18. Te dobre rzeczy.

82 4 9
                                    


The night is ours
You're wide awake
And I'm the same
Darling, you're not the only one

Sam Fender - You're not the only one

                                                                                      ***

– To mój – wyrwałem się ze snu, kiedy po raz kolejny do moich uszu dotarł irytujący dźwięk powiadomienia o wiadomości. Przetarłem oczy i po omacku zacząłem szukać mojego telefonu gdzieś na szafce nocnej po lewej stronie, ale okazało się, że leżał pod poduszką Clarka. 

– Twoja mama – odparł, podając mi urządzenie do ręki, po czym ziewnął przeciągle. 

– Napisała, żebym odebrał ją za godzinę ze zmiany – powiedziałem, po przeczytaniu smsa i westchnąłem, zerkając na Clarka, który obserwował mnie zaspanym wzrokiem – Więc muszę się zbierać, żeby zdążyć wrócić do domu i wziąć mój samochód – wyjaśniłem. 

– Skomplikowany proces – roześmiał się i przysunął bliżej mnie, aby przytulić się do mojego ramienia swoim ciepłym ciałem – Nie lepiej będzie, kiedy pojadę z tobą ją odebrać i podrzucę was do domu? – zaproponował, a ja wywróciłem oczami. 

– Lepiej się wyśpij. 

– Reece, serio mówię. Chyba nie spadnie ci korona z głowy jak pozwolisz mi dać Ci choć jedną przysługę? – zapytał, podnosząc się do siadu – Ja już się wyspałem – przeczesał dłonią swoje potargane włosy i zeskoczył z łóżka. 

– Niech będzie jak chcesz – uległem, a Clark uśmiechnął się zwycięsko. 

– Weźmiemy auto mojego ojca – oznajmił, odsłaniając rolety, które wpuściły do środka trochę promieni słońca. 

– W porządku – zgodziłem się, zatapiając głowę w miękkich poduszkach, podczas gdy Andre udał się do łazienki. 

           Po kilku minutach, kiedy zdążyliśmy się ogarnąć, zeszliśmy na dół w celu zjedzenia jakiegoś przyzwoitego śniadania, które przywróciłoby nas do życia po wczorajszej imprezie. Tym razem jednak nie byliśmy w domu Clarka jak zwykle sami, bo już od progu kuchni usłyszeliśmy czyjeś kroki i zapach parzonej kawy. 

Clark złapał mnie za rękę i pewnym krokiem zaciągnął do środka i mimo, że w ciągu tej jednej sekundy zestresowałem się wizją bezpośredniego spotkania z jego rodzicami, to nie było już odwrotu. 

– Hej, mamo – powiedział pod nosem Andre, znajdując się razem ze mną za kuchennym blatem, po którego przeciwnej stronie stała tyłem do nas ciemnowłosa kobieta około metra siedemdziesięciu, ubrana w jeansy i czarną marynarkę. 

– Hej – odparła nieco niewyraźnie, nawet nie obracając się w nasza stronę i w pośpiechu wsypała do swojego kubka kawy dwie łyżeczki cukru. 

Clark zacisnął wąsko swoje usta i westchnął, a kiedy kobieta spojrzała na nas w końcu zapytał. 

– Potrzebuję auta – powiedział zachrypniętym głosem. 

Matka Clarka wyglądała na strasznie zmęczoną. Jej twarz była pozbawiona jakiegokolwiek koloru i miała nieprzyjazny wyraz. Ciemne, ściągnięte wąsko brwi i mocno zaciśnięta szczęka ostrzegały o złym humorze. 

– Nie przedstawisz mnie koledze? – zapytała, po chwili upijając łyk gorącej kawy ze swojego kubka. Pewnie to po niej Clark odziedziczył miłość do kofeiny. 

– Reece, to moja mama Josefine – powiedział, a ja wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, którą uścisnęła na dosłownie ułamek sekundy. 

– Dzień dobry, miło mi Panią poznać – powiedziałem, uśmiechając się do niej, czego niestety nie odwzajemniła. 

Far From Perfect Where stories live. Discover now