21. Świąteczny cud, część 1

3.2K 250 35
                                    

23 grudnia 1995

Wszystko w posiadłości Malfoyów wydawało się lepsze. Trawa była bardziej zielona, drzewa wyższe, kwiaty ładniejsze, marmur gładszy, dom czystszy — każdy element przesiąknął arystokracją. 

Oczywiście jedyną rzeczą, którą dom przyjaciela naprawdę przesiąknął była ogromna ilość magii — posiadłość Malfoyów i tak potrafiła czasem onieśmielać — a Severus nie zwolnił kroku jedynie dlatego, że wiedział, jak wiele miłości i ciepła osłaniają potężne czarne, ceglane mury.

Zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi. Na wysokości jego oczu, na środku obu skrzydeł podwójnych drzwi, umieszczono mosiężne kołatkę: owalny uchwyt pod trójkątem, w środku którego mały smok groźnie obnażał kły.

Rodzinna pieczęć Malfoyów.

Kiedy sięgnął po uchwyt, na jego ustach pojawił się nerwowy uśmiech. 

— Czas zacząć pańską przyszłość, panie Potter — powiedział półszeptem. — Życz mi szczęścia.

Trzy razy zastukał kołatką. Kilka sekund później drzwi otworzył niewielki skrzat domowy, który uśmiechnął się do niego promiennie.

— Pan profesor Mistrz Eliksirów! — przywitał się, a mała czapka Mikołaja podskoczyła entuzjastycznie pomiędzy spiczastymi uszami. — Wesołych świąt! Proszę wejść, panie profesorze Mistrzu Eliksirów!

Severus dawno temu przestał przypominać skrzatowi, że wystarczyłoby nazywać go "profesorem" albo "panem". Trochę chciałby, żeby uczniowie okazywali mu tyle samo szacunku, co skrzat. Także się uśmiechnął.

— Wesołych świąt, Miko! Pan i pani Malfoyowie są w salonie?

— W jadalni, panie profesorze Mistrzu Eliksirów — poprawił go skrzat. — Moja pani... gotowała, panie profesorze...

Wspomnienie tego wydarzenia wymagało od Miko tak wiele energii, że nie nazwał go już wszystkimi tymi określeniami. A Severus nie mógł go za to winić, bo w końcu sam zdołał powiedzieć jedynie "Och!". Zdjął płaszcz, złożył go i podał skrzatowi. 

— Dobrze, że już jadłem — szepnął. Miko zachichotał, jednak natychmiast, zanim Severus zdążył go powstrzymać, podbiegł do najbliższej ściany. 

— Zły Miko — wykrztusił, uderzając głową w ścianę. — Miko nie wolno śmiać się ze swojej pani. Miko. Jest. Naprawdę. Niegrzeczny.

Severus złapał rozszalałego skrzata za kołnierz i odciągnął go od ściany. 

— Nie śmiałeś się z pani Malfoy, śmiałeś się ze mną — poprawił go. — Bo to uprzejme, a twoja pani lubi, kiedy okazujesz dobre maniery, prawda?

Miko przestał się szamotać.

— Tak, moja pani to lubi — zgodził się gorliwie. — Lubi, kiedy Miko jest uprzejmy. Dziękuję, panie profesorze Mistrzu Eliksirów.

Severus puścił skrzata. 

— Cała przyjemność po mojej stronie. Możesz już iść, Miko, znam drogę.

Miko kilkakrotnie ukłonił się z wdzięcznością, a następnie zniknął z cichym pyknięciem. Kiedy to zrobił, w korytarzu pojawiła się piękna blondynka, której dłoń spoczywała na biodrze.

— Wszystko słyszałam, Severusie Tobiaszu Snape! — powiedziała, grożąc mu palcem.

Severus był na tyle uprzejmy, żeby zrobić zakłopotaną minę.

Na pół sekundy.

Następnie, uśmiechając się promiennie, rozłożył ramiona.

— Narcyzo, moja kochana. Wiesz, że sam bym cię poślubił, gdyby ten wielki, blondwłosy głupek, którego nazywasz mężem mnie nie uprzedził. Jesteś kobietą o tak wielu zaletach...

In this world for you • SnarryWhere stories live. Discover now