Rozdział 17. Sam & Victor.

6.3K 185 9
                                    

Mijały kolejne godziny, a Jeff wciąż nie wracał do domu. Dzwoniłam do niego kilkukrotnie, ale jego telefon zupełnie milczał, przez co zaczęłam się już nieco niepokoić. Ciężko było mi wysiedzieć w jednym miejscu, nieustannie krążyłam po salonie, na zmianę podchodząc do każdego okna. Nie wiedziałam co wydarzyło się w domu Oliviera. Bałam się o brata, by nie wpakował się w jakieś kłopoty. W Seattle często brał udział w bójkach i nawet kilka razy zdarzyło się mu spędzić noc na komisariacie. Ten chłopak potrafił narozrabiać. Niepewność i lęk, w którym trwałam, coraz bardziej dawały o sobie znać. Nogi trzęsły mi się ze strachu, a do głowy przychodził same najczarniejsze scenariusze. Prosiłam Jeffa, by dał sobie spokój, ale to nie było by w jego stylu. Musiał załatwić tą sprawę po swojemu i do głowy by mu nie przyszło, aby odpuścić. Weszłam do kuchni i wyciągnęłam z szafki duży kubek. Włożyłam do niego woreczek melisy i zalałam napar wrzącą wodą. Z powrotem powędrowałam na kanapę, włączyłam jakiś program telewizyjny, byle by chociaż przez chwilę, nie myśleć o tej całej sytuacji i zatopiłam usta w gorącym napoju. Odkładając kubek na stół, usłyszałam mocne szarpnięcie za klamkę. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do drzwi by je otworzyć.

— Jeff! — krzyknęłam, widząc brata w progu. — Nic Ci nie jest? Dlaczego się nie odzywasz?

— Telefon mi padł — wymruczał pod nosem.

— A to co? — Wskazałam na jego twarz. — Podnieś głowę. — Chwyciłam go za policzki i uniosłam jego głowę do góry. — Cholera! Masz cały zakrwawiony nos.

— Cześć. Ty pewnie jesteś Ellen? — Z ciemności wyłoniła się postać wysokiego szatyna.

— Zgadza się. — Zmarszczyłam brwi.

— Miło mi, Sam. Masz jakiś plaster w domu? — Uśmiechnął się, ukazując rozciętą wargę.

— Cholera, tak, pewnie. Zaraz coś znajdę. — Odwzajemniłam uśmiech, wpuszczając chłopaka do środka.

— Sam z Victorem byli ze mną — odezwał się Jeff, wskazując na drugiego chłopaka.

— Victor też potrzebuje opatrunku? — zapytałam, dokładnie skanując wzrokiem całą trójkę.

— Nie, ja jestem cały i zdrowy — zaśmiał się czarnowłosy. — Oni oberwali mocniej.

— Dobrze. W takim razie Jeffa i Sama muszę opatrzeć. — Pokręciłam głową. — Idźcie oboje do łazienki, zaraz do was przyjdę.

Podbiegłam do komody stojącej w przedpokoju i z ostatniej szuflady wyciągnęłam małą apteczkę. Zabrałam z niej wodę utlenioną, waciki, plastry oraz nożyczki i z całym potrzebnym asortymentem powędrowałam do łazienki. Obejrzałam dokładnie nos starszego brata, który na szczęście nie był złamany. Krew cisnęła się przez jego nozdrza, kapiąc na umywalkę. Chłopak pochylił swoją głowę, dociskając mokry ręcznik by przystopować krwawienie, które już po chwili zupełnie ustąpiło. Przemyłam jego nos wodą utlenioną by dokładnie go oczyścić i zalepiłam plastrem. Spojrzałam na Sama, który ściągnął zakrwawioną koszulkę i siedział teraz na pralce. Cierpliwie czekał na swoją kolei, co jakiś czas dotykając pękniętej wargi by zetrzeć gromadzącą się krew, która spływała po jego twarzy i kapała na obojczyki. Wyprowadziłam obolałego Jeffa z pomieszczenia by w spokoju zająć się drugim poszkodowanym. Podeszłam do chłopaka, spoglądając uważnie na jego głęboką ranę. Nabrałam na wacik odrobinę wody utlenionej i przybliżyłam do jego ust.

— Będzie szczypać. — Uprzedziłam, stopniowo przykładając go do rozcięcia.

— Spróbuję wytrzymać.

— Możesz mi powiedzieć, co wy tam narobiliście? — Spojrzałam podejrzliwie, ale ten tylko uśmiechnął się pod nosem.

— To, co musieliśmy — wycedził Victor, stając w progu.

Forgive Me!Where stories live. Discover now