Rozdział 21

2 0 0
                                    

- Hej, Kate. - ospale otworzyłam oczy. Przede mną stał nie kto inny niż Lucas. - Wybacz, że cię budzę, ale jest już 12 i pomyślałem, że powinnaś wstać i zjeść śniadanie.
- Czyli to nie był sen? - zapytałam, dokładnie przyglądając się chłopakowi.
- Co? - potrząsnęłam głową.
- Ty. Nie jesteś tylko snem. Już się bałam, że to wszystko mi się przyśniło. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Też z początku myślałem, że to wszystko to był tylko sen. - przybliżył się do mnie. - Ale kopnęłaś mnie w piszczel i nie zniknęłaś, więc wiedziałem, że jesteś prawdziwa. - uśmiechnął się zadziornie, a ja uderzyłam go w bok.
- Przestań! Ja przecież nie kopię przez sen! - oburzyłam się.
- Tak, tak. Sam się przecież kopnąłem. - no w końcu zrozumiał.
- Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. - przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. - Kevin i Hilda już przyjechali?
- Ummmm...jeśli o to chodzi, to musimy porozmawiać. - nagle jego wzrok zaczął uciekać.
- Co się stało?
- Sean nakrył Kevina i Hildę i zaczął jechać za nimi. Zatrzymali się u brata Kevina. Sean już wie, gdzie jest ta dwójka, więc mamy pewność, że zacznie kontrolować ich ruchy. Nie mogą opuszczać domu, a tym bardziej jechać do ciebie. On wie, że Kevin cię schował, ale nie wie, że jesteś przy mnie, dlatego mamy przewagę. Kevin i Hilda nie mogą do nas wrócić, ale dobrze im będzie też u rodziny. - powiedział to tak szybko, że prawie nie zrozumiałam. Jak to Kevin i Hilda nie przyjadą?!
- Ok.
- Tylko ok? To znaczy! Ok. - uśmiechnął się do mnie zdziwiony. Wiedział, że na pewno mam bardzo dużo pytań. To prawda. Mam niezwykle dużo pytań. I chciałabym znać na nie odpowiedź. Ale wiem, że Lucas też nie zna odpowiedzi. Więc po co mi pytać w ogóle? - To? Co chciałabyś na śniadanie?
- Jakieś kanapki wystarczą. - zmienił temat. - Lucas?
- Słucham. - odwrócił się z powrotem w moją stronę, stając w progu drzwi.
- Ale wciąż będę mogła spać u ciebie w łóżku? Czuję się z tobą bezpieczniej. - powiedziałam to tak nieśmiało, jak jakaś dziewczynka w przedszkolu. Jakbym bała się potworów pod łóżkiem i chcę żeby rodzice pozwolili mi spać z nimi.
- Oczywiście. Będę cię bronił każdej nocy, jeśli tego chcesz. - puścił mi oczko i wyszedł.
Ja za to wybrałam sobie jakieś ubrania i poszłam z nimi do łazienki. Wzięłam szybki, zimny, wybudzający prysznic. No dobra, może nie taki szybki. Lubię sobie pomyśleć o wszystkim podczas mycia. Zastanawiać się co mnie spotkało, spotyka i może jeszcze spotkać. To trochę straszne, że mamy jeszcze X lat i przez ten czas całe nasze życie może obrócić się o 180 stopni. Moje jak widać zmieniło się tylko w 7. Odkąd tutaj jestem, zastanawiam się, jak będzie wyglądała moja jeszcze dalsza przyszłość. Czy bym wzięła ślub z Seanem? Czy już nigdy nie pogodziłabym się z Lucasem? Prawdopodobnie. Kat3 Park3r jest po prostu za głupia, żeby normalnie ułożyć swoje sprawy. Chociaż ja nie lepsza, bo też niezbyt potrafię nad nimi zapanować. Ale to nie ja to wszystko zrobiłam. To znaczy...no dobra ja, ale nie ta ja, która właśnie myśli nad tym całym cholernie trudnym życiem. Nie ta, która niewiadomo jak utknęła w przyszłości i miesza w niej, jakby nie znała konsekwencji swoich wyczynów. Ciekawe, czy w tej chwili zmieniam bieg historii. Zmieniam swoją dalszą przyszłość...
Nie myślałam już tylko ubrałam się we wcześniej przygotowany zestaw ubrań. Naszykowana, zeszłam do kuchni.
- Mmmm, jak ładnie coś pachnie. - już na schodach czułam ten zapach. Ten piękny aromat śniadanka.
- Nie miałem świeżego chleba ani bułek, więc zrobiłem nam naleśniki. Mogą być? - głupie pytanie.
- Głupie pytanie. - co myślę to mówię! Ja już taka po prostu jestem.
- No to siadaj, bo musimy omówić plan dnia - nie zachęcił mnie tym, ale usiadłam, bo chciałam zjeść te naleśniki w końcu. Głodna się jakaś zrobiłam przez noc bardzo. - Dzisiaj wybieramy się w miejsce, w którym od dawna nie byłaś.
Domyślam się, że w wielu miejscach dawno nie byłam.
- Czyli...? - zapytałam, smarując nożem naleśnika dżemem truskawkowym.
- Do twojej rodziny. - nóż mi spadł, a ja dosłownie zastygłam w miejscu. JAK TO DO MOJEJ RODZINY? Czy on powariował? Nie widziałam się z nimi ( domyślam się ) tyle czasu co z Lucasem! I teraz mam po tym wszystkim tak wrócić jakby nigdy nic? I akurat teraz, bo mam kłopoty? Nienawidzę takich sytuacji, gdy ktoś chce kogoś widzieć albo się z nim pogodzić, dopiero gdy coś od tamtej osoby chce. U mnie totalnie nie ma takiej sytuacji, ale oni przecież mogą tak pomyśleć!
- Nie. Lucas, nie. Ja nie chcę. - zastanowiłam się chwilę. - To znaczy chcę, ale nie jestem gotowa, ok? Poza tym, oni na pewno nie chcą mnie więcej widzieć. Zostawiając ich, musiałam wyrządzić im taką krzywdę, że nawet boję się o tym pomyśleć. Błagam, nie jedźmy jeszcze. Nie dzisiaj. Nie w tym stuleciu. - dopowiedziałam pod nosem, ale i tak chłopak mnie usłyszał. Bo jakby inaczej! Coraz mniej mnie dziwi fakt, że każdy słyszy co „szepczę" pod nosem.
- Niestety, ale musimy dzisiaj, Kate. - złapał mnie za rękę. - Rozumiem, że może być ci ciężko, ale naprawdę bardzo przydałaby nam się ich pomoc. Musimy wziąć twoje stare ubrania, bo przecież nie będziesz ciągle chodziła w moich.
- Wygodne są. - zaprotestowałam.
- A ty pięknie w nich wyglądasz, ale prędzej czy później będziesz musiała się gdzieś pokazać, a ludzie by nie znieśli najsławniejszej gwiazdy lat 20' w męskiej odzieży. - dlaczego on tak często ma rację? Chciałabym być chociaż w połowie taka mądra jak on. I taka rozsądna. I opanowana. Przecież, gdyby nie Lucas, zapewne ja i Kevin wrócilibyśmy do Seana i błagali o litość. W ogóle nie przemyśleliśmy planu, co było takie głupie! Zła jestem na siebie za to.
- No dobra, ale nie mogłabym wziąć ubrań od Chloe? - i tak brnęłam w swoje. Nawet jeśli się zgadzałam z Lucasem, chciałam wymyślić inny plan.
- Im mniej osób wie, gdzie jesteś, tym lepiej.  A rodzina powinna się dowiedzieć pierwszorzędnie. Jestem pewien, że niedługo zaczną pisać w prasie o tym, że nikt nie może cię znaleźć. Chloe będzie ciężko z taką myślą, a co dopiero twoim rodzicom!
- Masz rację. - poddałam się. Lucas ma rację. Nie mogę się przed nimi ukrywać. A teraz jest dobry moment, bo nie jestem aż taka winna jak prawdziwa Kat3 Park3r... - To o której wyjeżdżamy?
- Zaraz po śniadaniu.
- Dobrze. - już nic do siebie nie mówiliśmy. Zjedliśmy resztę śniadania w ciszy.

******************************************
Przyznaję, ten rozdział jest nudny. Krótki i w ogóle o niczym. Pierwszy plan był taki, ze będzie dłuższy, ale kiedy Kate skończyła ich wymianę zdań, kompletnie nie miałam pomysłu jak ich przenieść do czasu po śniadaniowym. Poza tym wiedziałam, że jak go pociągnę to będzie za długi. A że i tak wbiło mi już 1000 słów to uznałam, że ciachnę w tym momencie i chociaż więcej rozdziałów będzie + będę mogła więcej muzyczek dodać bo bardzo bym chciała dać wszystkie, które zaplanowałam, ale nie wiem czy mi się to uda, bo dochodzimy do końca książki.

              Bez dalszych spojlerów - E.MOON

(Not)Perfect FutureWhere stories live. Discover now