rozdział piąty

26 3 0
                                    

Obudziłam się w swoim łóżku. Jak zwykle. Sięgnęłam po mój telefon leżący na szafce. O Boże już 16. Przespałam większość dnia. 12 nieodebranych połączeń od Jake'a.

Czemu Jake tyle razy do mnie wydzwaniał? Z resztą nieważne

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

Czemu Jake tyle razy do mnie wydzwaniał? Z resztą nieważne. Nie mam teraz czasu. Jak najszybciej muszę się dowiedzieć dlaczego rano przejeżdżały radiowozy. Przepraszam Jake. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Pewnie znowu widział gdzieś na mieście Marcelo i nie wiedział jak do niego zagadać... Ah cały Jake. Zawsze prosi mnie o ,,miłosne porady". Jeszcze żebym się na tym znała... Ale teraz nie miałam na to czasu. Napisałam, że oddzwonię później. Zarzuciłam na siebie kurtkę i pospiesznym krokiem wyszłam z domu. Co się wcześniej stało? Zaczęłam iść w stronę ulicy Jaydena. Może tam coś zobaczę...Szłam dosyć szybko, co dziwne bo po atakach najczęściej jestem bardzo osłabiona.
Ale tym razem miałam dużą motywację, żeby się ruszyć. Wyszłam zza zakrętu i zobaczyłam Jake'a. Przyklejał jakiś plakat do płotu.

-Hej, co tam przyklejasz?-podeszłam bliżej i nie mogłam uwierzyć w to co ujrzałam.

Jayden Clark. Zaginiony.
Nie. Nie.

-To właśnie to, o czym chciałem ci powiedzieć...-powiedział i mocno mnie przytulił.

Szlochałam w jego ramionach. Szlochałam jak małe dziecko. Dlaczego on? Dlaczego? Mój Jayden. Nigdy nie posmakowałam jego ust, nigdy nie złapałam go za rękę, nie przytuliłam mówiąc ,,Kocham Cię", nie leżałam na kocu pod gołym niebem i nie oglądałam z nim gwiazd. Jego zaginięcie uderzyło mnie jak podmuch gorącego powietrza.

-Muszę, mu.. muszę iść do domu-ledwo co wystękałam.

-Nie potrzebujesz wsparcia? Odprowadzę cię chociaż.

-Musz.. muszę pobyć sama-powiedziałam i zaczęłam iść.

Na ulicach było pełno ludzi szukających Jaya i rozwieszających plakaty. Jak to możliwe, że zaginął? Przecież jeszcze wczoraj byliśmy na pikniku. Było tak cudownie.
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Mój Jay...

-Jestem tu.

Rozejrzałam się wokół siebie, nikogo nie było.

-Kto mówi?-spytałam.

-Jestem tu.

Nagle wszystkie głosy zaczęły krzyczeć.

-Cicho bądźcie! Zamknijcie się kurwa!

Zaczęłam biec do domu z zatkanymi uszami. Było tak głośno. Głowa mi wybuchała od tego hałasu.
Usiadłam na łóżku. Wtem zrobiła się cisza.
Położyłam się i pogrążyłam w płaczu. Po jakimś czasie rozpaczy do moich emocji dołączył gniew. Zemszczę się. Zemszczę się na Tobie! Kimkolwiek jesteś, zemszczę się! Moje krzyki było słychać pewnie w całym domu, ale nie przejmowałam się tym. Osoba, która porwała mojego Jaya jeszcze dostanie nauczkę. Mojego Jaya...
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego
SMS-a. Kto znowu? Czy naprawdę nikt mnie nie rozumie? Nikt nie rozumie, że potrzebuję ciszy i spokoju, żeby móc rozpaczać?!
Teraz denerwowało mnie wszystko dookoła mnie. Mój gniew wręcz przebijał się przez ogarniającą rozpacz. Mimo to, wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam to.

Kim do cholery jest Mowa? I czemu pisze do mnie kodem Morse'a?

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

Kim do cholery jest Mowa? I czemu pisze do mnie kodem Morse'a?

MowaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora