rozdział dziewiąty

10 3 0
                                    

Przyjechała po mnie mama i od razu pojechałyśmy do doktora Gandii. Po co Jake po nią dzwonił? Przecież nic mi nie jest...

-Dzień dobry-powiedział lekarz z uśmiechem na twarzy.

Jego gabinet był dosyć przytulny. Różnił się od standardowych gabinetów lekarskich. Miękkie fotele, obrazy powieszone na ścianach, a nawet dywan na podłodze.

-Powiedz mi, jak się czujesz?-spytał.

-Eee dobrze?

-Nie miałaś jakichś dziwnych myśli, czy zdarzeń, nie widziałaś jakichś podejrzanych rzeczy?

Oczywiście, że widziałam. Ale nie mogę mu powiedzieć prawdy, bo znowu wpakuje mnie do psychiatryka.

-Nie, raczej nie.

-Jesteś pewna?

Boże. Chyba muszę mu cokolwiek powiedzieć, bo mi spokoju nie da.

-Ostatnio słyszałam jakieś głosy. Dużo głosów.

-Dobrze, a możesz opowiedzieć coś więcej?

-A może pan już przestać mnie męczyć i wypisać te cholerne leki?

Faszeruje mnie tymi tabletkami jak jakieś zwierzę. Biorę je już od paru lat, nawet nie wiem czy cokolwiek dają. Nie czuję jakiejś dużej różnicy.

-Rose spokojnie, jestem tu po to, żeby ci pomóc. Musisz się przede mną bardziej otworzyć.

Skoro jesteś tu po to, żeby mi pomagać, to pomóż mi znaleźć i zabić mordercę, który porywa wszystkich dookoła mnie.
Gandia wyszedł z gabinetu i zaczął rozmawiać z moją mamą. Słyszałam to.

-Obawiam się, że jest coraz gorzej. Objawy widocznie się nasilają. Jak wystąpi jakiś epizod, proszę jak najszybciej mnie zawiadomić. Mam nadzieję, że nie będzie konieczności wysyłania jej do szpitala psychiatrycznego...

Nie. Błagam. Nie mogę znowu tam trafić.
Wyszłyśmy w całkowitej ciszy od Gandii. Z paczką leków. Jak zawsze. Te wizyty nigdy nie kończą się dobrze. Mama chwilowo przestaje się do mnie odzywać i w napiętej atmosferze jedziemy do domu. Nie wiem dlaczego. Przecież nie jestem jakąś psycholką? Co nie?
Byłyśmy już na naszym osiedlu.

-Zabiję. Zabiję.

Kto i kogo zabije? Dlaczego znowu słyszę ten przeklęty głos? Kurwa.

-Zabiję. Zabiję dziecko.

Dziecko? Zaczęłam się zastanawiać. Jakie dziecko mogłoby ucierpieć? Czy w mojej okolicy są jakieś dzieci? Chwila, chwila. Japierdole Grace! Ona ma dziecko w brzuchu.

-Mamo zadzwoń jak najszybciej do Johnatana!

-Po co? Pewnie jest gdzieś z Grace.

-Zadzwoń jak najszybciej i spytaj czy wszystko w porządku.

-Rose, brałaś dzisiaj leki?

Nie wierzy mi. Nie wierzy. Czy zadzwonienie jest takie trudne? Sama bym to zrobiła, gdyby mój telefon się nie rozładował.
Zaczęłam się pocić, a moje nogi porządnie się trzęsły. Moja mama chyba to zauważyła.

-Rose, spokojnie. Zaraz będziemy w domu.

Coraz bardziej się niepokoiłam. W końcu chodziło o dziecko. Wjechałyśmy na naszą ulicę.
O Boże. Na poboczu stały radiowozy i karetka.
Co się stało?
Mama podjechała na nasz wjazd. Zobaczyłam, że ktoś jest wieziony do karetki na noszach. Ten ktoś był mały, niski. Jego ciało sięgało zaledwie do połowy noszy.

-Kto to?-spytałam mamy.

-Ehh... Pewnie Timmy, nasz mały sąsiad-zobaczyłam łzy w jej oczach.

Rzeczywiście. Myśląc o dziecku, instynktownie pomyślałam o nienarodzonym bobasie Grace... A przecież Timmy też był w mojej okolicy.

-Zabij mnie! Zabij mnie, a nie zabijasz dzieci!-zaczęłam krzyczeć.

-Rose... Co się dzieję?

-Zabij mnie! Zabij mnie, słyszysz?

Zaczęłam szlochać. Miałam już dość tego wszystkiego. Dlaczego wokół mnie kręcą się same złe rzeczy? Dlaczego?

-Ciii Rose, ciii... Już wszystko dobrze-powiedziała, obejmując mnie.

Płakałam w jej miękką, bawełnianą bluzkę. Tak bardzo miałam wszystkiego dosyć.

MowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz