39) Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

467 39 8
                                    

Wszystko wydarzyło się tak szybko, zaraz po tym jak Franczesco obwieścił, że musi wracać do Włoch na prośbę Dubledore'a, żeby i tam założyć siedzibę zakonu, wybuchła wielka kłótnia rodzinna. Estera od razu zastrzegła, że ona nigdzie z Londynu się nie rusza i nie ma nawet marzyć o tym, że wróci z nim do domu. Fran był trochę zawiedziony i próbował ją namówić, że przecież nie zostanie tu sama, ale wtedy Giuseppe zaoferował, że zostanie z nią. Tak więc tylko jeden z obcokrajowców wracał do domu, ale nie zapomniał przy wszystkich zapytać Sary czy nie pojechałaby z nim. Nic nie może opisać szczęścia Lucky. Dalsze problemy rozwiązały się od razu. Tonks powiedziała, że wraca do rodziców, a Laura skorzystała z okazji i zaproponowała, że odkupi od Sary mieszkanie, ponieważ to, które już prawie było jej własnością okazało się za drogie.

Tak więc już następnego dnia Tonks stanęła w progu rodzinnego domu z walizkami w rękach. Nic się nie zmieniło od kiedy Dora tu ostatnio była; ten sam korytarz, wieszak na kurtki i niebieski wazon stojący przy schodach. Nimfadora odstawiła po cichu walizki i podeszła do stołka. Spojrzała na wazon z czułością i uśmiechnięta przewróciła go na ziemie, tak by się rozbił.

- Co to za hałas? – spytała Andromeda wychodząc z kuchni i spojrzała na kawałki porcelany leżące na podłodze. Momentalnie jej wzrok podniósł się i spoczął na roześmianej twarzy córki. – Dora!

- Chyba mnie nie skrzyczysz za wazon? – zapytała niewinnym tonem Nimfadora, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo matka już ściskała ją w ramionach.

- Andy, nie widziałaś mojej granatowej skarpetki? – zapytał nic nieświadomy Ted, który schodził ze schodów trzymając w ręce pojedynczą skarpetę.

- Co mnie obchodzą twoje skarpety, zobacz lepiej kto wrócił! – zawołała Dromeda, a pan Tonks spojrzał na swoją córkę. Oczy rozszerzyły mu się z zaskoczenia, a skarpeta wypadła z ręki.

- Cześć, tato. – zaśmiała się i potykając się o stopnie, rzuciła mu się na szyję.

- Córeczko! Nareszcie! Nigdy więcej mi tego rób! – mówił przejęty sytuacją Ted. – Witaj w domu!

***

Nimfadora wsunęła pustą walizkę pod łóżko i rozejrzała się zadowolona po pokoju. Z fioletowych ścian puszczał do niej oko przystojny gitarzysta Fatalnych Jędz i gdzieniegdzie uśmiechały się postaci z fotografii. Dora rzuciła się na łóżko i wzięła do ręki zdjęcie stojące na szafce nocnej. Jej młodsza wersja w zielonych włosa robiła rogi Charliemu, Amelia ślicznie się uśmiechała, a Sara stroiła głupie miny.

- Oh Weasley... zostawiłeś nas i wyjechałeś do Rumunii, a teraz Sara jedzie do Włoch. Tylko my zostałyśmy Amelio. Obiecaj, że chociaż ty mnie nigdy nie zostawisz...

***

Dozorca jednej z mugolskich kamienic, zdaniem Tonks powinien dostać złoty medal, za zawiadomienie ich w porę. Kiedy czwórka aurorów znalazła się na miejscu było prawie za późno. W piwnicy, która była przepełniona zapachem wilgoci znaleźli ciało jednej z poszukiwanych. Leżała z otwartymi oczami i rozwartymi ustami.

- Drży... - szepnął Rick, gdy tylko do niej podbiegł. – Żyje!

- Spójrzcie na to. – powiedziała Hestia, podchodząc obok dziewczyny, podczas gdy Carl wzywał uzdrowicieli i wsparcie. Wskazała ręką na fioletowe kulki leżące na podłodze. – To, to są chyba owoce kłaposkrzeczki.

- Możesz jaśniej? – zapytała Dora.

- Zmieszane z ziołami leczniczymi może działać cuda, ale zażyta sama... to trucizna.

- Kolejna próba upozorowania samobójstwa... - zauważyła Nimfadora.

- Dzięki Bogu tym razem nieudana.

***

- Miranda Harkness, pracownica Departamentu do spraw Gier i Sportu, niezamężna, niedawno skończyła dwadzieścia dwa lata. – czytał Charles z papierów. – Co mamy...

- Spora ilość owoców kłaposkrzeczki, wygląda na próbę otrucia. – zauważyła Hestia.

- To z pewnością nie próba samobójstwa... Uzdrowiciele zauważyli siniaki wokół nadgarstków i na szczęce. – oznajmił Rick.

- Czyli to znaczy, że była związana i więziona, a sprawca wpychał jej do ust truciznę. – wydedukowała Dora.- Jest strasznie nieostrożny. Jakby chciał, żebyśmy go znaleźli.

- Może zobaczmy co mają ze sobą wspólnego ofiary. – zaproponowała Hestia. – Wszystkie są młode, nie miały żadnych powodów by się zabić.

- Znajdujemy je z dala od domów. Każda z nich miała wyglądać jakby się zabiła.

- Możemy też myśleć, że morderca nigdy nie upewnia się czy na pewno umarły. – zauważył Carl. – Spytał się Tonks czy Rose nie żyje, chciał się upewnić. Środki nasenne też z pewnością nie zadziałały od razu, Ellie się dusiła i próbowała ratować.

- Tak samo w tym przypadku. – przyznała mu rację Nimfadora.

- Nie chciał być zauważony... Uciekał w odpowiednim momencie i mógł obserwować. – powiedział Rick drapiąc się po głowie.

- To trzecie z czterech poszukiwanych... Zabija je w odwrotnej kolejności. – oświeciło Hestie.

- Racja! Rose zniknęła jako czwarta, Ellie jako trzecia, a Miranda jako druga. Pierwsza była... - mówił Carl.

- Emily. – wyszeptała Tonks.

- Ej, nie martw się! Znajdziemy ją! – zapewniła ją Hestia, która dostała skrzydeł na wieść, że jedna z porwanych żyje. Każdy odetchnął, gdy Miranda została przetransportowana do Munga i lekarze zajęli się nią w odpowiedni sposób.

- Jutro będzie trzeba pojechać do szpitala. – zauważył Rick, a wszyscy przyznali mu rację. Być może Miranda będzie wstanie opowiedzieć im co działo się przez czas gdy jej nie było.

***

Blade światło padało na schody, którymi właśnie schodził pod ziemię. To miejsce napawało go lękiem. Przypominały mu się te wszystkie noce, podczas, których tyle cierpiał. Zawsze gdy tu był przychodziło mu do głowy jedno pytanie: „Kim by był gdyby nie ugryzł go wilkołak" Pewnie zostałby aurorem, albo nauczycielem, możliwe, że miałby już dzieci, a jego rodzice żyliby i zabawiali wnuki.

Porzucił te myśli i rozejrzał się po pomieszczeniu. Grube kamienne ściany otaczały go dookoła, nie było tu żadnych mebli ani przedmiotów, które mógłby zniszczyć jako wilkołak.

Przychodził tu dwa razy w miesiącu. Raz gdy przechodził przemianę i spędzał tutaj trzy dni i trzy noce oraz drugi gdy przed pełnią wzmacniał drzwi i zabezpieczenia. Tylko tu mógł bezpiecznie przeżyć przemianę, jego matka zapewniła mu stosowne miejsce do comiesięcznych męczarni. Jednak na co dzień unikał tego miejsca jak ognia, nie chodziło o samą piwnicę, ale również dom, w którym się wychował. Od kiedy skończył szkołę szukał swojego miejsca gdzie indziej, byleby nie tu. Tutaj czuł się jeszcze bardziej samotny niż gdziekolwiek indziej.

Nimfadora Tonks cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz