Rozdział 31. Mgła i rosa.

4K 113 15
                                    

Oparłam się plecami o drzwi samochodu, podkuliłam nogi i odchyliłam głowę do tyłu. Wypuściłam gwałtownie powietrze, które tłumiłam w swoich płucach. Pomimo tego, że najgorsze i niewiadome było dopiero przede mną, odetchnęłam z ulgą. Chociaż przez chwilę, siedziałam zupełnie sama, nie uciekając po lesie przed tymi psychopatami. Nie musiałam na nich patrzeć, słuchać ich bełkoczących głosów i wyklinania. Próbowałam uspokoić myśli, które plątały się po mojej głowie, by na spokojnie znaleźć wyjście z tej sytuacji, ale jak można nawet myśleć o spokoju, kiedy jest się uwięzioną przez trzech bandytów w bagażniku jakiegoś cholernego busa. Po raz kolejny przypomniałam sobie o głosie jednego z napastników, który od początku wydał mi się bardzo znajomy. Byłam pewna, że gdzieś już go słyszałam, jednak przez narastające z każdą chwilą nerwy, kompletnie nie potrafiłam go do nikogo dopasować. Pragnęłam, by ten koszmar się skończył, by ktoś to przerwał. Ale on dopiero się rozpoczynał. Jadąc tutaj z Samem, kilka godzin wcześniej, nie przypuszczałam, że okaże się on wspólnikiem prowadzącym do mojej tragedii. Ufałam mu i wierzyłam. Czułam się przy nim bezpiecznie. Zresztą, On sam zadbał o to, bym właśnie tak się czuła. Troszczył się o mnie, pomagał, wspierał mnie, był zawsze tam, gdzie go potrzebowałam. Sprawił, że zaufałam mu tak szybko i bez żadnych ograniczeń, wprowadziłam go w swoje życie. Oszukał mnie. Rozkochał w sobie tylko po to, by zatuszować tą ohydną grę, w której sam brał udział. Brzydziłam się nim. Był tchórzem, który nie potrafił spojrzeć w moje oczy i wyjaśnić, dlaczego tak postąpił. Nie rozumiałam tego, co zrobiłam, że tak mnie skrzywdził? Jego zachowanie od kilku dni budziło we mnie lekkie podejrzenia, czułam, że coś jest nie tak jak na początku. Ale odpychałam te myśli. Byłam taka naiwna, mogłam zaufać intuicji, ale wolałam tłumaczyć ją pracą i zmęczeniem chłopaka, który od początku był zagrożeniem dla mojego życia. Jeff wpuścił do naszego domu bandytę, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Zresztą, kto mógł nawet o tym pomyśleć. Nikt nie spodziewał się tego po Samie -spokojnym i zawsze chętnym do pomocy.

Brednie.

W trakcie mojego nastoletniego życia wiele przeszłam. Zraziłam się do wielu ludzi, którzy stanęli na mojej drodze. Miałam wrażenie, że każda osoba, którą poznaję, prędzej czy później mnie zrani. Ludzie uwielbiali mnie wykorzystywać, oszukiwać. Grali na moich emocjach, naiwności. Naruszali mój spokój, moją niewinność i zostawiali z kolejnymi ranami, wyrytymi głęboko na sercu. Wszyscy potrafili tylko kłamać, kłamać, że będą przy mnie na zawsze. To pieprzone słowo, którego szczerze nienawidziłam, odkąd pamiętam mieszało mi w głowie. Łudziłam się, za każdym razem, że będzie inaczej. Ale gdzie byli wszyscy, którzy mieli być, kiedy miałam kłopoty, gorsze dni? Gdzie byli, kiedy tak cholernie ich potrzebowałam? Jeff obiecał mnie ochronić, opiekować się mną. A właśnie tego dnia, którego baliśmy się wszyscy najbardziej, zostawił mnie całkowicie samą, nawet nie sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Hazal nie napisała, kiedy wróciła do domu, chociaż obiecała, że to zrobi. Miała cały czas sprawdzać, czy jestem bezpieczna, aż do powrotu mojego brata. Tak szybko o mnie zapomniała. Lukas natomiast, obiecał mnie chronić zawsze, a sam uciekł jak ostatni tchórz. Nie było go, kiedy na prawdę go potrzebowałam, nie było go nigdy.
Byłam wściekła i rozczarowana. Chciałam krzyczeć i płakać na zmianę. Modliłam się w duchu, by ten koszmar jak najszybciej się skończył, jednak po chwili, pojazd powoli zaczął toczyć się do przodu, co dopiero rozpoczynało tą historię. 

*

Przebudziłam się gwałtownie, kiedy drzwi kierowcy mocno trzasnęły. Nie słyszałam silnika samochodu, więc prawdopodobnie dojechaliśmy na miejsce. Wzdrygnęłam się, gdy ostre promienie słońca zaczęły przedostawać się do moich oczu, przez zawiązaną na nich chustę. Kompletnie nie wiedziałam, ile czasu spędziłam w bagażniku ani jak długą trasę pokonałam. Musiałam zasnąć gdzieś na samym jej początku. Poczułam mocne szarpnięcie za lewy rękaw, a do moich uszów dobił się donośny męski głos rozkazujący mi wysiadać. Jeden z bandytów powoli wyprowadził mnie z samochodu, pomagając postawić nogi na ziemi. Całe ciało niewyobrażalnie mnie bolało. Kręgosłup strzelał, a głowa pękała z bólu. Zasuszona krew ściągała rany, przez co wszystko dodatkowo niesamowicie piekło.
Podszedł do mnie i rozwiązał moje oczy. Przetarłam je dłonią i rozejrzałam się w około. Stałam na środku jakiejś polany, w około której rozciągał się las. Lekkie powietrze i zanikający mrok, wskazywały na wczesny poranek, co oznaczało, że jechaliśmy tutaj całą noc. Spojrzałam na niskiego mężczyznę w masce, który stał zaraz za mną i bacznie mi się przyglądał. Nie wiedziałam, gdzie przepadła pozostała dwójka napastników, ale jeden oprawca na karku zupełnie mi wystarczył

Forgive Me!Where stories live. Discover now