11) Zrobię wszystko, żebyś nauczył się bawić, Lunatyku

844 57 33
                                    

                Paraliżujący, rwący ból obudził Tonks, która czuła jak całe jej ciało jest odrętwiałe i zbolałe. Głowa była zbyt ciężka, żeby ją podnieść, w ogóle nie miała siły by wykonać jakikolwiek ruch. Z trudem otworzyła zmęczone powieki i rozejrzała się po pokoju, w którym była. Chwilę jej zajęło, żeby zrozumieć, że leży na starej, wytartej kanapie w salonie Blacków, przykryta grubym, wełnianym kocem w odcieniu zgniłej, oliwkowej zieleni. Powoli dźwignęła się do pozycji siedzącej i potarła dłonią czoło, starając sobie przypomnieć co się wydarzyło i dlaczego zasnęła w tym pokoju. Czuła, że musi być już bardzo późno, więc spojrzała na swoją lewą rękę, chcąc sprawdzić która godzina, ale nie zobaczyła tam zegarka. Zamiast niego był tam bandaż, który niegdyś był biały, jednak teraz przesiąknięty był krwią. Nimfadora marszcząc czoło i zaciskając usta, delikatnie odwinęła materiał i ujrzała sporych rozmiarów ranę, którą pozostawiły trzy ostre pazury. W tym właśnie momencie przypomniała sobie co się wydarzyło.

- Wilkołak... - wyszeptała ochrypłym głosem. Na samą myśl o tym co wydarzyło się w kuchni, ogarnęła ją wściekłość. Zerwała z siebie koc i rzuciła gdzieś w kąt, podnosząc się z kanapy. Zacisnęła zęby, a później pięści, nie próbując nawet uspokoić przyśpieszonego oddechy i wyszła z salonu. Jej włosy przybrały płomienno- czerwony odcień, kiedy zbiegała na parter. Zanim jeszcze otworzyła kuchenne drzwi, usłyszała głosy kilkunastu osób wykłócających się o coś. Nie dosłyszała wśród nich tego, którego szukała. Otworzyła drzwi z hukiem i od razu odnalazła wśród zebranych mężczyznę, który był przez nią poszukiwany. Stał z dala od reszty, przygnębiony i blady jak trup. Spoglądał na wszystkich przymrużonym wzrokiem zmęczonych oczu, otoczonych siną obręczą. Jego mizerną postawę pogarszało jego przygarbione ciało, które sprawiało, że sprawiał wrażenie człowieka zamkniętego w sobie. Przez sekundę Tonks zapomniała o swojej złości i zrobiło jej się żal tego człowieka. Jednak przypomniała sobie o wściekłości, która ją sprowadziła tutaj. Wpadła do kuchni i celując w stronę Lupina palcem wskazującym z żądzą mordu w oczach, wycedziła przez zaciśnięte zęby:

- Ty!

- Tonks. – odezwał się cicho Remus na jej widok, podczas gdy cała reszta zamilkła i spoglądała na tą dwójkę.

- Ty przebrzydły kłamco! Jak mogłeś? – warknęła pędząc w jego stronę. – Jak mogłeś mi nie powiedzieć?!

- Tonks po słuchaj, ja... - zaczął drżącym głosem, ale przerwał, patrząc na nią przerażony.

- Właśnie ty, Lupin! Jak ci nie wstyd? Jesteś wilkołakiem, dlaczego mi nie powiedziałeś? DLACZEGO! – wrzasnęła na całe gardło Nimfadora. Była wściekła, wiedziała, że jej i Lupina nie łączy jakoś specjalnie zażyła więź, ale coś takiego nie wpłynęło by przecież na ich relację. – Myślałam, że zaczynamy się dogadywać.

- Chciałem ci powiedzieć, tylko...

- Tylko co? Może się bałeś? – zakpiła z niego, a on przyznał cicho:

- Bałem się...

- Niby czego?! Mnie? Może tego, że przestanę się do ciebie odzywać? Może tego, że potraktuję cię jak nic nie wartą, krwiożerczą bestię?

- Właśnie tego się obawiałem. – powiedział, wbijając wzrok w podłogę. Ta niespodziewana powtórka z przeszłości nie była mu na rękę, czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy Huncwoci dowiedzieli się o jego przypadłości. Wtedy też przez został przyparty do muru i zmuszony do wyjawienia prawdy. Bał się, tak samo jak teraz, że się od niego odwrócą. Oni tego nie zrobili, a Tonks? Przecież nie miał z nią najlepszego kontaktu, właściwie tuż przed jego przemianą rozmawiali po raz pierwszy, będąc sam na sam. Nie znał jej zbyt dobrze i nie był w stanie przewidzieć jak ona zareaguje.

Nimfadora Tonks cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz