Rozdział 5. Chloe.

10K 300 54
                                    

Szybkim ruchem wyłączyłam alarm, który ustawiony był na ósmą rano. Była sobota, czyli jeden z piękniejszych dni w trakcie roku szkolnego, kiedy czas nie był ograniczeniem i można było się wyspać. Zamknęłam ponownie oczy z zamiarem powrócenia do krainy snów, ale światło dzienne, które usilnie próbowało wedrzeć się do pomieszczenia przez małą lukę w roletach, raziło mnie nieustannie w oczy. Odwróciłam się na drugi bok i przykryłam kołdrą, próbując w dalszym ciągu zasnąć, co nie było zbyt łatwe. Przyroda, która zaczęła budzić się do życia jeszcze bardziej to utrudniała. Każdy najmniejszy szmer, potrafił mnie rozbudzić, a już na pewno ptaki, które hałasowały na gałęziach. Wiatr wiał bardzo mocno, przez co mniejsze konary drzew nieustannie utykały o okno, a grube krople deszczu, uderzały w blachę przy parapecie tworząc nieprzyjemny szum. Lekko poirytowana wstałam z łóżka i powędrowałam w kierunku szafy, z której wyciągnęłam czyste rzeczy, w które od razu się przebrałam. Zabrałam ze stolika laptop i usiadłam na łóżku. Oparłam się plecami o ścianę i założyłam słuchawki na uszy. Kliknęłam w ikonkę YouTube, by włączyć jakąś fajną piosenkę, jednak w momencie, kiedy zalogowałam się do aplikacji zostałam zasypana falą powiadomień z piosenki, którą dzień wcześniej umieściłam z Lukasem na moim koncie. Weszłam w mały czerwony wykrzyknik i zjechałam kursorem na liczbę wyświetleń, a moim oczom ukazało się okrągłe 10,000 tysięcy. Jasny szlak — przeklęłam pod nosem. Taka liczba przez jeden dzień, była dla mnie czymś niewiarygodnym. Dla pewności odświeżyłam stronę dwa razy, ale wynik stale rósł. Weszłam w sekcję komentarzy, która też była miłym zaskoczeniem. Chciałam pobiec do pokoju Lucasa i wykrzyczeć co udało nam się osiągnąć, ale kiedy przypomniałam sobie wczorajszy wieczór i naszą wymianę zdań, szybko się rozmyśliłam.

— Wstałeś tak wcześnie? — zapytałam, przecierając zaspane oczy, kiedy niemal wpadłam w progu swoich drzwi na przechodzącego korytarzem czarnowłosego.

— Ta, wyspałem się już.

— Jest sobota. — Spojrzałam na niego podejrzliwie.

— Dobra, obudziłem się i nie mogłem zasnąć, nie ważne.

— Dlaczego?

— Nie wiem, chciałem zapalić — oznajmił, wyciągając z kieszeni bluzy paczkę czerwonych Marlboro i zapalniczkę.

— Palisz?

— Najwyraźniej.

— Mogę jednego?

— To nie dla Ciebie.

— Chcę spróbować.

— Nie dam Ci, to szkodzi — westchnął otwierając balkon, na który od razu wyszedł.

— Sama o tym zdecyduje — stwierdziłam, dołączając do chłopaka.

— Nie tym razem.

— Chcę cholernego papierosa! — syknęłam, łapiąc bruneta za ramię.

— Mówię coś do cholery, Ellen nie chcę żebyś paliła — warknął, chowając paczkę do bluzy.

— A pieprz się — mruknęłam, wracając do jego pokoju. — I jeszcze jedno..

— Co znowu? — Przewrócił oczami.

— Zresztą, już nie ważne. — Trzasnęłam za sobą drzwiami.

Zeszłam schodami na dół prosto do kuchni, w której siedział już Jeff. Przywitałam się z bratem, jednocześnie sięgając do lodówki po dżem morelowy. Posmarowałam dwie kanapki i nalałam do szklanki wodę, do której wcisnęłam trochę cytryny.

— Skoczysz później ze mną na zakupy? — zaproponował.

— Jasne, po coś konkretnego? Lodówka jest pełna.

Forgive Me!Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu