EPILOG ALEXA FERNANDO trzy miesiące później

52 5 1
                                    

- A więc Ezra Loucas Cortez. Ładnie to wymyśliliście.
Henry uśmiechnął się do mnie, ale jego wzrok wciąż utkwiony był najmniejszej i najśliczniejszej istocie na jego ramionach, zawiniętej w śliczny i puchaty niebieski kocyk.
- Chcieliśmy upamiętnić najważniejsze dla nas osoby w życiu. Ale szczerze mam nadzieję, że ten malec wda się bardziej w tatusia niż w nich. – Henry zaśmiał się cicho i ja też się uśmiechnęłam.
- Jak ma się Anne? – spytałam.
- Wciąż odpoczywa. To było dla niej naprawdę ciężkie. Lorie z nią jest.
Był taki rozanielony. Jakby to maleństwo w jednej chwili kompletnie odmieniło jego życie.
- Prawda, że jest uroczy, Charlie...? Charlie? – Kiedy nie odpowiedział za pierwszym razem, obróciłam się w jego stronę.
I zamówiłam.
Charlie wpatrywał się w małego Ezrę z takim samym zamiłowaniem jak Henry, tyle że w jego oczach lśniły prawdziwe łzy. Był tak prawdziwie wzruszony, że moje serce aż zadrżało i chwyciłam go za rękę, ale on przeprosił cicho i wstał z miejsca. Henry na chwilę oderwał wzrok od swojego synka, by posłać mi pełne wyrozumienia spojrzenie.
- Idź za nim. Poczekamy na ciocię, prawda? – Pogładził ostrożnie jego malutką twarzyczkę, a ja byłam pewna, że dziecko uśmiechnęło się do niego.
- Wszystko w porządku? – spytałam delikatnie, kiedy znalazłam już Charliego. Na dachu szpitala, bo gdzie indziej on mógłby uciec jak nie tam, gdzie nie wolno. 
- Tak, Alex – uśmiechnął się do mnie, spoglądając na rozświetloną Filadelfię. Miał naprawdę dobry gust, jeśli chodzi o miejsca ucieczki. – Jakoś się tak... zamyśliłem. Życie czasami jest złe, prawda? Ale dla takich chwil warto to przetrwać.
Uśmiechnąłem się do siebie.
Mój chłopak w ostatnim czasie zrobił się bardzo ckliwy.
Chyba kochałam go tak nazywać.
Chyba ogólnie go kochałam.
- Masz rację – zapatrzyłam się na ten widok. O tak, życie zdecydowanie ma wiele momentów wartych przeżycia. Wartych czekania. Wartych wytrwania.
- Cieszę się, że cię odnalazłem, wiesz? Dzięki tobie wiem, co to znaczy żyć naprawdę. Co to naprawdę znaczy, bo... miłość jest tym, dla czego warto żyć – powiedział Charlie, jakby czytał mi w myślach.
- Też się cieszę, Charlie. Kocham cię.
No dobra, na pewno go kochałam.
Przeszliśmy długą drogę, by znaleźć się w tym momencie.
Ale było warto.
Bo jeśli na końcu drogi czeka miłość, to choćby nie wiem jak była kręta i wyboista, warto ją przejść.
~~⊙~~
Z trudem przecisnęłam się w wśród tłumu ludzi na swoje miejsce tuż przed sceną. Nie mogłam uwierzyć, że oni wszyscy naprawdę przyszli tutaj dla Charliego i jego wspaniałego zespołu. Byłam z niego taka dumna. Naprawdę zasłużył na ten sukces, ale wciąż nie mieściło mi się to w głowie.
- Zaraz się zaczyna! – zawołał Daryll z podekscytowaniem, a Theo uśmiechnął się szeroko, wyrzucając ręce we górę.
Byli razem już tak długo czasu. Nie mogłam się nadziwić temu, ile dzięki niemu zyskał. Jak się zmienił, ale w dobrą stronę, taką, którą tylko miłość może poprowadzić. Wiedziałam, że tylko dzięki Theo Daryll nie załamał się całkiem po tym wszystkim. Bo tylko miłość może być silniejsza od śmierci.
Nagle światła zgasły, koncentrując się na scenie, która rozświetliła się jasnym błyskiem. Wszystkie osoby na widowni, które stanowiły przede wszystkim młode dziewczyny (tak, denerwowało mnie to, ale starałam się wierzyć Charliemu i robić wszystko, by o mnie nigdy nie zapomniał) wstały ze swoich miejsc z głośnym piskiem.
Charlie wkroczył na scenę ze swoją nierozłączną gitarą, machając do publiczności. Przez chwilę przeszukiwał ją wzrokiem, aż w końcu jego wzrok odnalazł mnie i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Pomachałam mu nieśmiało, a jego oczy zaświeciły się magicznie.
- Witam wszystkich! – zawołał, zbliżając się do mikrofonu. – Dziękuję za to, że tu przyszliście!
Okrzyk tłumu oznajmił, że to raczej oni są wdzięczni za to, że mogą tu być.
Charlie i The Swears Let Me Lie koncertowali bardzo dużo, a ostatnio zaczęli nawet pracować nad płytą. Ludzie ich pokochali za prawdę zawartą w ich tekstach. I magiczny głos Charliego, byłam tego pewna.
- No to jedziemy!
Muzyka popłynęła z hukiem z głośników, tłum zaczął podskakiwać, a ja razem z nim, wykrzykując słowa kolejnych piosenek Charliego, które znałam doskonale na pamięć. Mimo że wraz z rozpoczęciem studiów miałam bardzo mało wolnego czasu, to i tak starałam się być na wszystkich jego koncertach. Kochałam jego muzykę. Zakochałam się w pierwszej piosence, jaką zaśpiewał mi wraz ze swoim nowym zespołem pewnego popołudnia w starej szkolnej sali muzycznej, gdzie jeden z członków zespołu miał zajęcia. Z każdą następną piosenką, z każdym kolejnym jej słowem ta miłość przybierała na sile, na stałe gnieżdżąc się w moim sercu.
To już nie było proste uczucie, którego kiedyś mogło by zniknąć. To było coś więcej niż przyjaźń. To było uczucie, które mogło zabić, gdyby się skończyło. Które złamałoby moje serce na zawsze.
Na szczęście miałam zamiar nigdy nie pozwolić do tego dopuścić.
Charlie był mój, a ja byłam jego.
Od zawsze na zawsze.
To nie tak, że byliśmy sobie pisani, bo takie coś nie istnieje. Ostatecznie i tak sami podejmujemy decyzję.
Dlatego to ja wybrałam go, akceptując wszystko, co kiedykolwiek mogłaby ta decyzja przynieść. Wszystko.
Kochałam go za wszystko i mimo wszystko, jak tylko umiałam.
- Teraz chciałbym zaśpiewać specjalną piosenkę. Za każdym razem, kiedy stoję na scenie, czuję ogromną wdzięczność. Przeszedłem trudną i długą drogę, aby się tu znaleźć, ale wiem, że każdy z was ma tak samo. Każdy z nas tutaj obecnych ma swoje demony, każdy coś stracił, może też kogoś. I o tym właśnie jest ta piosenka. Last Regret.
Tłum zapiszczał szaleńczo, a ja uśmiechnęłam się do niego, wiedząc, że on to widzi.
Patrzył prosto na mnie, a moje serce uniosło się wysoko nad ziemię.
-...Once broken heart
Could never heal
If we lost this lost
Could kill us whenever

So put our heart up
Just into the sky
Let them see that
We’ve never lied
Let them leave
With no regret
Let them see
Our last regret...
Przez cały nie spuszczał ze mnie wzroku, aż moje oczy wypełniły się łzami, a potem spłynęły one po moich policzkach.
Nie miałam już żadnego żalu. Przeszłość była zła, przyszłości nie znałam i nie była  jej pewna. Teraźniejszość była wszystkim, co miałam, a póki miałam w niej Charliego, była idealna.
Nadszedł czas, by zacząć nowe życie, takie, jakie tylko chciałam.


KONIEC
20 sierpnia 2018 - 19 marca 2019


LIEWhere stories live. Discover now