72) Ostatni wilkołak

491 33 5
                                    

Obudziło go mroźne powietrze, które zmierzwiło mu włosy. Wczoraj zadbał o wnętrze swojego szałasu. Potraktował go zaklęciem nieprzenikalności tak, że ani śnieg, ani deszcz, nawet wiatr nie mógł dostać się do środka. Jego rezydencja nie była duża, chociaż jak na szałas całkiem spora. Mogły się tam ze spokojem zmieścić trzy osoby. Myślał nawet żeby zwiększyć magicznie pojemność szałasu, ale to by mijało się z celem klimatyzacji w całej tej sytuacji. Ziemie wysłał wilczą skórą, którą przyniosła mu Meg.

- Wstawaj mój ty czarodzieju! – zawołała radośnie Maggie, która odkryła wejście do szałasu i wpuściła do środka świeże powietrze. Remus przetarł zaspane oczy i spojrzał na nią. W Hogwarcie to on był tym, który wstawał najwcześniej, jednak w porównaniu do Meg był strasznym śpiochem. Przyzwyczaił się już do tych codziennych pobudek i do tego, że zwracała się do niego per czarodzieju. Mimo, że od jego przyjazdu minął niespełna tydzień, poczuł, że jego plan zaczyna wprawiać się w życie. Tutejsi zaczęli bardziej przychylnie się do niego zwracać i pomagać. Dopiero teraz zauważył tą wspólnotę, jaką tworzyła znaczna część wilkołaków. Każdy z nich robił to co potrafi i dzielił się z innymi. Ci, którzy byli dobrzy w polowaniu, tak jak Maggie, zapewniali pożywienie. Sylwia Collins świetnie plotła wiklinowe kosze, w których inni zbierali orzechy i inne jadalne rośliny. Remus należał do tych, którzy zbierali drzewo na opał. Nie była to ciężka praca, dawała mu sporo satysfakcji. Wolał robić to niż siedzieć w szałasie i myśleć o Tonks. – Powiedziałam wstawaj!

- Może by tak jakieś dzień dobry? – spytał zaspany, a ona roześmiała się.

- Nie licz na to! – fuknęła i opuściła zasłonę z wełnianego koca. Remus uśmiechnął się. Maggie wciąż była dla niego zagadką, ale dogadywali się. Zauważył, że Owen spędza więcej czasu z nim niż z innymi osadnikami. Nie wiedział co było tego powodem, ale nie uskarżał się. Pomoc z jej strony była bardzo przydatna. A ich wspólne docinki bardzo przypominały mu rozmowy z Syriuszem i Tonks. Westchnął i wstał, żeby się ubrać. Narzucił na siebie gruby wełniany sweter i wyszedł na zewnątrz.

- To co dzisiaj dla nas zaplanowałaś? – zapytał ją, przeciągając się i rozglądając dookoła. Ten las, który wzbudzał w nim niepewność i strach, stał się magiczny, gdy tylko przykryła go warstwa białego śniegu.

- Prosiłeś mnie, żebym nauczyła cię wszystkiego co wiem. – zauważyła i biorąc go pod rękę ruszyła w stronę lasu. – Czas najwyższy wszystko ci wytłumaczyć. Wilkołaki to istoty niezwykłe, posiadające różne zdolności. Co właściwie wiesz o wilkołakach?

- To co pisali w książkach. Wilkołactwo to mutacja genów, a zachodzące przemiany widoczne są przy pełni księżyca. – wyrecytował Remus.

- A co wiesz o tych, którzy urodzili się wilkołakami? – spytała beztrosko.

- Przechodzą łagodnie pełnie. – zauważył.

- Ty nic nie wiesz, Remusie Lupinie. –pokręciła z politowaniem głową i zaśmiała się krótko. – Nie mam pojęcia czy to zależy od mutacji genu czy nie, ale to akurat nie ma najmniejszego znaczenia. Zmiany, które zaszły w naszym organizmie nie są odczuwane tylko w czasie pełni. Każde z nas ma wyostrzone zmyły, które można wykorzystywać na co dzień. Czy nigdy nie miałeś tak, że słyszałeś coś co dla innych było nie słyszalne, wyczułeś coś czego inni nie potrafili, nie mówię już o tym, że z pewnością widziałeś w ciemności.

- Nic takiego mi się nie przytrafiło...- zauważył, a ona roześmiała się głośno.

- Typowy mieszczuch! Te zdolności zaginęły w tobie, uśpiłeś je decydując się na życie wśród ludzi. – wyjaśniła. – Ale spokojnie jeszcze je rozbudzimy.

Nimfadora Tonks cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz