szczęście w nieszczęściu

4.1K 152 102
                                    

Dialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi. Ale może wam się ten rozdział spodoba bardziej niż mi. 

Miłego czytania i do zobaczenia, najprawdopodobniej, za tydzień.



- Czy ciebie Bóg opuścił?! Nie ma opcji! Nigdzie nie jedziesz! – krzyki niosły się po całym domu, a ja słysząc to jedynie westchnęłam pod nosem i przemierzałam dalej schody na górę.

- Powtarzasz się. – powiedziałam ze spokojem, przecierając oczy. Słyszałam za sobą ciężkie kroki i wiedziałam, że swoim opanowaniem jedynie podsycam ogień. Ale cóż mogłam zrobić? Byłam spokojna. Nie panikowałam, nie denerwowałam się. To było w tej sytuacji jeszcze niepotrzebne. Przecież ja mam się tylko zastanowić. Cholera mnie tam wie, co postanowię.

- Rogers, kurwa, zacznij mnie słuchać. – syczał chłopak, idąc dalej za mną. Weszłam na piętro i zaczęłam się kierować do pokoju.

- Ależ ja cię słucham, Nate. – odpowiedziałam. Nagle przede mną, jak z ziemi, wyrósł chłopak wściekły do granic możliwości.

- Nie. Nie słuchasz. Jakoś nagle ogłuchłaś na moje słowa i ostrzeżenia. – warknął, patrząc na mnie z góry. Uniosłam brwi do góry, czekając na rozwinięcie jego wypowiedzi.

- Słońce czy ty chcesz mnie chronić przed własnym ojcem? – zamrugałam z zaskoczeniem, kiedy brunet zaczął głośniej i intensywniej oddychać. – Nate, Nate... - pokręciłam głową. – Przecież go znam i on zna mnie. Więc wytłumacz mi, proszę, o co ci tak naprawdę chodzi?

Zapadła chwilowa cisza, w której jedyne co robiłam to obserwowałam zmiany zachodzące na jego przystojnej twarzy. Konsternacja zmienia się w złość, a potem zirytowanie i niedowierzanie pojawia się w jasnych tęczówkach.

- Czy ty naprawdę jesteś aż tak tępa? – odezwał się w końcu tak ochrypłym i wściekłym głosem, że aż nieznacznie się od niego odsunęłam, co było automatyczną reakcją. – Znasz go. – prychnął. – Najgłupsze stwierdzenie, jakie słyszałem. Nic o nim nie wiesz. Kompletnie nic. I o ile rodzina we Włoszech jest okej, tak on jest kimś, kogo się będziesz bać. – przerwał na chwilę i przymknął oczy. Zacisnął mocno pięści, a ja odczułam strach. Shirley się czegoś obawiał. I tym kimś był jego własny tata. – Wystarczy, że ja wiem, że to zły pomysł. Zrozum. Przed nim nawet moja matka nie jest w stanie cię ochronić.

Nie miałam pojęcia, co to miało wszystko oznaczać. Jasne, wiedziałam, że ojciec Nathaniela jest naprawdę osobliwym człowiekiem, ale w pewnym sensie wydawało mi się, że brunet przesadzał. Możliwe, że jako dziecko nie dostrzegałam wielu rzeczy, ale czy on naprawdę posiadał aż tak ogromne powody by tak drastycznie na to reagować?

- Ale nasz układ, to wszystko by było czymś...

- Zapomnij o naszej umówię w tym momencie. – przerwał mi, a ja otworzyłam bezradnie usta. – Rosalie naprawdę... - uniósł dłoń, otwierając oczy. – To nie jest dobry pomysł. Zostań w domu. Wszystko się tylko spieprzy. – dodał, a ja wpatrywałam się w niego z niepewnością. To było by naprawdę łatwe wyjście, w sumie nawet było mi ono na rękę. Ale miałam wrażenie, że to jest dobry pomysł. I nie wiem, może to alkohol w moich żyłach, może w jakiś sposób chciałam się zemścić na Nathanielu za to, jak bardzo nieumyślnie i beznadziejnie dowiedział się o tym wszystkim mój ojciec. Może gdzieś tam głęboko w sercu miałam wyrzuty sumienia, które były spowodowane tym, że muszę okłamywać swoich bliskich przez jego widzi mi się. Naszą widownią miało być społeczeństwo szkolne. To on chciał wplątać w to rodzinę.

Powiedziałeś „a" powiedz „b".

- Rozumiem, że chcesz mnie chronić i to doceniam. Ale ja nie zamierzam się kryć. I ty też nie powinieneś. Przeżyliśmy konfrontacje z wiatrówką i moim ojcem. Z twoim też damy radę. – rzekłam, zaciskając palce na dole szarej koszulki. Będę tego żałować.

NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz