Rozdział 4

60 6 0
                                    

Resztę tygodnia spędziłam na odrabianiu prac wakacyjnych i przygotowywaniu się do szkoły. Praktycznie miałam wolny dom, bo rodzice pracowali do wieczora. Tacie zbliżał się termin rozprawy, a mama kończyła swoją kolekcje jesienną. Starałam się odpychać myśli o ciąży dopóki nie dawało mi się to aż tak bardzo we znaki.

Śniadania jadłam sama, obiady również i kolacje podobnie. Jeszcze w tamto lato nawet nie myślałam, że tak to będzie wyglądać. Rok temu kąpałam się w słońcu razem z moimi przyjaciółkami nad morskim wybrzeżem. Rozmawiałyśmy o chłopcach, ubraniach i serialach. O wszystkim tylko przypominały mi zdjęcia przyklejone na ścianę nad łóżkiem.

Przez długie minuty przyglądałam się polaroidom i mimowolnie po moich policzkach płynęły łzy, bo wszyscy ludzie na tych zdjęciach okazali się tak bardzo podli i toksyczni. Za wszystkimi tymi wspaniałymi wspomnieniami kryły się jeszcze gorsze przeżycia.

Poderwałam się z miejsca i chaotycznie zaczęłam zrywać zdjęcia jedno po drugim. Na ścianie pozostawiłam ślady w postaci oderwanej farby, ale nie przejmowałam się tym. Weszłam do garderoby i wrzuciłam zdjęcia do kartonu, który stał w rogu. Były tam wszystkie rzeczy, które zostały mi po starej szkole.

Starłam mokre ślady z policzków i sięgnęłam po kolorowy, dawno zapomniany już karton. Usiałam na łóżku i otworzyłam pudełko, w którym były schowane wszystkie moje szkice, malunki i inne osobiste rzeczy. Powycinałam kilka rysunków na mniejsze części i przykleiłam na ścianę w miejsca gdzie farba była zdarta. Zajęło mi to trochę ponad godzinę i dało bardzo ładny efekt.

Na koniec w pudełku zostały tylko farby, pędzelki i kartki. Aż mnie korciło, żeby zacząć coś nowego, tylko nie mogłam się pozbyć tych nieprzyjemnych komentarzy, które słyszałam wcześniej. Zamknęłam karton i wepchnęłam pod łóżko.

*****

W poniedziałek rano wstałam od razu z budzikiem. Ogarnęłam się w pół godziny i jako, że już wczoraj uszykowałam sobie ubrania, po prostu je ubrałam i spakowałam torebkę do końca.

Sama do końca nie byłam pewna jak będzie wyglądać ten dzień, bo z opowiadań dyrektora nie będzie żadnej oficjalnej akademii, jedynie lekcje według planu. Oczywiście nie będzie wykładów tylko lekcje wprowadzające. To było dla mnie coś nowego, bo w prywatnej szkole co roku były oficjalne przemówienia i każdy wyglądał pięknie w eleganckich ubiorach.

Na wszelki wypadek ubrałam się w coś pomiędzy luźnym, a eleganckim stylem. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy z pokoju i udałam się na dół, na śniadanie, które już za mną czekało. 

- Podekscytowana pierwszym dniem w szkole? - spytała mama, a tata odsunął dla mnie krzesło. Podziękowałam i zaczęłam jeść.

- Bardziej zestresowana - przyznałam. Zaczęli mnie uspokajać i pocieszać oraz zapewniać, że na pewno wszystko się uda i od razu mi się spodoba. Nie byłam tego taka pewna, ale nie chciałam tego już mówić na głos. Po śniadaniu razem z tatą zaczęłam się zbierać w stronę auta. Ustalili, że on będzie mnie zawozić, a mama odbierać. Nie miałam jeszcze prawa jazdy, więc byłam skazana na ich podwózki, a na komunikację miejską po prostu nie chcieli się zgodzić i dobrze. Nie wytrzymałabym tego.

Chwilę przed ósmą tata zostawił mnie pod szkołą życząc powodzenia. Przed budynkiem stało pełno osób, które formowały się w grupki. Było słychać głośne rozmowy, śmiechy i krzyki. Wszyscy mieli szerokie uśmiechy na twarzy, a to dziwne bo musieli wrócić do szkoły. Przecież nikt nie lubi szkoły! Co chwile na parking wjeżdżały nowe samochody, rowery, a czasem nawet motocykle. Budynek tętnił życiem i wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy kiedy byłam tutaj po raz pierwszy.

Ruszyłam przed siebie i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nikt nie odzywał się do mnie. Nikt nie próbował zagadywać, podrywać ani wyzywać. Miła nowość. Nawet uśmiechnęłam się pod nosem, bo czułam, że zaczęłam nowy, lepszy rozdział w życiu.

- Zapraszam wszystkich do klas! - głos nauczyciela rozniósł się po części korytarza gdzie szłam. Nadal szukałam sali i nie ułatwiali mi to ludzie, którzy obijali się o moje ramiona. Wreszcie stanęłam przed odpowiednią salą i weszłam do środka. Była tam już nauczycielka i kilku uczniów, którzy byli zajęci telefonami i rozmową. Pierwszą lekcją był angielski.

Następne piętnaście minut spędziłam na rozglądaniu się po sali i słuchaniu głosu nauczycielki, która opowiadała o swoich wakacjach oraz celach jakie chcę z nami zrealizować w tym roku szkolnym. Zapisywałam niektóre ważniejsze rzeczy, o których słyszałam pierwszy raz.

- Co ty tak wszystko skrupulatnie zapisujesz? - podniosłam głowę i zobaczyłam parę głęboko niebieskich oczu wpatrujących się we mnie. Blondynka o platynowym odcieniu z różowymi końcówkami siedziała bokiem do mnie i opierała się plecami o ścianę. Oparła łokieć o moją ławkę i zmarszczyła brwi próbując przeczytać moje notatki do góry nogami. - Ona mówi to co roku.

- J.. Ja jestem tutaj nowa - wyjaśniłam i zamknęłam notes. Pokiwała głową rozumiejąc i nadal patrzyła na mnie zainteresowana. - Jestem Quinn - przedstawiłam się. A co mi tam. Najwyżej mnie wyśmieje. Opanowałam to do perfekcji.

- Elizabeth, ale wolę Lizzy - podała mi dłoń, którą uścisnęłam. - Oprowadzić cię po szkole?

- Oh.. nie dzięki. Dyrektor mnie oprowadzał.

- Co?! - wybuchnęła, przez co kilka osób na nią spojrzało. - Co? - powtórzyła ciszej.

- Byłam tu w wakacje i wtedy mnie oprowadzał. Dostałam się w ostatnim terminie - powiedziałam. Może to zły pomysł, że od razu jej wszystko powiedziałam? Nie chciałam się tak otwierać przed obcą osobą, bo bałam się zranienia. Mogła to wykorzystać przeciwko mnie. Ale skąd mogłam wiedzieć, że dyrektor tego nie robi normalnie?

- Jezu Chryste a to nowość - skomentowała zaskoczona. Przerwała jej nauczycielka, która poprosiła o prace wakacyjne. Wyciągnęłam, więc swoją z torebki i położyłam na kraniec stołu, żeby osoba, która zbiera miała łatwiej. - Zrobiłaś też prace? Z choinki się urwałaś?

- Dlaczego miałabym jej nie robić? Też ją masz.

- Jeśli dostałaś się w ostatnim terminie znaczy, że spędziłaś ostatnie dni wakacji na pisaniu o nudnych typkach romantyzmu - zaśmiałam się na jej słowa, a ona zrobiła po chwili to samo. Miała okropnie zaraźliwy śmiech! - Zjesz ze mną lunch? - spytała, a w mojej głowie rozpętała się burza. Zgodzić się czy nie?

________________________________________________________________________________

QuinnWhere stories live. Discover now