeptywał obelgi, jakimi opluwała ją pani Tremblay, potrząsając nią za ramiona, tak mocno, że jej uścisk zostawiał siniaki, które pojawiały się dopiero kolejnego dnia...

Ania potrząsnęła lekko głową. Schowała te wspomnienia z powrotem do maleńkiej szafki w swoim umyśle, w której mieszkały i gdzie je zamykała. Zwróciła swoją uwagę na spektakularne widoki za oknem.

Niespodziewanie dostrzegła wyciągniętą rękę Gilberta tuż obok siebie. Rzuciła mu zaciekawione spojrzenie ale z radością przyjeła to odwrócenie uwagi i wstała razem z nim. Pozwoliła mu poprowadzić się korytarzem, z dala od swoich myśli, które zostawiła na siedzeniu za nimi. Zdała sobie sprawę, że kierują się w stronę tylnej części pociągu. Gilbert nie wypuścił jej dłoni, a nawet trzymał ją jeszcze mocniej, gdy otwierał drzwi do przedsionka pomiędzy wagonami. Dźwięk kół ryczących pod nimi był znacznie głośniejszy niż w przedziale i Ania musiała krzyczeć, by ją usłyszał.

- Dokąd idziemy?

Gilbert tylko się do niej uśmiechnął i skinął głową w kierunku kolejnego wagonu. Minęli dwa kolejne, potykając się i ciągle trzymając nawzajem, by nie spaść i nie zrobić przedstawienia. W końcu dotarli do wagonu towarowego. Kiedy Gilbert zatrzasnął drzwi Ania usiadła na starym kufrze parowym. Spojrzała w dół, oglądając wszystkie stare i poszarpane stemple, z miejsc które ten bagaż odwiedził.

- Jeśli to ten moment, w którym mówisz mi, że tak naprawdę jesteś bandytą i chcesz ukraść trochę złota ze skrzyni skarbów w tym ładunku to... możesz na mnie liczyć.

Gilbert zaśmiał się i włożył swoje dłonie do kieszeni.

- A ja martwiłem się, że przyjście tutaj uznasz za coś skandalicznego! Zapomniałem, że nie jest ci obce łamanie praw Departamentu Kolei.

Jego brwi oskarżycielsko uniosły się w górę, gdy wypominał jej wcześniejszą przygodę z Cole'm, Dianą, Ruby i Moodym.

- Ośmielę się stwierdzić, że tym razem jest to o wiele bardziej rozważne przedsięwzięcie. Tym razem przynajmniej mamy bilety. – Ania wyprostowała się dumnie, jak przykładna, przestrzegająca prawa pasażerka, którą była.

Sygnowane Czerwoną Pieczęcią (tłumaczenie Sealed With Red Wax) ✔️जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें