Gojenie

5.9K 183 181
                                    

Zimny pot, który oblewał moje ciało powodował okropną gęsią skórkę. Mój oddech stawał się coraz cięższy przy każdym lekkim drgnięciu broni, którą dzierżył mój tata. Nie wiedziałam czy zacząć krzyczeć czy może jak najszybciej ich wepchnąć do domu, by nie wywoływać na osiedlu sensacji. W końcu odważyłam się odezwać, czując ból w gardle.

- Tato? – mój głos był mocno zachrypnięty. Powoli mrugałam oczami, nie mogąc ustać już w pionie.

Na moje nieszczęście mój ojciec nie zareagował. Spojrzałam na Nate'a, który nijak nie wiedział, jak ma się zachować. Był cholernie zdezorientowany, chyba najbardziej z nas wszystkich. Strzelba wycelowana wprost między jego zagadkowe oczy wzbudzała w nim wielkie emocje. Co się dziwić, takich cyrków z innymi dziewczynami zapewne nie miał.

- Coś ty sobie myślał gówniarzu, co? Moją córkę, tak traktować?! – donośny głos mojego ojca rozniósł się po całej ulicy. Ruszył do chłopaka, jak wystrzelony z procy. Wtedy poczułam, jakby ktoś zrzucił na mnie wiadro lodowatej wody. Do płuc nabrałam masę powietrza, które orzeźwiło mój przyćmiony umysł. Już chciałam stanąć przed moim rodzicielem, kiedy w drzwiach stanęła moja mama.

- Edward schowaj tą broń i wejdź do domu! Tam to wyjaśnimy. – jej spokojny głos, przesiąknięty stresem, troszeczkę pomógł. Mój tato zatrzymał się w miejscu z mordem w oczach. Powoli opuścił broń, jednak nadal był gotowy do wystrzału. Moja rodzicielka złapała go za ramie i odwróciła w swoją stronę. – Proszę cię. Nie na oczach wszystkich.

Wtedy z ust mojego ojca wypłynęło głośne wetchnięcie. Zwrócił na nas znowu swój wzrok i zacisnął szczękę. Bez słowa wszedł do domu, a mama gestem ręki również zaprosiła nas do środka. Z jednej strony byłam spokojniejsza, ale to nie zmieniało tego, iż zaraz czeka nas najgorsza rozmowa w dziejach tego świata. Automatycznie spojrzałam na Nate'a, który również wzrok miał wlepiony we mnie. Kiwnął lekko głową, co oznaczało, jak mniemam, że da radę i będzie dobrze. Na chwile chyba oboje zapomnieliśmy o biednym Luke, który czekał obecnie w aucie. Musieliśmy to teraz załatwić, wszystko wyjaśnić, jak należy.

Marnie to widzę.

Na nogach, jak z waty przekroczyłam próg mojego domu. Zaraz za sobą czułam obecność chłopaka. Kiedy drzwi zamknęły się z hukiem mój tata znowu przed nami stanął, wciąż blisko trzymając wiatrówkę. Jedyny plus, jaki udało mi się znaleźć w tej skrajnie tragicznej sytuacji to to, iż była to tylko wiatrówka. Żadna poważniejsza i cięższa broń.

W tamtej chwili dotarło do mnie, jak bardzo było to absurdalne i postanowiłam przestać siedzieć cicho. Wziąć sprawy w swoje ręce, pomimo zmęczenia. Na coś trzeba umrzeć.

- Tato zanim zaczniesz znowu oskarżać Nate'a... - poczęłam mówić, połykając gulę w gardle. – Daj mi coś powiedzieć.

Brak jakiejkolwiek reakcji mówił sam za siebie. Ojciec na mnie nawet nie spojrzał, ale wiedziałam, że mnie słucha. Tyle mi wystarczyło.

- Ta karta.. To nie wina Nate'a, tato. To ktoś inny, ktoś o wiele gorszy. – mówiłam już spokojnie. Widziałam zdziwienie na twarzy rodziciela. Przerwałam na chwilę, chcąc wziąć głębszy oddech by móc wszystko wyjaśnić.

- Kto? – zapytał tylko ostro, przez co przełknęłam głośno silne.

Nikt inny nie włączył się do rozmowy. Nie mieli po co, zresztą, co by mogli powiedzieć? W zasięgu wzroku miałam jedynie Shirley'a, który nadal nie wydawał się być przejęty tą sytuacją. Może i zdezorientowany, ale jakby pewny, że nic mu tak naprawdę nie grozi. Moja mama stała obok nas, starając się zachować resztki spokoju. Nie ruszyła się o krok od taty, gotowa go zatrzymać w każdym momencie. Ona była metr od taty, ja w tej samej odległości stałam obok Nate'a. Byliśmy niczym dwa fronty na wojnie.

NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz