Dzień dobry! Przed tym rozdziałem chciałam tylko powiedzieć...
Przepraszam. Nie znienawidzicie ani mnie, ani tym bardziej bohaterów.
Obiecuje, że jeszcze będzie pięknie.
enjoy xx
– Kurwa mać. – warknęłam, kiedy wsadziłam szczoteczkę od tuszu do oka. Trzęsącymi się dłońmi oparłam się o umywalkę, nabierając masę powietrza do płuc. Przymknęłam na chwilę powieki, czując pieczenie pod jedną z nich. Stres, stres, stres. A już myślałam, że najgorsze mam za sobą.
Odchyliłam głowę do tyłu i po kolejnych pięciu głębokich wdechach, powróciłam do malowania się. Gdy zmywałam czarną maź spod oka radosna melodyjka prawie doprowadziła mnie do zawału i pałeczka, nawilżona płynem do demakijażu, również wylądowała w moim oku. Po raz kolejny z moich ust wyszła wiązanka przekleństw, a zaraz po tym odebrałam telefon. Muszę koniecznie zmienić dzwonek.
– Czego dusza jęczy? – zapytałam na wstępie, włączając tryb głośnomówiący.
– Twoja kochana siostrzyczka się za tobą stęskniła. Będziesz tak dobra i poświęcisz jej dwie minutki? – melodyjny głos wywołał przewrócenie moich oczu, co było odruchem niekontrolowanym.
– Jeśli ta osoba przestanie kłamać, to może. – odparłam, na co Vivian zachichotała. Podjęłam się kolejnej próby zmycia tuszu spod oka. – Więc, co chcesz?
– Jaka ty nieuczuciowa. – wiedziałam, że również wywróciła oczami. – Ale, cóż, mogę pożyczyć te piękne, złote kolczyki od ciotki Alice? Proszę. – jęknęła błagalnie do słuchawki.
– Vi chodzisz częściej w mojej biżuterii niż ja. – pokręciłam głową podirytowana. – Ale jak musisz, to pożycz. Tylko nie zgub!
– Och, to dobrze, bo nie wiedziałam czy mogę bez twojego zrzędzenia dodać zdjęcia na instagrama z wczorajszego wieczoru. – powiedziała z ulgą w głosie, a ja uniosłam brew i zacisnęłam usta w wąską linię. – Co robisz? – zmieniła temat.
– Maluje się. – powiedziałam cicho, wyrzucając pałeczki do kosza.
– Uu, a gdzie dzisiaj jedziecie? – rozochociła się. – Matko, jak ja ci zazdroszczę! Masz szczęście, taki chłopak i takie wakacje, cholera jasna.
– Nie masz gorzej niż ja, więc nie przeżywaj. – ziewnęłam. – Dzisiaj są urodziny dziadka Nate'a. – westchnęłam przeciągle.
Jak zwykle nikt nie mógł uprzedzić mnie wcześniej o czymś tak ważnym. Dowiedziałam się przypadkiem, przy śniadaniu. Naturalnie udałam, że wiem o wszystkim i tylko zapchałam się słodkim rogalikiem tylko po to, by nie musieć odpowiadać na niewygodne pytania. Następnie zbeształam Nate'a za jego cholerną nieuwagę i zapominalstwo, a potem szybko poczęłam przygotowania. Obiadokolacja miała się odbyć w ogrodzie państwa Machiavelli, więc nie musiałam się martwić o czas. Miałam go wystarczająco dużo.
– Czyli mogę już mówić, że moim szwagrem jest Nathaniel Shirley? O matko! – zapowietrzyła się, a ja zmarszczyłam brwi.
– Co? Czemu? – zapytałam, kończąc makijaż.
– Rose za nic tam nie płacisz, jeździsz drogimi autami, jesz drogie potrawy, spędziłaś z nimi święto Dziękczynienia i jeszcze nie mają cię dość. – wyliczała wszystko bardzo skrupulatnie, a ja z każdym słowem czułam się coraz gorzej. Przełknęłam gulę w gardle i wzięłam kolejny głębszy oddech.
Świadomość, że żerowałam na tych Bogu winnych ludziach przyprawiała mnie o mdłości i skręty żołądka. Czy czułam się z tym źle? Fatalnie! Czy korzystałam z tego? Naturalnie. I to nie dlatego, że byłam do tego zmuszana; to było w tym wszystkim najgorsze. Robiłam to dobrowolnie, wiedząc, że okłamujemy ich na każdym kroku. Przeklęłam pod nosem.
CZYTASZ
Nightmare
RomanceCo, jeśli dwie osoby, które żywią do siebie ogromną nienawiść, będą zmuszone do współpracy? To, jak złączenie dwóch demonów, które mają za zadanie namieszać w głowach ludziom i wyzwolić chaos. Mieszając go z tajemnicami, skrywanymi przez najbliższy...