rozdział czwarty

37 3 0
                                    

Obudziło mnie poranne ćwierkanie. Wstałam, przeciągnęłam się i zeszłam na dół na śniadanie. Dzisiaj przyjeżdża Johnatan. To by wyjaśniało dlaczego moi rodzice od samego rana byli tak roztargnieni. Zawsze się o niego martwili, jak sobie poradzi w przyszłości. Jedyne ich marzenie związane z nim to, to żeby nie trafił do więzienia. W okresie nastoletnim sprawiał mega dużo problemów. Byłam dzieckiem, więc nie rozumiałam dlaczego rodzice są na niego źli. Głównie chodziło o narkotyki. Jebany ćpun. Ale może z tego już wyszedł? Z resztą nie ważne, odkąd wyrzekł się rodziny wyjeżdżając i nie dzwoniąc do mnie ani razu, nie interesuje mnie jego los.
Siedząc na kanapie z tatą, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Mama poszła otworzyć.

-Cześć rodzinko!-usłyszałam głos Johnatana, ten sam, nic się nie zmienił.

Po kolei wszyscy się witali i przytulali, tylko ja jedyna nie miałam zamiaru do niego wstawać.

-No co? Nie przywitasz się z braciszkiem?

Sam jego sposób mówienia był tak bardzo irytujący.

-Cześć-odpowiedziałam ozięble.

Przez chwile była cisza. Nikt nic nie mówił. Poziom zażenowania sięgał zenitu. Myślałam, że nie może być gorzej... A jednak.

-Mam dla was niespodziankę...-powiedział i wyszedł na chwilę z domu.

Wrócił z dziewczyną z widocznym ciążowym brzuchem. Miała ciemne farbowane włosy, kilka kolczyków na twarzy, wiedziałam że nie spodoba się moim rodzicom. Nie byli oni zbytnio tolerancyjni...

-Przedstawiam wam moją dziewczynę, Grace.

Cisza. Na twarzy mamy widziałam zaskoczenie, przerażenie i bardzo widoczny gniew.

-Miło cię poznać Grace-tata zacząć w końcu coś mówić.

-Johnatan, możesz ze mną na chwilkę pójść do kuchni?-mama spytała z widoczną wściekłością.

Oczywiście musiałam podsłuchać tę rozmowę. Udawałam, że słucham taty gadającego z Grace, ale tak naprawdę skupiałam się na czymś innym.

-Były z tobą różne problemy... Ale żeby zaciążać dziewczynę? Chłopie ty masz 22 lata! To nie jest czas na ojcostwo!-krzyczała mama-powinieneś się skupić na nauce i studiach, a nie przewijaniu dziecka.

-No ale...-Johnatan widocznie nie mógł się wysłowić.

-Nie mogłeś użyć żadnego zabezpieczenia?-ciszej spytała.

-Nie cieszysz się? Wprowadzę nowe życie do naszego domu.

-A ta Grace? Kto to w ogóle jest?

-Poznałem ją na imprezie, pracowała tam jako barmanka.

-Boże święty. Możecie na razie tu zostać, ale nie oczekuj ode mnie i ojca większego wsparcia finansowego. Zrobiłeś sobie dziecko to teraz musisz poczuć tego konsekwencje!

Wyszli z kuchni. To była poważna rozmowa. Twarz Johnatana z dumnej i pewnej siebie zmieniła się w przygnębioną i zagubioną.
Usiedliśmy wszyscy w salonie. Nagle usłyszałam odgłosy jadących radiowozów.

-Co się dzieje?-krzyknęłam.

Czy kolejna osoba została zabita? Nie mogłam oddychać. Serce zaczęło szybciej bić. Zaczęłam mieć poważne duszności.

-Spokojnie, spokojnie, jestem przy tobie-słyszałam mamę jak przez mgłę.

-Dzwonię do Gandii-powiedział stanowczo tata.

-Nie dzwoń, nie dzwoń, nie dzwo...-powiedziałam ostatkami sił i odleciałam. Znowu.

MowaWhere stories live. Discover now