10. Lotnisko

1.6K 88 164
                                    

Per Lily

Dopiero w samolocie zauważyłam, że nie mam przy sobie torby, w której znajduje się między innymi mój telefon i klucz do pokoju. Czy chciałam, czy nie, musiałam stamtąd wyjść. Oczywiście pojawiły się obawy, że samolot wystartuje, nim znajdę zgubę no, ale wrócić po tak cenne rzeczy trzeba było.

Początkowo strasznie zdziwił mnie widok Adkinsa na lotnisku pełnym ludzi, bo przecież miał być w samolocie, zresztą tak samo jak i ja. Gdy w oczy rzuciła mi się jego niezadowolona mina, od razu wiedziałam, że nie jest tu z własnej woli. Widać to na pierwszy rzut oka. Znając życie, pewnie Megi wysyłała po mnie Jacka, a, że temu nie chciało się dupy ruszyć, by mnie szukać i w sumie słusznie, bo przecież zniknęłam dosłownie na moment, to oswojony ze swoim powołaniem i przyzwyczajony do niego Adkins po prostu wstał i wyszedł po mnie. Standard.

Odkąd pamiętam, zawsze z wielką niechęcią to właśnie ja chodziłam po niego, a on po mnie. Taki już nasz los od małego. No bo przecież nikt inny nie może się ruszyć z siedzenia. Wstanie jest takie ciężkie... Nie ma to jak wysyłać człowieka po znienawidzoną przez niego osobę. Coś pięknego po prostu.

— O kurwa!— wybałuszyłam szeroko oczy, spoglądając na samolot, którym wszyscy razem mieliśmy wrócić do Miami.

— I kurwa pięknie.— usłyszałam głos wkurwionego Adkinsa.

Podobno nieszczęścia chodzą parami. Słyszałam to nieraz. Teraz przekonałam się o tym na własnej skórze. Spierdolił mi samolot i jakby dramatów było mało, utknęłam tu z Jasonem. No to są kurwa jakieś jaja! Dlaczego wszystko, co złe musi przytrafiać się zawsze mi? Dlaczego życie musi kłaść mi kłody pod nogi zawsze, gdy on się w nim pojawia? Czasem odnoszę wrażenie, że ten facet to jakieś pierdolone fatum. Jest taką puszką Pandory, która rozsiewa nieszczęścia na całym świecie. Niestety akurat ta puszka od zawsze rujnuje życie tylko i wyłączni mi! Ciekawe czy każda kobieta ma w swoim życiu taką plagę w postaci faceta, która roznosi wszędzie pecha, czy tylko ja mam to szczęście.

Co ja teraz zrobię?— pytam sama siebie.

Jestem okropnie przerażona. Całkiem sama w obcym mieście i to jeszcze z nim. Powiedziałabym, że gorzej być kurwa nie może, ale gdy ostatnio przyszło mi to do głowy, okazało się, że będziemy zmuszeni dzielić razem pokój. Także zawsze może być gorzej!

Spanikowana z niewinnym wzrokiem spojrzałam na Adkinsa. Widać po nim, że jest na mnie wściekły. Nie dziwię mu się. Nawet ja jestem na siebie wkurwiona.

Chłopak przygląda mi się już dłuższą chwilę, nie mając zamiaru odezwać się nawet słowem, tak jakby czekał, aż ja zrobię to pierwsza.

— I co teraz?— wydusiłam z siebie niepewnie, przełykając ślinę.

Może i wyglądam na dojrzałą kobietę, ale w głębi tkwi we mnie małe dziecko, które aktualnie nie potrafi poradzić sobie z zaistniałą sytuacją.

Chłopak spojrzał na mnie dokładnie tak, jakby zamiast tej dojrzałej dziewczyny widział we mnie właśnie to małe dziecko, o które na każdym kroku trzeba się martwić i pilnować go, by czasami nie odwaliło czegoś głupiego.

— Siadaj.— rozkazał krótko.— Zaraz przyjdę.— oznajmił, kierując się do pracownicy z działu informacji.

🎶🖤🎶

— Zaraz przyjdę, zaraz przyjdę.— kąśliwie powtarzam sobie jego słowa pod nosem.

— Zaraz... Nie wiedziałam, że zaraz to trzydzieści jebanych minut. Tak, kurwa. Siedzę tu pierdolone pół godziny, bo on... Właśnie, gdzie on właściwie jest?!— pomyślałam, rozglądając się po pomieszczeniu.

You Are My DestinyWhere stories live. Discover now