71) Wizyta w szpitalu Świętego Munga

488 36 0
                                    

Pisk zegarka obudził ją z głębokiego snu. Przetarła zaspane oczy i spojrzała na godzinę. Była druga w nocy i tylko kompletny szaleniec był w stanie zrobić wszystko by ją obudzić.

- Szalonooki? – spytała ziewając. Trafiła w dziesiątkę. – Zwariowałeś czy co?

- Chodzi o Artura. – powiedział poważnym tonem, który od razu rozbudził Tonks.

- Co się stało?

- Został zaatakowany na swojej warcie pod Departamentem Tajemnic. – oznajmił. – Potter to widział, to on zawiadomił o tym Dumbledore'a, on oraz młodzi Weasleyowie powinni być już w Kwaterze Głównej.

- Ale jak to zaatakowany? Śmierciożercy go nakryli? – przeraziła się Dora.

- Jak na razie wiem tylko tyle ile Syriusz mi przekazał. Molly zapewne też już wie. Artur został przeniesiony do Św. Munga. – wytłumaczył Moody.- Jednak wątpię, żeby śmierciożercy mieli z tym dużo wspólnego, z pewnością, żaden z nich nie zrobił tego osobiście.

- I co teraz mamy zrobić? – zapytała Nimfadora.

- Czekać i być czujni. Kiedy to tylko będzie możliwe pójdziemy do Munga zobaczyć jak się sprawy mają. Teraz możesz wrócić do łóżka. – powiedział i zniknął z tarczy.

- Łatwo powiedzieć. – mruknęła Tonks. Usiadła na łóżku, nie mogąc zasnąć i rozmyślając nad tym co dzieje się teraz z Arturem. Dora modliła się w duchu, żeby Artur wyszedł z tego cało. Był dla niej bardzo ważny. Traktowała go jak ulubionego wujka, do którego zawsze mogła przyjść i z nim pogadać, a on nie oceniał jej i służył dobrą radą. Pomyślała o Molly. Ona i Artur często się kłócili, chociaż lepszym stwierdzeniem byłoby, że się droczyli. Często wypominała swojemu mężowi, że pozwala na za wiele swoim dzieciom, że jego zamiłowanie do mugoli stało się już obsesją, że poświęca jej za mało czasu. On natomiast żartował sobie z obowiązków domowych żony, jej nadopiekuńczości, paranoicznej troski o wszystko i wszystkich, jednak mimo, że nie pokazywali tego, kochali się z całego serca. Wiedzieli, że mogą na siebie liczyć bez względu na wszystko. Biedna Molly, pewnie teraz wypłakuje oczy na jednym z tych depresyjnie białych szpitalnych korytarzy. Jest tam sama? A może jednak ktoś czuwa razem z nią? Nie mogła znieść myśli o tym, że mogłaby samotnie czekać tam w niepewności. Wzięła różdżkę i wyszła ze swojego pokoju.

***

Dotarł na miejsce późnym wieczorem. Wszedł w ciemny las, zasypany śniegiem i ruszył w stronę swojej posiadłości. Teraz było mu ciężej wyjechać niż miesiąc temu. Właśnie w tym momencie gdy zakosztował odrobiny bliskości z Tonks, wszystko musiał zaprzepaścić i wyjechać. Bał się, że gdy wróci, znowu będą się trzymali w bezpiecznej odległości od siebie. Wszystko było takie niepewne, kiedy był z dala od Londynu. Szedł nie wiedząc czy dobrze idzie. Było ciemno, a on nie chciał używać różdżki. Przez wszystkie dni, które tu spędził nie widział, żeby ktokolwiek jej używał. Usłyszał skrzypnięcie śniegu, od razu się zatrzymał. Przed nim stała jakaś postać, mrok nie pozwalał mu rozpoznać twarzy.

- Remus.- usłyszał głos przepełniony ulgą i w jednej chwili, ktoś rzucił mu się na szyję. – Bałam się, że już nie wrócisz.

- Czemu tak myślałaś? – spytał, zdziwiony reakcją Maggie.

- Ostatnio byłeś taki wściekły. Powiedziałeś, że przybycie tutaj to twoja najgorsza decyzja i po prostu bałam się, że już cię nie zobaczę. – wyrzuciła z siebie potok słów z prędkością błyskawicy, tak że Remus z ledwością ją rozumiał.

- Postanowiłem dać temu wszystkiemu jeszcze jedną szansę. – stwierdził.

- Tak samo jak Fenrir tobie. – zauważyła Meg i widząc jego pytające spojrzenie wyjaśniła. – Kiedy tuż po pełni zniknąłeś niektórzy nalegali, żeby się ciebie pozbyć, on jednak zadecydował, że masz prawo do zakończenia swojej przeszłości.

Nimfadora Tonks cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz