rozdział dwunasty

5 2 0
                                    

Ah Jake... Czemu nikt nie rozumie co mam mu do powiedzenia? Hm? Czemu? Muszę w końcu wziąć leki. Podeszłam do mojej toaletki, w której trzymam niebieskie pudełko. Gdzie ono jest? Zaczęłam przebierać między kosmetykami. Byłam pewna, że go tam odłożyłam.

-Mamoo, widziałaś moje pudełko na tabletki?-krzyknęłam do mamy, która siedziała na dole na kanapie.

-Nie skarbie, nie widziałam.

Kurde. No trudno. Jeden czy dwa dni bez leków to chyba nie koniec świata co nie?
Z resztą nieważne i tak już prawie wieczór. Włączyłam ulubiony serial i relaksowałam się w moim wygodnym łóżku, aż w końcu zasnęłam.

Ranek. Ciekawe co tym razem przyniesie mi kolejny wakacyjny dzień. Poszłam się ubrać i zjeść śniadanie.

-Cześć wszystkim!

-Co ty taka pogodna?-spytał się mnie Johnatan.

Rzeczywiście byłam w wyjątkowo radosnym nastroju. Może to przez brak leków? Lekarz mówił, że mają mi pomagać, a w sumie bez nich czuję się sto razy lepiej.

-A co?

-No nic, ale dawno nie widziałem Cię tak rozweselonej.

-To zacznij się przyzwyczajać-uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść tosta z serem.

-Jak tam dzidzia?-spytałam Grace.

-Wszystko w jak najlepszym porządku. Ten łobuz albo łobuziara ciągle mnie kopie-zaczęła się śmiać.

No tak. Póki co nie chcą znać płci dziecka.
W sumie tego trochę nie rozumiem, ja bym chciała jak najszybciej to wiedzieć, ale to ich decyzja.
Po radosnym śniadanku z rodzinką poszłam na górę.
Zadzwonił telefon. Błagam tylko nie nieznajomy numer, tylko nie on. Powtarzałam w myślach.

-Halo?

-Hej Rose-znowu usłyszałam ten przyjemny, głęboki męski głos. To on. Peter.

-Heeej-chyba usłyszał, że już po kilku jego słowach się rozpłynęłam.

-Masz może ochotę się spotkać?

-Jasne, tylko gdzie i kiedy?-spytałam.

-W sumie to możesz przyjść do mnie. Może coś pooglądamy? Nikogo nie ma w domu, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał.

Pierwsza randka w domu? Niecodzienny wybór. Ale w sumie czemu nie. Zobaczę gdzie mieszka, poznam go lepiej widząc zawartość jego pokoju. Nie wierzycie? Naprawdę można poznać człowieka po tym jakie przedmioty trzyma w gniazdku, w którym najczęściej przebywa.

-Jasne, czemu nie. Wyślij mi swój adres to wpadnę o 17.

-Oki, do zobaczenia Rose.

Muszę jak najszybciej zacząć się szykować. Wziąć prysznic, umyć włosy, makijaż ogarnąć.
Poszperałam w toaletce w poszukiwaniu jakiejś maseczki. Maska do stóp?-popatrzyłam się na nią zastanawiająco. Co jest hahah nie wiedziałam nawet, że taką mam. Czy jest sens dawać maseczkę na stopy? A z resztą. Biorę ją. Gładkie stopy zawsze na plus.

Minęło parę godzin. O kurcze już 16:30. Mam nadzieję, że Peter nie mieszka daleko, bo średnio wypada spóźnić się na pierwszą randkę. Tak pochłonęło mnie przygotowywanie się, że zapomniałam o istnieniu czegoś takiego jak czas.
Przynajmniej jestem gotowa. Sukienka to chyba nie jest za dużo? Nie sądzicie? Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę. Teraz pozostała jedna rzecz, o której całkowicie zapomniałam. Dojazd.

-Tato, podwieziesz mnie gdzieś?

-No dobra, ale do kogo idziesz?

-Do...

Skłamać czy nie skłamać.

-Do koleżanki.

-Taka wystrojona?

-Ee, będziemy robić zdjęcia.

-Mhm-widziałam, że analizuje sytuacje-dobrze no to podaj mi adres i jedziemy.

Aż zdziwiłam się, że nie spytał do jakiej koleżanki jedziemy. W końcu po śmierci... Z nikim po prostu się nie zadaje oprócz Jake'a.

Byliśmy na miejscu. Peter ma naprawdę piękny dom. Bogata okolica, duży ogród, czego chcieć więcej.
Zadzwoniłam domofonem.
Peter po chwili otworzył drzwi. Chyba nie mógł się doczekać, aż w końcu się zjawię.

-Hej-powiedziałam podchodząc do niego. Naprawdę tylko marne ,,hej"? Rose tylko na tyle cię stać?

-Cześć Rose-uśmiechnął się i mnie przytulił.

Wow. Tego się nie spodziewałam. Poczułam jego napinające się mięśnie.

-To co wchodzimy, czy będziemy tu tak stać?-zaśmiał się.

-Wchodzimy, wchodzimy.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 20, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

MowaWhere stories live. Discover now