Rozdział 8

50 4 0
                                    

Zanim zostałam wypuszczona z auta dostałam niezły wykład, że mam na siebie uważać i dzwonić kiedy cokolwiek się zdarzy. Nie martwili się o mnie aż tak bardzo kiedy zawozili mnie na domówki z Kennedy'ego. Wydaje mi się, że to przez tatę, który bardzo jest uprzedzony do publicznej szkoły. Myśli zapewne, że prywatna była taka super i nie mogło się tam mi nic stać, a jednak.

Zamknęłam drzwi auta i ruszyłam przed siebie do restauracji, którą widziałam z parkingu. Było chwilę po piątej, więc chyba wszyscy powinni być na miejscu. Oczywiście o ile nie są spóźnialscy. Restaurację od oceanu dzieliła jedynie ulica i widok już teraz był przepiękny.

Lokal w środku był przytulny i zachęcał do siedzenia tu godzinami. Rozglądałam się po stolikach i nie mogłam na pierwszy rzut oka znaleźć nikogo kogo znałam. Wtedy oblałam się potem i zaczęłam się denerwować, bo przez myśl przemknęło mi, że robią sobie ze mnie zwykłe żarty.

- Cześć, Queen. Myślałem, że nie przyjdziesz - usłyszałam głos przy uchu i rękę, która opadła na moje ramię. Przekręciłam twarz w bok i zobaczyłam brązowe loczki Natha. Lekko odetchnęłam z ulgą, ale nie czułam się jednak komfortowo jak mnie tak trzymał. Faceci to zło.

- Mam na imię Quinn, a nie Queen - poprawiłam go, na co zaśmiał się krótko.

- Oczywiście - puścił mnie i poszedł od razu za Samem i Reece'm do stolika.

- Hej Quinn! - przywitałam się z dziewczynami przytulasem i poszłyśmy w stronę stolika, który zajęli chłopaki. Siedzieli już na zaokrąglonej kanapie, więc ja i Lizzy się do nich dosiadłyśmy po obu stronach, a Diana i Monica dostawiły sobie krzesła.

- Jestem tak cholernie głodny - mruknął Sam i rozłożył się na stole.

- Ty zawsze jesteś głodny - zauważyła ze śmiechem Diana. Również się nie dziwiłam temu co powiedział Sam, bo nawet przez ten tydzień mogłam zauważyć jak bardzo przepada, a wręcz kocha jedzenie i nie ma go nigdy dość.

- A ty zawsze jesteś wredna - pokazał jej język i zawołał kelnera, na co prawie wszyscy zabuczeli, bo nie byli gotowi, żeby złożyć zamówienie. Chłopaki i Diana zamówili dla siebie małe pizze i napoje, za to Lizzy wzięła sałatkę z kurczakiem, a ja wraz z Mo shake'i i frytki z różnymi sosami. Nigdy nie byłam w Alberto, a wszyscy wyraźnie chwalili jedzenie tutaj. Preferuję jakieś bardziej eleganckie restaurację. 

- Dobra, więc ja zapytam - uniosła się w pewnym momencie Lizzy i zaprzestała tym samym wszystkich rozmów przy stoliki. Wszyscy skupili na niej swój wzrok w tym ja. - Dręczy nas jedna sprawa - spojrzała prosto na mnie i już czułam, że przyniesie mi to kłopoty. - Czy dyrektor jest twoim krewnym?

- C..co? - normalnie mnie zatkało i nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa. To było takie absurdalne! Pokręciłam głową i zaczęłam się śmiać pod nosem - Nie. Oczywiście, że nie!

- To dlaczego przyjął cię kilka dni przed rozpoczęciem i do tego traktuję cię na taryfie ulgowej? - dopytywała dalej, a ja plotłam to co ślina mi przyniosła na język. To fakt widzieli kilka razy jak dyrektor zaczepia mnie na korytarzu i pyta jak się mam. Dla mnie to było normalne, że nauczyciele interesują się uczniami. W Kennedy'm każdy nauczyciel znał każdego ucznia i to było w porządku pytać o jego samopoczucie.

- Mówiłam wam, że moja sytuacja w tamtej szkole była skomplikowana, więc przyjął mnie jedynie ze względu na dobre oceny i opinie - wyjaśniłam.

- Ze względu na oceny czy pieniądze?

- Reece! - chłopak został upomniany przez koleżanki równocześnie, więc podniósł tylko ręce w geście obronnym.

QuinnNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ