Rozdział 10

51 5 2
                                    

Po lekcjach mama od razu zawiozła mnie do domu, a sama pojechała na jakieś spotkanie. Zjadłam obiad w swoim pokoju i równocześnie zajęłam się  zmywaniem makijażu. Miałam mało czasu, żeby odświeżyć po szkole i być na czas w skateparku. Szczerze nie miałam ochoty tam iść, bo bałam się, ale zostałam namówiona przez dziewczyny. Ja nawet nie potrafię jeździć na żadnej desce czy czymkolwiek. Nigdy nie miałam zdolności do rzeczy tego typu.

Coraz częściej patrząc w lustro starałam się dostrzec jakieś różnice w moim wyglądzie. Jednak ani się nie zmieniałam ani nie czułam żadnych mdłości czy zachcianek. Inaczej wyobrażałam sobie cały ten okres.

Zjadłam posiłek i pobiegłam umyć szybko zęby. W tym samym czasie próbowałam się ubrać, żeby nie tracić czasu. Założyłam zwykłe szorty, białą bluzkę na cienkich ramiączkach i vansy. Poprawiłam rzęsy czarnym tuszem i nałożyłam krem na twarz.

Nie zdążyłam zrobić więcej, bo czas mnie gonił. W biegu zabrałam zapinaną bluzę i związałam włosy w kucyk. Jak się dowiedziałam skatepark nie był daleko od mojego domu, więc spokojnie mogłam tam dojść bez zbędnych trudności.

- Gdzie tak pędzisz? - podskoczyłam na głos taty, bo nie spodziewałam się jego obecności o tej godzinie w domu.

- Wychodzę ze znajomymi.

- Podrzucić cię?

- Nie, dzięki to blisko. Przejdę się.

- Podrzucę cię - stwierdził i ruszył za mną z kluczykami w ręce. Westchnęłam, ale nie protestowałam, bo nie chciałam z nim dyskutować. - Nie mówiłaś, że już się z kimś zaprzyjaźniłaś - zagadnął uruchamiając silnik.

- To tylko znajomi - wyjaśniłam.

- Powiedziałaś im? - popatrzył na mnie zza oprawek ciemnych okularów. Wyglądał lekko groźnie w tym wydaniu.

- Jeszcze nie.

- To na co czekasz? Kiedy sami się dowiedzą? Nie będzie wtedy ciekawie - powiedział i niestety musiałam przyznać mu racje. Nie jest mądre, że to ukrywam. Resztę drogi już nie wracaliśmy do tego tematu, tylko mówiłam mu gdzie ma się kierować. Zatrzymał samochód na parkingu, skąd w oddali widziałam ludzi spędzających czas w skateparku. Chwilę później zauważyłam Sama, Nathaniela i Lizzy przed sklepem po drugiej stronie ulicy.

- Uważaj na siebie - popatrzył na mnie wymownie i podał mi pieniądze, które wyciągnął wcześniej z portfela. Podziękowałam i udałam się w ich stronę.

*****

- Twój tata jest taki gorący! - pierwsze co usłyszałam kiedy przywitałam się z Lizzy. Zrobiłam skwaszoną minę i odsunęłam się od blondynki.

- Przestań - wiedziałam, że tata nadal stał na parkingu i uważnie mi się przyglądał. Dlatego też Lizzy i reszta go zauważyła. Błagałam w głowie, żeby już odjechał i temat się skończył. Oczywiście tak jakbym przewidziała chłopaki rozpływali się na widok nowego Mercedesa taty. Zachowywali się gorzej niż dzieciaczki. 

- Gdzie reszta?

- W sklepie - odpowiedział szybko Sam i dalej zagłębił się w rozmowę z Nathem, tym razem o lśniącym lakierze.

- Cześć Quinn! - powiedziały Diana i Mo chórem. Wyszły ze sklepu z dwoma plecakami wypchanymi po brzegi, niestety nie było mi dane wiedzieć czym. Za nimi wyszedł Reece, a w ramionach trzymał swoje zakupy. Kiwnął głową w moją stronę jak zawsze przy przywitaniu, a potem nachylił się, żeby pocałować mnie w policzek. Cóż zrobił to pierwszy raz i byłam nieźle zdziwiona. Zdziwona to nawet mało powiedziane. Nie wiedziałam jak na to zareagować, ale mój tata był szybszy i kiedy tylko jego usta zetknęły się z moim policzkiem zatrąbił dosyć głośno.

- Cholera! - Reece ze strachu upuścił paczkę żelków, co było dość zabawne. 

- Tata Quinn jeszcze nie odjechał - wyjaśnił ze śmiechem Sam. Normalnie zwijał się ze śmiechu i jeśli tylko by mógł to tarzałby się po ziemi. Nath jak i dziewczyny byli w podobnym stanie.

- Jutro w tym basenie chyba będę utopiony - stwierdził, ale jemu jako jedynemu nie było do śmiechu.

- Mój tata nie jest straszny - próbowałam go pocieszyć, ale nie wyszło mi to. Sama nie wierzyłam w moje słowa.

*****

Całą chociaż krótką drogę ze sklepu na skatepark chłopaki śmiali się z Reeca, a dziewczyny zachwycały się moim tatą. Ja po prostu byłam zażenowana sytuacją, która miała miejsce. Nie powinno tego w ogóle być.

Tuż przed wejściem na teren parku każdy oprócz Sama, Mo i mnie wyciągnął swoją deskę. Czułam się jak piąte koło u wozu, ponieważ nie miałam nawet pojęcia jak prawidłowo stanąć na desce, a co dopiero na niej jeździć. Przynajmniej będą mieli kogoś, żeby pilnował im plecaki.

- Mam dla ciebie soczek - odezwał się Reece, kiedy zajęliśmy ławkę najbliżej jednej rampy. Spojrzałam na niego zdziwiona, bo nie wiedziałam do końca czy na pewno mówi do mnie. Byłam pewna dopiero kiedy wyciągnął do mnie rękę z sokiem winogronowym w kartoniku. - To za podkradanie lunchu.

- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. To bardzo miłe, ale dziwne. 

Dookoła było dużo dzieci, nawet z rodzicami, ale ludzie w naszym wieku też się zdarzali. Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu. Ludzi, którzy robią jakieś triki na deskach widziałam tylko na Instagramie. Ile jeszcze fajnych rzeczy mnie ominęło przez to, że chodziłam do Kennedy'ego? Myślę, że mnóstwo.

To było bardzo miłe z ich strony, żebym nie siedziała sama na ławce zmieniali się co jakiś czas i nie zostawiali mnie. Miałam wtedy szanse na rozmowę z każdym z nich z osobna.

- Quinn chcesz spróbować? - zapytała uśmiechnięta Lizzy zatrzymując się przede mną. W mojej głowie odpalił się alarm. Głośny, piszczący, czerwony alarm. Nie rób tego! Nie rób tego!

- Chętnie - wstałam i chwyciłam deskę w ręce. Ustawiłam ją przed sobą i spojrzałam niepewnie na resztę, którzy zatrzymali się, aby zobaczyć moje pierwsze zetknięcie z deską.

Nath widząc moje niepewne zachowanie złapał mnie za dłoń i asekurował. Faceci są źli.

- Dasz radę, Queen - krzyknął Sam i zagwizdał. Z pomocą Natha weszłam na deskę i odepchnęłam się lekko.

- Jadę! - pisnęłam podekscytowana. Widziałam, że dziewczyny ze śmiechem mnie nagrywają, ale byłam za bardzo skupiona na "jeździe". Tak mi się spodobało, że przygarnęłam sobie jedną deskę na dłuższą chwilę. Słońce już zaczęło zachodzić, a ludzie się wykruszali. Lampy się już zapaliły, a my rozmawialiśmy na różne tematy.

- Pora na dopięcie wieczoru - postanowił Sam i wyciągnął z plecaka Diany kilka piw. To na mnie chyba czas...

- Ja podziękuję - odmówiłam kiedy Monica podała mi butelkę.

- Księżniczka nie pije tanich piw? - zaśmiał się Nathaniel i otworzył swoje. Dawno mi nie dogryzali.

- Nie mam ochoty na alkohol - powiedziałam. - Już będę wracać.

- Nie pije, nie pali, chodziła do prywatnej szkoły. Czego się spodziewałeś po bogatej dziewczynie? - prychnął brunet po mojej lewej. Z miłego wieczoru zaczęło znów robić się nieprzyjemnie.

- Oh.. zostawcie ją w spokoju! Nie chcę pić to nie - powiedziała Diana i wzruszyła ramionami. Dziewczyny ją poparły i byłam im za to wdzięczna. Skończyli dogryzanie na tym, ale humoru mi to nie wróciło. 

________________________________________________________________________________

QuinnUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum