ROZDZIAŁ XXXII JACK BONE

41 6 4
                                    

Cel X był idiotą.
Lodziarnia Daryll'a była idealnie oświetlona, a on nawet nie zaciągnął żaluzji.
Chciałem wezwać policję, ale to byłoby zbyt proste. To była nasza ostateczna walka. Nie było tu miejsca na osoby postronne. Ten wyścig w końcu dobiegł końca i nadszedł czas na metę. Trwało to już zbyt długo. On mi nigdy tego nie wybaczył. Nie było na to żadnych szans.
To przeze mnie zginął Sam. Muszę przyznać, że i tak długo czekał z zemstą. Ten czas wykorzystał po prostu na przygotowanie się do niej. Teraz, kiedy ten czas się zbliżał, oboje byliśmy do tego gotowi.
Zresztą, gdybym, wezwał jakąkolwiek pomoc, na pewno by ją zabił. A może nawet ich wszystkich. Był jak w jakimś transie i nawet nie miałem żadnych wątpliwości, co było tego przyczyną. Narkotyki. Nie wiedziałem, w jakim stopniu był on w tamtym momencie świadomy swoich czynów. Ćpał już od tak dawna, że aż dziwiłem się, że mimo wszystko daje jeszcze radę ustać na nogach.
Zdawałem sobie sprawę, że ich życie leży w moich rękach.
Pierwszy raz miałem wybór. Mogłem zdecydować, kto przeżyje, a kto stanie się martwy.
Wiedziałem, czego Dominic Burner oczekuje.
Tym kimś miałem być ja.
Wiedziałem, co muszę zrobić.
Odetchnąłem głęboko, przygotowując się na to, co zaraz miało się stać.
Wiedziałem, że jest tylko jeden sposób na to, by on wypuścił wszystkich. Jedna możliwa droga, dzięki której moi przyjaciele przeżyją. Gdy dostanie mnie, wystarczy mu to. Burner nie był psychopatą, wiedziałem o tym dobrze. Chciał jedynie zabić mnie.
Śmierć za śmierć.
Zemsta.
Dla niektórych jest to jedyna możliwe rozwiązanie.
Zamknąłem oczy, uspakajając oddech. Musiałem zrobić coś, czego nie robiłem już od tak dawna. Kiedyś, bardzo dawno temu, tuż po śmierci Sama rozmawiałem z nim, kiedy tylko nie mogłem poradzić sobie z rzeczywistością. Praktycznie oznaczało to, że robiłem to ciągle.
Tęskniłem za nim. Zawsze.
Sam, wiem, że przysięgłem już nigdy się do ciebie nie odzywać, ale dzisiaj muszę to zrobić po raz ostatni.
Obiecywałem nad twoim grobie, że nigdy już tego nie zrobię. Jednak teraz nadszedł ostateczny czas.
Prawdopodobnie zaraz się spotkamy, Sam.
Wyszedłem z samochodu, wyjmując smukły i zimny pistolet. Ułożył mi się dobrze w dłoni, tak jak zawsze. Poczułem jego wagę, zarazem czując większą pewność siebie.
I spokój.
Wiem, że potępiłbyś mnie za to, co zamierzam zrobić. To twój brat, prawda? Ile razy jednak powtarzałeś, że go nie poznajesz?
Mówiłeś, że się zmienił. Cóż, teraz stał się kimś o wiele gorszym, ale pewnie sam zdajesz sobie z tego sprawę.
Sam, kocham cię. Nigdy nie przestałem, nie potrafiłem. Byłeś jedynym światłem w moim życiu i po twoim odejściu już nie mogłem znaleźć innego.
Wiesz o tym dobrze.
Życie bez ciebie było tylko ponurą egzystencją, dlatego cieszę się, że zbliża się jej koniec.
Wybacz mi, to moi przyjaciele. Dla ciebie też bym to zrobił.
- Dominic! – Obrócił się. Ma jego twarzy pojawił się ohydny uśmiech satysfakcji. – Widzimy się w piekle.
BUM!
Strzały wybuchły w tym samym momencie, a potem nie było już nic.

LIEWhere stories live. Discover now