9. Prawdziwe kolory

3.9K 263 47
                                    

Tego dnia w posiadłości Snape'a ustanowiono rytuał.

O wpół do dziewiątej Harry schodził do kuchni, gdzie Snape (Priya z jakiegoś powodu nigdy nie była obecna) siedział już przy stole, czytając gazetę. Po wejściu Harry'ego i wymianie grzeczności Snape odkładał gazetę, nalewał obojgu filiżankę kawy i podawał śniadanie. Jedli w przyjaznej ciszy, a kiedy skończyli, Snape dzielił gazetę, podawał połowę (sport i komiksy) Harry'emu i wracał do czytania drugiej. Nie rozmawiali za dużo, jednak cisza w odczuciu Gryfona nigdy nie była niekomfortowa. Okazjonalnie omawiali artykuł, który właśnie przeczytali lub ubliżali Ricie Skeeter w dyplomatyczny sposób. Harry musiał przyznać, że sarkastyczne poczucie humoru Snape'a mogło być cholernie zabawne — jeśli samemu się nie obrywało. Niezmiernie się cieszył, że nie jest celem sarkazmu nauczyciela... zbyt często.

Punktualnie o dziewiątej trzydzieści przychodził Draco i nakazywał Harry'emu dotrzymywać mu towarzystwa. Gryfon protestował dokładnie dwa razy, co Draco oczywiście ignorował.

— Nudzi mi się, zagrajmy w szachy.

— Nie lubię szachów.

— Nie bądź śmieszny. Chodźmy.

— Nie.

— Rusz się!

— Och, no dobra.

...

— Nudzi mi się, chodź poćwiczyć zaklęcia.

— Nie wolno nam używać magii poza szkołą.

— Do rzeczy?

— Nie chcę.

— Chodź!

— Och, no dobra.

...

Nim się poddał i poszedł za Ślizgonem (przez cały czas mrucząc buntowniczo), Harry pytał Snape'a, czy chce, aby najpierw posprzątał ze stołu, ale nauczyciel zawsze odmawiał i uprzedzał ich, żeby nie spóźnili się na lunch — bo jak nie! — po czym Harry zazwyczaj mruczał coś w stylu "tak proszę pana, do widzenia proszę pana!" zanim wybiegł na zewnątrz.

Trzeciego dnia Harry zdał sobie sprawę, że nadzwyczaj polubił nową rutynę, choć stawał się coraz bardziej i bardziej przekonany, że rzeczywiście trafił do jakiegoś równoległego wszechświata. Jak inaczej można by wyjaśnić, że obecność dwóch osób, których kiedyś najbardziej nie znosił, nagle stała się... cóż... zupełnie znośna?

Prawdę mówiąc, świetnie się bawił!

Może to sprawka powietrza w posiadłości Snape'a, może czegoś w wodzie... ale zarówno Draco jak i Snape wydawali się niemal towarzyscy w te wakacje.

Racja, Malfoy wciąż był tak samo wstrętny, ale kiedy nauczyło się nie brać go zbyt na poważnie, był naprawdę zabawny. Harry szybko zdał sobie sprawę, że apodyktyczność Draco (zupełnie jak Hermiony) była tylko nawykiem i zazwyczaj pozostawiała miejsce na kompromisy — jeśli tylko było się wystarczająco zawziętym. Poza Hogwartem, Draco Malfoy nadal był rozpuszczonym bachorem, snobem i kimś, kto aż do obrzydzenia uwielbiał rywalizację, ale jednej cechy z pewnością nie posiadał: nie był podły.

Harry i Draco zwykle włóczyli się po terenach posiadłości do południa (punktualnie o pierwszej — bo jak nie!), kiedy to wracali do domu, żeby zjeść lunch z Priyą i profesorem Snapem. Następnie Draco czasem szedł do domu ("Do jutra, Potter!" — "Musimy?"), ale zazwyczaj dwóch chłopców marnowało kolejną godzinę, kłócąc się o to, co robić i gdzie iść, zanim ponownie zniknęli na zewnątrz.

In this world for you • SnarryWhere stories live. Discover now