4. Piosenka

2.2K 128 130
                                    

Per Jason

Ze snu wybudziły mnie pojedyncze, swobodnie przedostające się przez zasłony promienie słońca. Otworzyłem zaspane oczy i jeszcze śpiącym ruchem odwróciłem głowę w stronę blondynki. Bardzo zdziwiłem się, gdy zamiast dziewczyny ujrzałem pustą połowę łóżka, którą wczoraj sobie przywłaszczyła.

Myślałem, że będzie jeszcze spać.— pomyślałem, spoglądając na zegarek, znajdujący się na nocnej szafce przy łóżku.— W końcu dopiero siódma dwadzieścia osiem.— zmarszczyłem brwi zdumiony.— Jak widać, Stathan jest rannym ptaszkiem.— stwierdziłem, wydając z siebie kpiący śmiech.— To chyba jedyna rzecz, która nas łączy.— ironicznie dodały moje myśli.

Kurwa. Jak miło jest słyszeć ciszę. Zwykłą, jebaną ciszę. Tego mi było trzeba. Jak ja się kurwa cieszę, że jej tu nie ma. W końcu chwila spokoju, którą mam zamiar się nacieszyć, póki mogę.

Bo jak znam życie i Stathan, to nie jest mi on dany na długo... Jak tylko blondyna się znajdzie, to znów będzie się bez sensu wydzierać. Taka już jest i zawsze była. Uwielbiała drzeć na mnie ryja. Oczywiście ze wzajemnością, ale po pewnym czasie każdemu może się to już znudzić i potrzebna jest krótka, ale dobra przerwa.

Siadam na łóżku, jednocześnie mocno się przeciągając. Jestem strasznie zmęczony. Zdecydowanie lepiej spałoby mi się bez niej. Nie dlatego, że Stathan chrapię czy coś. Ona śpi jak zabita i nie wydaje z siebie żadnych odgłosów. Tutaj bardziej chodzi o fakt, że to właśnie ona. Wjebaliśmy się w niezłe bagno i niestety zmuszeni jesteśmy spędzać ze sobą czas również w nocy. Jak tak o tym myślę, to muszę przyznać, że to jest jednak zabawne. Ja i Stathan razem w pokoju. Bóg splótł nam niezłego figla. 

Przydałaby mi się kawa.— myślę, przecierając twarz dłońmi. Zamykam oczy, wsłuchując się w ten cudowny bezgłos, który zakłócają jedynie stukające o płytki krople wody.— Już wiem gdzie jest Stathan.— stwierdzam, otwierając powieki. Wzrok od razu kieruję na drzwi od łazienki. 

Są uchylone, a przez szparę przedostaje się zapalone światło.

Te drzwi niestety ciężko jest zamknąć. Trzeba użyć do tego naprawdę dużo siły. Jak widać, Stathan o tym nie wie i nie domknęła ich prawidłowo. Jakby była świadoma, na pewno by to zrobiła, w końcu to Stathan. Nie pozwoliłaby nikomu tam wejść, a już na pewno nie mi.

Leniwie podniosłem się z łóżka w celu zaryglowania drzwi. Nie mam zamiaru potem wysłuchiwać jej histerycznych krzyków i pytań czemu te jebane drzwi są otwarte skoro je zamykała.

Choć naprawdę chcę je domknąć, aktualnie nie mam zamiaru tego robić. Dzięki uchylonemu wejściu do moich uszu dobiega cichy śpiew, który niestety tłumiony jest przez obfity strumień wody. Przez bardzo delikatny wokal nie słychać dokładnego tekstu piosenki i głosu dziewczyny.

Czemu śpiewa tak cicho?— pytam siebie, jakby odpowiedź miała przyjść sama.

Otwieram szerzej drzwi, dokładniej wsłuchując się w słowa śpiewane przez blondynkę.

— Lift up your open hand,

And strike up the band and make the fireflies dance.

Przysiągłbym, że gdzieś to już słyszałem. Bardzo dobrze znam tę piosenkę. Jestem tego pewien. Jak na złość wypadł mi niestety z głowy dalszy ciąg tekstu...

Lift up your open hand,

And strike up the band and make the fireflies dance. — powtarzam przed chwilą usłyszany fragment. Czuję, że ta nuta będzie siedziała w mojej głowie, dopóki nie dowiem się co to za piosenka.

You Are My DestinyWhere stories live. Discover now